Korespondencja z Paryża. Kilka dni wolnego

/ Adam Romer , źródło: własne, foto: AFP

Iga Świątek jest już w ćwierćfinale turnieju paryskiego, ale droga do niego była dziś wyjątkowo wyboista. Chinka Qinwen Zheng postawiła się Polce. Po 160 minutach gry i trzech setach liderka rankingu WTA zapisała jednak na swoim koncie 32 wygrane spotkanie z rzędu. I dziś tylko to się liczy.

Adam Romer, Korespondencja z Paryża

Twórz z nami najlepszy magazyn tenisowy, zostań patronem Tenisklubu: https://patronite.pl/Tenisklub!

– Chinka grała bardzo mocny topspin i musiałam się do tego przyzwyczaić i dopiero z czasem rozluźniła mi się ręka – mówiła tuż po meczu Iga do mikrofonu Eurosportu.

Rzeczywiście od pierwszej piłki pojedynku Zheng postawiła na mocne topspinowe uderzenia z głębi kortu. Właściwie to zawsze jest broń Igi, która w ten sposób spycha swoje przeciwniczki do obrony za końcową linią. A do tego dokłada sporą garść wygrywających piłek. Tym razem tak nie było, bo Chinka odpowiadała równie mocno i agresywnie. Mimo takiej wymiany ciosów, to Iga cały czas w pierwszej partii prowadziła.

Świątek grała falami. Prowadziła 3:0, by dać Zheng wygrać dwa kolejne gemy. Odskoczyła na 5:2, by dać się dogonić nie wykorzystując po drodze trzech piłek setowych. Przy kolejnym gemie serwisowym Chinki znów miała dwie piłki setowe, których nie wykorzystała.

Gdy doszło do tiebreaka, kibice z Polski zadrżeli. Zaczęło się od 0-2. Po chwili było 5-2, a po kolejnej 5-7… Było to pierwszy przegrany set od 20.

– Oczywiście nie jest to komfortowa sytuacja, ale starałam się wyciągnąć to co najlepsze z tej sytuacji, Waśnie, że mogę wrócić mimo niekorzystnego wyniku w pierwszym secie – mówiła Iga na pomeczowej konferencji.

Mecz rzeczywiście zmienił się od początku drugiej partii. Polka ruszyła znacznie odważniej do przodu, a Chinka jakby przygasła. Przy stanie 3:0, Zheng poprosiła o przerwę medyczną, po której wróciła z zabandażowanym lewym udem.

– Właściwie to miałam kłopoty z brzuchem, spowodowane pierwszym dniem okresu. W takich chwilach wolałabym być na korcie mężczyzną – przyznała China w sali konferencyjnej. Nic dziwnego, że jeszcze w trakcie drugiego seta zdjęła bandaż. Niewiele to pomogło, bo seta w ekspresowym tempie wygrała 6:0 Polka.

– Jestem tego świadoma już, że nawet po przegraniu seta, masz jeszcze szansę w drugim i trzecim. To mnie uspokaja – przyznała Iga. Opowiadała też, że ponieważ na korcie ma się dużo czasu, od małego stara się nucić różne piosenki w myślach („I’m singing in my mind”). Dziennikarze od razu chcieli dowiedzieć się co takiego. – Różne rzeczy – odpowiedziała.

W decydującym secie Chinka miała moment, gdy wydawało się, że może wrócić do lepszej gry. Wygrała dwa gemy przy swoim podaniu, było nawet 3:2, ale dużo bardziej rutynowana z tej dwójki Iga nie wypuściła już prowadzenia.

– Staram się patrzeć na to pozytywnie. Dostałam „zimny prysznic” w pierwszym secie, ale potem się pozbierałam. Dziś był ciężki dzień, trochę ciężko mi się pozbierać – przyznała Polka. Czuć to było na konferencji, bo kilka razy się „zawieszała” i żartowała, że dziś jakoś jej nie idzie…

Odniosła się także do dość emocjonalnych interakcji ze swoim boksem oraz do zmiany butów przed rozpoczęciem tiebreaka.

– Rzeczywiście było to dość emocjonalne, ale reakcje szczególnie Darii dały mi dodatkową energię. Wiem, że czasami to wygląda dziwnie, ale oni są dla mnie wyrozumiali za moje reakcje, bo na korcie jestem jednak sama – wyjaśniała Iga a w kwestii butów powód zmiany był prozaiczny. – Miałam wrażenie, że mam gorszą przyczepność. Miałam wrażenie, że mączka była dziś bardziej sucha. To dlatego – opowiadała.

Jutro Iga ma dzień wolny. Kończy 21 lat i zapewne będzie miała chwilę na świętowanie i może odcięcie się od tenisa, choć na pewno planuje odbyć normalny trening.

Na pytanie czego jej życzyć, odpowiedziała: „Kilku dni wolnego” a po chwili dodała „i jeszcze kilku dni wolnego”…

Wolne Polka weźmie zapewne po zakończeniu turnieju. Już w środę czeka ją ćwierćfinałowy pojedynek z Jessicą Pegulą, najwyżej rozstawioną tenisistką w turnieju poza samą Igą. Mecz raczej w sesji dziennej, bo jak sama Iga przyznała nie pali się do grania w sesji nocnej.

Partnerem relacji medialnych „Tenisklubu” jest PZU, oficjalny sponsor Igi Świątek.


Wyniki

Wynik 4 rundy turnieju kobiet:

Iga Świątek (1) – Qinwen Zheng (Chiny) 6:7(5), 6:0, 6:2.

Roland Garros. Ćwierćfinał uciekł Rosolskiej

/ Anna Niemiec , źródło: własne, foto: Olimpia Dudek

Alicja Rosolska i Erin Routliffe nie wystąpią w ćwierćfinale turnieju gry podwójnej w Paryżu. W poniedziałek minimalnie lepsze okazały się Anna Bodnar i Greet Minnen.

Spotkanie lepiej rozpoczęły Węgierka i Belgijka, która odebrały podanie warszawiance w trzecim gemie. Polka i jej partnerka błyskawicznie odrobiły jednak stratę. Później żaden z duetów nie miał już szans na przełamanie i do rozstrzygnięcia konieczny okazał się tie-break. Tę dodatkową rozgrywkę lepiej rozpoczęły Rosolska i Routliffe, które odskoczyły na 3:1 i 6:2. Rywalki dwie pierwsze piłki setowe obroniły, ale przy trzeciej musiały już skapitulować.

Reprezentantka Polski i jej partnerka bardzo dobrze rozpoczęły również drugą odsłonę i już w pierwszym gemie odebrały podanie Minnen. Para węgiersko-belgijska nie wykorzystała dwóch szans na odrobienie start w szóstym gemie, ale po zamianie dopięły swego przy podaniu tenisistki znad Wisły. Końcówkę partii również lepiej rozegrały Bodnar i Minnen, które wyrównały stan rywalizacji.

Decydujący set miał bardzo podobny przebieg do drugiego. Rosolska i Routliffe przełamały jako pierwsze na 2:1. Niestety były w stanie utrzymać tej przewagi do końca meczu. Rywalki ponownie odrobiły stratę w ósmym gemie. W końcówce meczu Bodnar i Minnen zachowały więcej zimnej krwi i po 2 godzinach i 41 minutach walki to one mogły cieszyć się z awansu do najlepszej ósemki turnieju.

W poniedziałek Alicja Rosolska nie wykorzystała okazji, żeby po raz pierwszy w karierze awansować do ćwierćfinału paryskiej imprezy. Warszawianka po raz trzeci w karierze zatrzymała się na trzeciej rundzie Roland Garros.


Wyniki

Trzecia runda debla

A. Bodnar, G. Minnen (Węgry, Belgia) – A. Rosolska, E. Routliffe (Polska, Nowa Zelandia) 6:7(4) 7:5 7:5

Korespondencja z Paryża. To nie musiał być koniec

/ Adam Romer , źródło: Korespondencja z Paryża, foto: AFP

To wcale nie musiało się tak skończyć, a jednak Hubert Hurkacz skończył udział w Roland Garros po czterech setach meczu z Casperem Ruudem.

Korespondencja z Paryża, Adam Romer

Twórz z nami najlepszy magazyn tenisowy, zostań patronem Tenisklubu: https://patronite.pl/Tenisklub!

W poniedziałek z dwójki Ruud/Hurkacz to Norweg zagrał lepiej i co do tego nie można mieć wątpliwości. Jednak ten mecz nie musiał wcale się tak skończyć, a przynajmniej nie w czterech setach.

Polak serwował w secie czwartym przy stanie 2:1 i 40-15, był na fali, ewidentnie publiczność była po jego stronie i… stracił kolejne cztery punkty: słaby skrót, przestrzelony smecz, podwójny błąd serwisowy i atak do siatki, który skończył się minięciem zagranym z niezbyt trudnej pozycji przez Ruuda. Zamiast 3:1, zrobiło się 2:2, a w głowie Huberta znów musiał zapanować mętlik, tak jak to miało miejsce w secie pierwszym i drugim.

Tak czasem bywa. Zła decyzja, punkt ucieka… bywa – mówił po meczu Hurkacz.

Pierwsze dwie partie Polak praktycznie przespał. Dwa sety trwały 75 minut czyli mniej niż jeden grany w Rzymie z Davidem Goffinem. Hubert poruszał się po korcie trochę, jakby się nie do końca obudził. Jedyny żywszy moment, gdy zagrały emocje to kłótnia o ostrzeżenie, które Polak dostał od sędziego za opóźniony serwis.

Próbowałem potem mu wytłumaczyć, że za wcześnie włączył zegar. A ja zrobiłem wszystko normalnie – opowiadał o tym po meczu sam Hubert. Czy sytuacja miała wpływ na wynik, trudno powiedzieć. Zdarzyła się jednak w kluczowym momencie na początku drugiego seta i być może miała znaczenie, ze Norweg chwilę później Huberta przełamał.

Ja trochę słabiej serwowałem, Casper grał bardzo solidnie i dwa sety uciekły. Tak bywa – powtarzał Polak swój ocenę początkowych fragmentów meczu.

Gdy stracił przewagę w czwartym secie, zdawało się też, że stracił wenę. Ruud odżył i poszedł za ciosem odwracając losy seta z 1:2 do 5:2 ze swojej perspektywy.

Wprawdzie Hubert wygrał swój kolejny serwis, ale to już niewiele zmieniło. Ruud awansował do swojego pierwszego w karierze wielkoszlemowego ćwierćfinału.

Hurkacz osiągnął w Paryżu najlepszy wynik od 42 lat, gdy w ćwierćfinale tej imprezy grał Wojciech Fibak. Cały sezon na kortach ziemnych był dla wrocławianina znacznie lepszy niż przed rokiem, gdy na kortach z czerwonej mączki wygrał zaledwie jeden mecz.

Zaraz się stąd zbieramy. Na meczu Igi nie zostaję, ale mam nadzieję, że swoją passę przedłuży. Trzymam kciuki. Ja muszę się teraz trochę zresetować. Może spędzę z dwa, trzy dni bez rakiety, a potem trawa… – zdradził Polak. Jego plany startowe obejmują grę w niemieckich turniejach na kortach trawiastych w Stuttgarcie i w Halle.

Co do startu na Wimbledonie Hubert nie ma wątpliwości, że do Londynu przyjedzie. Nie chciał jednak za bardzo wypowiadać się na temat kwestii braku punktów i konfliktu na linii organizatorzy turnieju i ATP.

Jest jeszcze trochę czasu. Mam nadzieję, że jakoś to rozwiążą, ale teraz nie chcę i nie mogę niczego powiedzieć – mówił Hurkacz.

Nie chcesz czy nie możesz? – padło pytanie.

Nie chcę i nie mogę – odpowiedział Polak z tajemniczym uśmiechem.

 


Wyniki

Czwarta runda singla

Casper Ruud (Norwegia, 8) – Hubert Hurkacz (Polska, 12) 6:2, 6:3, 3:6, 6:3.