Antwerpia. Serwis kluczem do sukcesu

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Hubert Hurkacz ma za sobą trudną przeprawę, ale zagra w ćwierćfinale turnieju w Antwerpii. Utalentowany Jack Draper z Wielkiej Brytanii zadbał o to, by Polak musiał wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Młodemu tenisiście starczyło jednak sił tylko na dwa sety.

W pierwszej rundzie turnieju w Antwerpii, jako rozstawiony z „1”, Hubert Hurkacz miał „wolny los”. Rywalem Polaka w drugiej rundzie w Antwerpii był Jack Draper. Niespełna 21-letni Brytyjczyk uchodzi za objawienie tego sezonu. Wiele osób zastanawiało się, jak trudnym rywalem okaże się dla wrocławianina.

Udowodnił, że bardzo trudnym. Ten mecz od początku był niezwykle wyrównany. W pierwszych gemach to Draper miał nawet okazje do przełamania. I to pomimo imponującego serwisu Polaka. Hurkacz w pierwszej partii miał celność pierwszego podania na poziomie 80% i zanotował aż 10 asów. To pozwoliło mu wychodzić z ewentualnych opresji, natomiast sam miał problemy z odebraniem serwisu rywala. Zagrywka Brytyjczyka nie była może aż tak spektakularna, ale również bardzo skuteczna. Wiele emocji przyniosła końcówka pierwszej partii. Draper zdołał obronić dwie piłki setowe na 6:4 i doprowadzić do tiebreaka. W nim Polak zbudował sobie kilkupunktową przewagę, której nie pozwolił sobie wyrwać, wygrywając 7:5.

Wydawało się, że to przechyli szalę zwycięstwa na korzyść Polaka. Znacznie lepiej Hurkacz rozpoczął drugiego seta, dzięki czemu przełamał na 2:1. Jednak Draper zdołał wrócić do gry. Naszego reprezentanta nagle opuścił serwis, którym tak zachwycał jeszcze kilkanaście minut wcześniej. Sporo psuł, ale mimo wszystko nie pozwolił rywalowi wyjść na prowadzenie. Gorzej, że sam nie potrafił wykorzystać chociażby doskonałej okazji na breaka w dziewiątym gemie, po którym miałby okazję do zamknięcia meczu. Decydujący znów był tiebreak. Znakomicie rozpoczął go Draper. Szybko wyszedł na prowadzenie 5:1. Już mieliśmy nadzieję, że może jednak z braku doświadczenia je wypuści, bo Hurkacz zmniejszył stratę do zaledwie jednego punktu, ale jednak Brytyjczyk się nie dał i również wygrał 7:5.

Jak się okazało ten set bardzo dużo kosztował młodego zawodnika. W decydującej partii nie był już tym samym tenisistą. Rozdrażniony Hurkacz był znów bardziej skupiony i znacznie podniósł poziom swojej gry. W całym secie tylko dwa razy nie trafił pierwszym podaniem, a połowa jego serwisów to były asy! Draper był w tej sytuacji bezradny. Wygrał tylko jednego gema. Hurkacza czeka teraz starcie ze zwycięzcą meczu Austriaka Dominica Thiema z Argentyńczykiem Francisco Cerundolo. Przypomnijmy, że Hurkacz potrzebuje dobrych wyników w najbliższych dniach, by mieć szanse gry w ATP Finals.

Sztokholm. Kubot wreszcie z wygraną!

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Łukasz Kubot wreszcie odniósł zwycięstwo w turnieju głównego cyklu. Czekał na to od Wimbledonu, a biorąc pod uwagę tylko punktowane zawody – od Roland Garros. W Sztokholmie on i Austriak Philipp Oswald poradzili sobie z rywalami z Francji.

Po raz pierwszy Łukasz Kubot stanął po jednej stronie kortu z Philippem Oswaldem. Mający 36 lat Austriak w tym sezonie również nie najlepiej radzi sobie w głównym tourze, ale za to z powodzeniem startuje w Challengerach, regularnie walcząc o tytuły. Wraz z Holendrem Robinem Haase wygrał chociażby w sierpniu w Kozerkach.

W pierwszej rundzie turnieju w Sztokholmie Polak i Austriak mierzyli się z Francuzami Jonathanem Eyssericiem i Quentinem Halysem. Ci nie grali ze sobą od czasu Roland Garros, ale wcześniej znakomicie prezentowali się na poziomie Challengerów. W środowym spotkaniu szybko jednak inicjatywę na korcie przejęli Kubot i Oswald. Z łatwościa przełamali w trzecim gemie, a później nie mieli najmniejszych problemów z utrzymaniem własnego podania. Po niedługim czasie wykorzystali już pierwszą piłkę setową na 6:3 przy podaniu rywali.

Druga partia miała bardzo podobny przebieg. Zwycięzcy pierwszej części spotkania szybko wyszli na prowadzenie 3:0 i znów ani razu nie musieli bronić break-pointa. Spokojnie „dowieźli” przewagę i znó zdołali zakończyć partię przy podaniu rywali. Tym razem wygrywając 6:2. Dużo ciężej może być w ćwierćfinale. Rywalami będą rozstawieni z „1” Salwadorczyk Marcelo Arevalo i Holender Jean-Julien Rojer.


Wyniki

Łukasz Kubot, Philipp Oswald (Polska, Austria) – Jonathan Eysseric, Quentin Halys (Francja) 6:3, 6:2

Guadalajara. Finalistka Australian Open zatrzymała Fręch

/ Anna Niemiec , źródło: własne, foto: AFP

Magdalena Fręch zakończyła udział w turnieju Guadalajara Open Akron na drugiej rundzie. W środę zbyt wymagającą rywalką okazała się Danielle Collins.

Początek spotkanie był wyrównany, ale kluczowe piłki wygrywała Amerykanka. W pierwszych trzech gemach gra toczyła się na przewagi, podopieczna Andrzeja Kobierskiego miała w nich swoje szanse, ale żadnej nie wykorzystała. Reprezentantka Stanów Zjednoczonych zdobyła kolejne przełamanie w szóstym gemie i odskoczyła na 5:1. Fręch zdołała odrobić część strat i zbliżyła się na 3:5, ale na więcej przeciwniczka już jej nie pozwoliła.

Początek drugiej odsłony spotkania był zdecydowanie bardziej wyrównany. Druga rakieta Polski wypracowała sobie „breakpointy” w drugim i czwartym gemie, ale żadnego z nich nie wykorzystała. Gra toczyła się zgodnie z regułą własnego serwisu aż do wyniku 4:4. W dziewiątym gemie pierwszą w tej części meczu okazję na przełamanie wywalczyła Collins i wykorzystała ją wygrywającym forhandem po linii. Fręch nie zamierzała się jednak poddawać. W dziesiątym gemie wypracowała sobie szansę na odrobienie strat, ale 28-latka z Florydy wybroniła się dobrym serwisem. Po chwili finalistka Australian Open wywalczyła pierwszą piłkę meczową i po godzinie i 35 minutach gry zakończyła spotkanie.

Kolejną rywalką Danielle Collins będzie Maria Sakkarii. Obie tenisistki liczą się jeszcze w walce o WTA Finals.


Wyniki

Druga runda singla

Danielle Collins (USA, 14) – Magdalena Fręch (Polska, Q) 6:3 6:4

Neapol. Jeśli coś może pójść źle, wydarzy się tutaj

/ Jakub Dmoch , źródło: własne, foto: Lorenzo Ercoli/Jakub Dmoch

Za nami cztery dni turnieju ATP 250 w Neapolu. Tak absurdalnego, że gdyby historie z nim związane nie wydarzyły się naprawdę, trudno byłoby je wymyślić. A jeśli już, to na pewno w turnieju niższej rangi, a nie głównego cyklu.

Zacznijmy od tego, że w Tennis Napoli Cup rozegrano do tej pory (turnieje główne singla i debla plus kwalifikacje) 21 meczów, z czego w Neapolu odbyło się… pięć z nich. Resztę rozegrano w leżącym 20 km za miastem Pozzuoli. Jakby tego było mało, to te pięć meczów rozegrano na nawierzchni, która na ostatnią chwilę przyjechała z Florencji. Bez opisanej pomocy turniej by się po prostu nie odbył. Wybuchłby skandal, a kolejka do różnej maści odszkodowań nie miałaby końca.

Tak źle jeszcze nie jest. Z naciskiem na „jeszcze”, bo w Neapolu problemy rosną jak grzyby po deszczu. We wtorek okazało się na przykład, że trzeba zrezygnować z rozgrywania sesji wieczornej. Korty położone są nad samym morzem i po zachodzie słońca błyskawicznie złapały wilgoć. Mecz dnia pomiędzy Corentinem Moutetem a Lucą Nardim został przerwany po czterech rozegranych gemach…

To wcale nie tak, że wcześniejsze mecze przedłużały się w nieskończoność. Wręcz przeciwnie, na przykład Flavio Cobolli tylko przez godzinę stawiał opór Miomirowi Kecmanoviciowi. Takie rozstrzygnięcie to kolejny, tym razem mniej oczywisty cios w organizatorów. Cobolli, który na poziomie głównego cyklu nie wygrał jeszcze żadnego spotkania, otrzymał bowiem „dziką kartę” kosztem kończącego karierę Andreasa Seppiego. Rozochoceni perspektywą świetlanej przyszłości Włosi zapomnieli z szacunkiem spojrzeć w przeszłość i uhonorować tenisistę, który na rozkładzie ma Federera, Nadala, Murraya i wiele innych gwiazd.

No dobrze, ale w zasadzie czemu turniej w Neapolu toczy się poza Neapolem? – mógłby ktoś zapytać. Słowa są w zasadzie zbędne. Niech przemówią poniższe obrazy.

Kort centralny, aż do czasu ratunkowego transportu z Florencji, wyglądał tak samo. Totalna kompromitacja zajrzała organizatorom głęboko w oczy i trzymała nóż na ich gardle. Fakt, że mogło być jeszcze gorzej, to jednak marne pocieszenie, w momencie gdy nawet włoscy dziennikarze piszą o „najgorszym turnieju w historii ATP”.

Ten turniej już się nie obroni. Za dużo złego wydarzyło się w pierwszych dniach, by na koniec nie usłyszeć „tym państwu już dziękujemy”. Zwłaszcza że Neapol otrzymał jednoroczną licencję na organizację zawodów. Andrea Gaudenzi, szef ATP na pewno nie będzie świecił oczami za tak niedopracowany produkt.

Najbardziej żal neapolitańskich kibiców, żyjących sportem, żywiołowo reagujących, a przy tym znających granicę dobrego smaku. Już w pierwszym meczu turnieju głównego Taro Daniel usłyszał od kogoś z trybun „I love you Daniel”. Atmosfera na trybunach jest wspaniała i na pewno wynagradza przynajmniej część organizacyjnych zaniedbań.

Miejscowi fani nie mogą się jednak łudzić, że któryś z tenisistów się odwdzięczy i chociażby w pomeczowym wywiadzie pochwali włoski turniej. Nikt też nie powinien wybiegać w przód z popularą wśród tenisistów deklaracją „do zobaczenia za rok”. Istnieją bowiem takie błędy, po których najzwyczajniej w świecie nie daje się drugiej szansy…