Astana. Jubileusz Dżokovicia

/ Anna Niemiec , źródło: własne, foto: AFP

Triumfatorem turnieju Astana Open został Novak Dżoković. Serb w finale pokonał Stefanosa Tsitsipasa, dzięki czemu zdobył dziewięćdziesiąty tytuł w karierze i zapewnił sobie udział w ATP Finals.

Były lider światowego rankingu w niedzielnym spotkaniu zaprezentował się z bardzo dobrej strony. W imponującym stylu spisywał się przede wszystkim we własnych gemach serwisowych. Przy własnym podaniu wygrał 41 z 48 punktów i ani razu nie musiał nawet bronić się przed stratą serwisu. W związku z tym do zwycięstwa w każdej partii wystarczyło mu jedno przełamanie. W pierwszym secie 21-krotny mistrz turniejów wielkoszlemowych zdobył „breaka” w ósmym gemie, a w drugiej odsłonie meczu w piątym, dzięki czemu po 75 minutach gry mógł cieszyć się ze zwycięstwa.

Zawsze marzyłem o tym, że będę miał wspaniałą karierę, ale nigdy nie spodziewałem się, że zdobędę dziewięćdziesiąt tytułów – przyznał w trakcie ceremonii wręczenie nagród reprezentant Serbii. – Zawsze chciałem jednak bić się o najwyższe cele w naszej dyscyplinie. 

W Astanie Novak Dżokovic zdobył 500 punktów do rankingowych, dzięki czemu zapewnił sobie przepustkę do ATP Finals w Turynie.


Wyniki

Finał singla

Novak Dżoković (Serbia, 4, WC) – Stefanos Tsitsipas (Grecja, 3) 6:3 6:4

Fantastyczny finał dla Barbory

/ Adam Romer , źródło: Własne/www.wtatour.com, foto: AFP

W meczu przypominającym najlepsze horrory mistrzów kina Iga Świątek uległa Barborze Krejcikowej. Tenisistki spędziły na korcie trzy godziny i 16 minut dostarczając niesamowitych emocji kibicom, który do ostatniego miejsca wypełnili halę Ostravar Arena. Po finale padła ważna deklaracja ze strony Igi Świątek.

 

Ponad trzy godziny na korcie, walka na całego, każda piłka kilkanaście razy przelatująca nad siatką, każdy punkt wywalczony, wręcz wyszarpany i do tego aż pięć obronionych meczboli, niektóre w iście ekwilibrystyczny sposób, przez Igę Świątek i na końcu happy end dla gospodarzy. Tak w skrócie można podsumować niedzielny finał w Ostrawie.

Finał, który trudno sobie wyobrazić, by mógł być z perspektywy organizatorów lepszy. Z jednej strony Barbora Krejcikova, mistrzyni Rolanda Garrosa 2021 i najlepsza obecnie czeska tenisistka. Z drugiej Iga Świątek, trzykrotna triumfatorka turniejów wielkoszlemowych, liderka rankingu WTA i magnes dla tysięcy polskich kibiców, którzy do Ostrawy przyjechali tak tłumnie, jak chyba jeszcze nigdy w najnowszej tenisowej historii Polski.

Było tu wszystko: długie wymiany i mozolne konstruowanie poszczególnych punktów. Asy i wygrywające serwisy. Wygrywające uderzenia z końcowej linii i nieliczne ataki przy siatce.

 

Od początku wiadomo było, że wolna nawierzchnia będzie delikatnie faworyzować reprezentantkę gospodarzy. Mimo to początek należał do Polki. Szybko objęła prowadzenie 5:1 po dwóch przełamaniach  i gdy wydawało się, że pierwszy set skończy się szybko (w 43 minucie meczu Polka miała pierwszą piłkę setową), do gry poderwała się Czeszka. Zrobiło się po pięć…

Iga jednak seta nie wypuściła z rąk wygrywając dwa kolejne gemy w iście mistrzowskim stylu.

 

Drugi set zaczął się źle dla Polki i to ona musiała gonić. Dogoniła Krejcikovą, znów było po pięć. Świątek wyserwowała swojego gema serwisowego i…

jeśli był jakiś moment, gdy mogła ten mecz wygrać, to była to właśnie ta chwila. Przy serwisie Czeszki było 0-30. Do wygranej brakowało dwóch piłek…

Krejcikova jest jednak zbyt doświadczona, by taka sytuacja ją rozproszyła. Serwowała dobrze i doprowadziła do tiebreaka. W nim to Polka się częściej myliła. Komfortowe prowadzenie 6-1 Barbora zamieniła na seta za czwartą piłką setową. Mecz trwał w tej chwili już prawie dwie i pół godziny.

 

Decydująca partia zaczęła się od pilnowania własnego podania. Pierwsze siedem gemów wygrywała serwująca. Wtedy pierwszą chwilę słabości okazała Polka i Krejcikova bezlitośnie to wykorzystała przełamując serwis liderki rankingu WTA.

Jakby przez poprzednie trzy godziny emocji było z mało, ostatni gem meczu dostarczył jeszcze kolejną ich potężną dawkę. Czeszka świetnie serwowała i szybko objęła prowadzenie 40-15. Iga wybroniła dwie piłki meczowe, miała breakpointa. Nie udało się. Kolejne trzy piłki mistrzowskie Polka też obroniła. Za szóstą szansą Barbora zaserwowała asa i było po meczu.

To pierwszy przegrany przez Igę finał w tym roku, po poprzednich siedmiu wygranych, a drugi w jej karierze (po Lugano w 2019 roku).

 

Wzruszająca była ceremonia dekoracji.

Iga gdy stanęła przed mikrofonem dostała od polskich kibiców gromkie „dziękujemy” i olbrzymią porcję braw.

– Nie wiem co powiedzieć. Dziękuję Was wszystkim, ze byliście tu i kibicowaliście. Stworzyliście fantastyczną atmosferę – dziękowała Świątek tłumom z Polski. Padła również ważna deklaracja z jej ust.

– Jutro jest dzień zdrowia psychicznego i całą nagrodę pieniężną z tego turnieju przekaże na organizację non profit, która się zajmuje właśnie tym obszarem – zadeklarowała młoda Polka za co dostała kolejną burzą braw. Finalistka w Ostrawie otrzymała czek na 58.032 euro czyli niemal 290 tysięcy złotych.

Po zakończeniu finału Polka starała się szybko wypełnić wszystkie swoje zobowiązania, bo już od jutra rusza turniej w San Diego, gdzie Polka jest rozstawiona z nr 1. Na szczęście ma tam „wolny los” i może zagrać w środę lub czwartek. Tyle, że musi najpierw do Kalifornii dolecieć.

 

Partnerem relacji medialnych z turnieju AGEL Open jest marka #RADO


Wyniki

Wyniki finału turnieju WTA 500 AGEL Open:

Barbora Krejcikova (Czechy, ) – Iga Świątek (Polska, 1) 7:5, (4)6:7, 6:3.

Finał debla:

Caty McNally, Alycia Parks (USA) – Alicja Rosolska, Erin Routliffe (Polska, Nowa Zelandia, 3) 6:3, 6:2.

Ostrawa. Wszystkich nie zdążyli

/ Artur Rolak , źródło: Korespondencja z Ostrawy, foto: Artur Rolak

Od początku kariery Alicja Rosolska wygrała dziewięć turniejów WTA z dziewięcioma różnymi partnerkami. Kandydatką do pomocy w organizacji jubileuszu jest od pewnego czasu Erin Routliffe. Polka i Nowozelandka zagrały razem w trzecim finale, ale w żadnym z poprzednich nie były od zwycięstwa tak daleko, jak w Agel Open.

Finały w Sankt Petersburgu i Bad Homburgu przegrały „na żyletki” – dopiero w supertiebreaku trzeciego seta. Tegoroczne ćwierćfinały Wimbledonu i dwóch „tysięczników” też uprawniały do optymizmu przed meczem z parą, którą znały dotąd tylko w połowie. Catherine McNally jest w rankingu deblowym nawet wyżej od nich, mimo niecałych 21 lat zdobyła już pięć tytułów i wystąpiła w dwóch ostatnich finałach US Open. To z jej strony – teoretycznie – groziło Polce i Nowozelandce największe niebezpieczeństwo.

Nadeszło jednak z innej. Alycia Parks, rówieśniczka McNally, szantażowała Rosolską i Routliffe przede wszystkim serwisem. Przy siatce też nie czuła się zagubiona, a zwycięstwa singlowe nad Karoliną Pliszkovą i Marią Sakkari, odniesione kilka dni temu, musiały dodać jej mnóstwo pewności siebie.

Na korcie, nie ma co się oszukiwać, działo się mało lub bardzo mało. Kibice, którzy powoli zapełniali Ostravar Arenę, byli myślami już przy finale singla z udziałem Igi Świątek. Jeśli potrzebowali jakichś emocji na rozgrzewkę, w przerwach po nieparzystych gemach spoglądali na telebim. Pokażą? Nie pokażą?…

Wszystkich pokazać nie zdążyli – po 68 minutach było już 6:3, 6:2 dla McNally i Parks.

 

Partnerem relacji medialnych z Ostrawy jest marka zegarków RADO

Ostrawa. Młode Amerykanki lepsze od Rosolskiej i Routliffe

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Caty McNally i Alycia Parks zaskoczyły w Ostrawie świetną grą zarówno w singlu, jak i w deblu. W niedzielnym finale nie dały im rady również Alicja Rosolska i Erin Routliffe. Polka i Nowozelandka przegrały z Amerykankami i to dość łatwo.

Czasem młodość góruje nad doświadczeniem. Tak było w niedzielnym finale debla w Ostrawie. Będące na początku swojej kariery Caty McNally i Alycia Parks nie dały większych szans doświadczonym Alicji Rosolskiej i Erin Routliffe, sięgając po tytuł.

Od początku tego spotkania zawodniczki zza oceanu prezentowały się wyśmienicie. Nie minęło wiele czasu, a prowadziły już 5:1. Polka i Nowozelandka zdołały jedynie zmniejszyć nieco rozmiary porażki w tym secie, wygrywając jeszcze dwa gemy. Druga partia nie przyniosła niestety żadnej odmiany. McNally i Parks wciąż dyktowały warunki gry i tym razem oddały tylko dwa gemy. Choć miały nawet piłki meczowe na 6:1. Dla McNally, która ma na swoim koncie wielkoszlemowe finały, to już szósty tytuł WTA, jednak dla jej partnerki dopiero pierwszy. Alicja Rosolska po raz czwarty z rzędu przegrała finał. Kiedy Routliffe w sierpniu triumfowała w Waszyngtonie, grała akurat u boku Amerykanki Jessici Peguli.

Obszerna korespondencja z Ostrawy już wkrótce na naszym portalu.


Wyniki

Caty McNally, Alycia Parks (Stany Zjednoczone) – Alicja Rosolska, Erin Routliffe (Polska, Nowa Zelandia, 3) 6:3, 6:2

Tokio. Fritz triumfem przypieczętował awans do top 10

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Taylor Fritz wygrał pierwszą od trzech lat edycję turnieju w Tokio. Amerykanin pokonał w finale swojego rodaka Francesa Tiafoe. Potrzebował do tego dwóch tiebreaków. Zawodnik z Kalifornii zadebiutuje w poniedziałek w czołowej dziesiątce rankingu ATP, czego był pewny już po półfinale.

To było już szóste starcie Taylora Fritza i Francesa Tiafoe, czyli dwóch najlepszych aktualnie amerykańskich tenisistów. Jednak tylko pierwszy ich mecz, w Indian Wells 2016, wygrał zawodnik pochodzący z Marylandu. W niedzielę w Tokio Tiafoe nie przerwał złej passy.

Mecz w stolicy Japonii był wyrównany, a nieco lepiej rozpoczął to spotkanie półfinalista US Open. W trzecim gemie zdobył przewagę przełamania, natomiast Fritz szybko tę stratę odrobił. Sporo było w tym starciu wyrównanych gemów, ale jednak kolejnych breaków już nie było. W końcówce seta było dużo emocji. Kalifornijczyk miał piłki setowe na 6:4 i 7:5, których jednak nie wykorzystał. W międzyczasie bronił za to break-pointa na 5:6. Ostatecznie konieczny był tiebreak. W nim Tiafoe nie miał wiele do powiedzenia. Wygrał tylko trzy punkty.

Drugi set miał z początku bardzo podobny przebieg, natomiast znacznie mniej emocji było w końcówce, gdyż serwujący zaczęli pewnie wygrywać swoje gemy. Fritz zaczął bardzo ryzykować swoim podaniem i opłaciło mu się to. Choć miał zaledwie 58% celności pierwszego podania, to uniknął podwójnych błędów serwisowych, a jednocześnie przysparzał rywalowi wielu problemów. Zapisał na swoim koncie aż dziewięć asów. Co jednak najważniejsze, znów był nieosiągalny dla Tiafoe w tiebreaku. Tym razem oddał mu tylko dwa punkty i mógł się cieszyć czwartego tytułu w turnieju ATP oraz tego, że od poniedziałku będzie ósmym zawodnikiem świata. Wyprzedzi między innymi Huberta Hurkacza.

Tiafoe po raz czwarty z rzędu przegrał finał. Jego jedynym turniejowym triumfem wciąż pozostaje sukces w Delray Beach jeszcze w 2018 roku. Na pocieszenie dla niego, warto zaznaczyć, że Fritz miał jeszcze niedawno podobne problemy. Ten sezon zaczynał z bilansem 1-5 w finałach, tymczasem w tym roku wygrał wszystkie trzy mecze o tytuł, w których brał udział. Być może rok 2023 przyniesie przełamanie u jego rodaka?


Wyniki

Taylor Fritz (Stany Zjednoczone, 3) – Frances Tiafoe (Stany Zjednoczone, 4) 7:6(3), 7:6(2)