Indian Wells.Mistrzyni US Open z dziką kartą

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.tennisworldusa.org, foto:

Emma Raducanu wystąpi w tegorocznym BNP Paribas Open. Mistrzyni US Open 2021 otrzymała od organizatorów imprezy zwanej czwartą lewą Wielkiego Szlema „dziką kartę”.

Przed miesiącem 18-letnia tenisistka była 150. rakietą świata i rywalizowała w eliminacjach US Open. Niespełna dwa tygodnie później została pierwszą w historii kwalifikantką, która sięgnęła po tytuł wielkoszlemowy i awansowała na 22. pozycję w światowej hierarchii tenisistek.

Teraz Brytyjka powalczy na kortach Indian Wells Tennis Gardens, a to za sprawą „dzikiej karty” jaką otrzymała od organizatorów. Z imprezy, która rozpocznie się 6 października wycofały się między innymi liderka rankingu Ashleigh Barty, Naomi Osaka czy Serena Williams. Najwyżej rozstawioną będzie zapewne Aryna Sabałenka, a spośród Polek o końcowy triumf na pewno powalczą Iga Świątek i Magda Linette.

Indian Wells. Kolejny mistrz zrezygnował z występu

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.twitter.com, foto: AFP

Novak Dżoković nie wystąpi w tegorocznym BNP Paribas Open. Informację o rezygnacji pięciokrotny mistrz przekazał za pomocą mediów społecznościowych.

Lider rankingu ATP miał w tym roku szansę na Złotego Wielkiego Szlema, czyli wygranie wszystkich imprez wielkoszlemowych i Igrzysk Olimpijskich w jednym roku. Na drodze do tego celu zatrzymali go Alexander Zverev, pokonał Serba w półfinale tokijskiego turnieju, i Daniił Miedwiediew, który wygrał z Dżokoviciem w finale US Open. Tenisista z Belgradu miał powrócić do rywalizacji w Indian Wells. Jednak jak poinformował za pomocą swego konta na Twitterze, do Kalifornii w tym roku się nie wybiera.

– Bardzo mi przykro, że nie zobaczę moich kibiców podczas tegorocznego Indian Wells. Mam nadzieje, do zobaczenia za rok – napisał na twitterze pięciokrotny mistrz BNP Paribas Open.

Tym samym serbski tenisista dołączył do innych nieobecnych, m.in. Rafaela Nadala czy Rogera Federera, którzy również nie powalczą o tytuł w tegorocznej edycji imprezy.

Decyzję Novaka Dżokovicia skomentowali też organizatorzy. – Jesteśmy rozczarowani, że Novak nie dołączy do nas w tegorocznym BNP Paribas Open. Mamy nadzieje gościć go w marcu przyszłego roku – napisał dyrektor turnieju Tommy Haas.

Clijsters oceniła kolejny powrót na kort

/ Bartosz Bieńkowski , źródło: własne/ubitennis.net, foto: AFP

Kim Clijsters nie potrafi na stałe rozstać się z tenisem i wciąż chce rywalizować z najlepszymi. 38-latka po raz kolejny powróciła na światowe korty, a także dokonała oceny swojego występu.

Clijsters we wrześniu 2019 roku przekazała szokującą wiadomość o powrocie do profesjonalnych startów. Przez ten czas wystąpiła jednak w zaledwie trzech turniejach, a ostatni z nich to ubiegłoroczny US Open. Nie udało się jej jeszcze wygrać meczu. Szans na to byłoby zapewne więcej, ale Belgijka zmagała się ostatnio z licznymi problemami zdrowotnymi między innymi z kontuzją kolana.

Była liderka światowego rankingu po ponad rocznej przerwie ponownie pojawiła się na korcie. Tym razem takie wydarzenie miało miejsce podczas turnieju w Chicago. Belgijka przegrała jednak z Su-Wei Hsieh 3:6, 7:5, 3:6 i szybko pożegnała się z amerykańską imprezą. Pomimo tego, 38-latka nie zamierza się poddawać. – Było kilka dobrych i kilka złych rzeczy. Przede wszystkim niekonsekwencja, ale myślę, że dla mnie najważniejszą kwestią, o której rozmawiałam z moim trenerem oraz moim trenerem fitness, było przejście przez ten mecz bez większych obaw. To był główny cel – skomentowała.

Tenisistka jest też zadowolona z postępu, który robi. – Dzisiaj byłam blisko, ale nadal mam dobre odczucia – zrobiłam postęp. Myślę, że najważniejszą rzeczą, na którą patrzę, to ogólna poprawa i to jest pozytywna rzecz – dodała. Wskazała również, co szczególnie polepszyła od momentu wznowienia kariery. – Uważam, że ogólnie rzecz biorąc to, jak się czuję. W pierwszych meczach oczekiwałam lepszej gry, chociaż nie przez cały czas, ale zdecydowanie chciałam robić inne rzeczy, a w przeszłości po prostu pracowałam, przygotowując się do meczu – zdradziła.

 

San Diego. Hurkacz i Melo za burtą w grze podwójnej

/ Lena Hodorowicz , źródło: własne, foto: AFP

Hubert Hurkacz i Marcelo Melo byli blisko awansu, lecz ostatecznie ulegli rozstawionej z numerem „3” parze John Peers – Filip Polaszek w pierwszej rundzie gry podwójnej w San Diego.

Pierwszy set meczu został rozstrzygnięty w tiebreaku, choć oba duety przełamywały się po jednym razie. Już w trzecim gemie Peers i Polaszek przełamali podanie Melo i objęli prowadzenie. Błyskawicznie jednak je stracili i chwilę później ponownie o wyniku decydowała kolejność serwowania. Po 33 minutach gry doszło do rozgrywki tiebreakowej, która trwała ponad kwadrans i zakończyła się po myśli australijsko-słowackiej pary.

Druga odsłona też była wyrównana, lecz w niej tenisiści uniknęli rozstrzygnięcia w tiebreaku. Polak i Brazylijczyk uzyskali przewagę przełamania w dziewiątym gemie, na tablicy pojawił się wynik 5:4, a chwilę później, przy podaniu naszego reprezentanta, Hurkacz i Melo domknęli tę partię i doprowadzili do decydującego seta.

Super tiebreak układał się początkowo lepiej dla Peersa i Polaszka, którzy jako pierwsi objęli prowadzenie i prowadzili już 6:3. Polsko-brazylijskiej parze udało się jednak odłamać i wyrównać stan na 8:8. Mieli również dwie piłki meczowe, lecz ostatecznie ponownie rozgrywka na małe punkty została rozstrzygnięta na korzyść rozstawionych z numerem „3” przeciwników.

Ta przegrana oznacza koniec imponującej serii wygranych spotkań w singlu i w deblu przez Huberta Hurkacza. Polak odnotował dzisiaj jednak kolejne zwycięstwo w grze pojedynczej, a w czwartek powalczy z Asłanem Karacewem o miejsce w ćwierćfinale. Mecz ten będzie drugim spotkaniem od godziny 20:30 czasu polskiego.


Wyniki

Pierwsza runda debla

Hubert Hurkacz, Marcelo Melo (Polska, Brazylia) – John Peers, Filip Polaszek (Australia, Słowacja. 3) 6:7(12), 6:4, 11-13

San Diego. Hurkacz nie schodzi ze zwycięskiej ścieżki

/ Dominika Opala , źródło: własne , foto: AFP

Hubert Hurkacz jest niepokonany od pięciu pojedynków. Polak udanie rozpoczął rywalizację w San Diego, w pierwszej rundzie eliminując Alexa Bolta 7:6(2), 6:1. Był to 30. wygrany mecz wrocławianina w tym sezonie. 

Jeszcze w niedzielę Hubert Hurkacz grał dwa finały w Metz, a już w środę rozpoczął rywalizację w San Diego w Kalifornii. Polak nie zwolnił tempa i szybko potrafił przystosować się do nowych warunków. Rywalem wrocławianina w pierwszej rundzie w San Diego Open był Alex Bolt. Australijczyk dwukrotnie pokonał „Hubiego” w przeszłości. Miało to miejsce w 2018 roku w challengerach w Chinach (Zhuhai, Quijang). Od tego czasu to jednak nasz tenisista zrobił większy postęp, a różnicę tę było widać w środę na korcie.

W partii otwarcia obaj zawodnicy utrzymywali podania, ale to australijski kwalifikant miał z tym więcej problemów. Hurkacz pewnie wygrywał swoje gemy serwisowe, a zacięta walka toczyła się, gdy podawał 28-latek z Murray Bridge. Świeżo upieczony triumfator z Metz miał sześć okazji, by przełamać przeciwnika, ale żadnej z nich nie wykorzystał. Pierwszą odsłonę musiał więc rozstrzygnąć tie-break. W nim to od początku nasz reprezentant przejął inicjatywę i perfekcyjnie rozgrywał punkty. W efekcie Bolt zdołał ugrać tylko dwa punkty.

Drugi set miał już zupełnie inny przebieg. Starszy z tenisistów był nieco podłamany rozstrzygnięciem partii otwarcia, a w jego grze mnożyły się błędy. Z kolei Hurkacz grał, jak natchniony i kiedy wyczuł słabość rywala, prezentował się jeszcze solidniej. Tym samym wyszedł na prowadzenie 5:0, uzyskując podwójne przełamanie. 144. zawodnik na świecie starał się nawiązać walkę, ale zdołał jedynie zdobyć honorowego gema. Po 81 minutach Hurkacz zameldował się w drugiej rundzie San Diego Open. Tam zmierzy się z Asłanem Karacewem.


Wyniki

Pierwsza runda singla:

Hubert Hurkacz (Polska, 5) – Alex Bolt (Australia, Q) 7:6(2), 6:1