Metz. Hurkacz z szansą na dublet! Z Zielińskim są w finale debla!

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Rewelacyjnie spisują się nad Mozelą Hubert Hurkacz i Jan Zieliński! Wrocławianin stanie w niedzielę przed szansą na dublet, bowiem kilka godzin po wywalczeniu awansu do półfinału singla triumfował też w deblu. Swój największy sukces w karierze co najmniej wyrówna zatem tenisista z Warszawy.

Hubert Hurkacz i Jan Zieliński pokazali, że stać ich w Metz na wiele już w poprzedniej rundzie. Pokonując rozstawionych z „3” Austriaków Jurgena Melzera i Philippa Oswalda wysłali pozostałym rywalom sygnał, że każdemu mogą sprawić kłopoty. Mimo tego ciężko było upatrywać w nich faworytów w starciu z najwyżej rozstawioną parą tego turnieju. Fin Henri Kontinen to od lat jeden z czołowych deblistów świata, a Japończyk Ben McLachlan również ma na swoim koncie niejeden sukces.

Jednak spotkanie od początku było wyrównane. Już w pierwszym gemie Polacy mieli okazję do przełamania, lecz nie zdołali jej wykorzystać. Przy swoim podaniu tylko raz byli zagrożeni, ale nie dali się rywalom. W końcówce partii koncentracja była po stronie Hurkacza i Zielińskiego. W dziewiątym gemie wywalczonego break-pointa udało się przekuć w przewagę. Utrzymanie własnego podania w kolejnym gemie, potrzebne do zwycięstwa w secie, było tylko formalnością.

W drugiej partii Biało-Czerwoni od początku prezentowali się lepiej. Kontinena i McLchlana bardzo zaczynał zawodzić serwis. W pierwszej części meczu trafiali pierwszym podaniem w 80% przypadków, a w tej tylko w 46%. Tymczasem agresywne zagrywki naszych reprezentantów były i dokładniejsze i skuteczniejsze. Dzięki temu w całym secie stracili tylko trzy punkty przy własnym podaniu. Partia zakończyła się takim samym wynikiem jak pierwsza.

W finale zagrają z Monakijczykiem Hugo Nysem i Francuzem Arturem Rinderknechem. W piątek w dwóch setach wygrali oni z rozstawionymi z „2” Bośniakiem Tomislavem Brkiciem i Serbem Nikolą Czacziciem. Dla Hurkacza to trzeci deblowy finał głównego cyklu i szansa na drugi tytuł. Wcześniej u boku Kanadyjczyka Felixa Augera-Aliassime wygrał w ubiegłym roku w paryskim Mastersie, a w czerwcu przegrał w finale w Halle. Zieliński grał jeden finał zawodów tej rangi. W lipcu w Gstaad w parze z Szymonem Walkowem musiał uznać wyższość Szwajcarów Marca-Andrei Huslera i Dominica Strickera.


Wyniki

Półfinał debla

Hubert Hurkacz, Jan Zieliński (Polska) – Henri Kontinen, Ben McLachlan (Finlandia, Japonia, 1) 6:4, 6:4

Skrzypczyński: to nie praca, a służba. Pierwszy wywiad po ponownym wyborze na prezesa PZT

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: PZT

Tak jak cztery lata temu, tak i dziś Mirosław Skrzypczyński nie miał kontrkandydata w wyborach na prezesa PZT. Zaraz po zwycięstwie udzielił wywiadu Tenisklubowi, w którym ocenił pierwszą kadencję jako mega udaną, porównał nadchodzącą, tenisową Superligę do piłkarskiej Ekstraklasy i opowiedział o rozterkach związanych z ubieganiem się o reelekcję. 

Relację z walnego zgromadzenia delegatów PZT, podczas którego wybrano prezesa, ale także nowy Zarząd, przeczytacie TUTAJ.

– To już oficjalnie: gratulacje. Od kiedy pan je przyjmuje? Tak naprawdę mogły pojawiać się jeszcze przed głosowaniem 

– Dziękuję. Pokora jest najważniejsza. Trzeba było poczekać, bo jednak różne rzeczy się zdarzają. Najbardziej specyficzne jest to, że po raz drugi nie miałem kontrkandydata. Chyba zapisze się w annałach polskich związków sportowych. Moja praca polega na tym, żeby służyć ludziom i od zawsze składam takie deklaracje. Mam nadzieję, że to widać. Cały swój czas poświęcam Polskiemu Związkowi Tenisowemu. Nie liczą się dla mnie pieniądze, żadne inne wartości, tylko zadowolenie tych, którym służymy. To nie praca, a służba. Tak samo też to postrzegają moi partnerzy z Zarządu i może dlatego tak dobrze się dogadujemy.

– Nie zaskoczyło pana, że i tym razem nie pojawił się kontrkandydat? Z czego to mogło wynikać?

– Wbrew pozorom każdy zdaje sobie sprawę z tego, że bycie prezesem to nie jest łatwe zadanie. Za sprawą pierwszej kadencji wysoko zawiesiliśmy poprzeczkę. Nie każdy jest w stanie włożyć tyle pracy, żeby ten poziom był jeszcze wyższy. Bo przecież wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Decyzja o starcie w wyborach nie jest prosta. Sam był bliski podjęcia przeciwnej. Razem z całą rodziną byliśmy już tym zmęczeni. Po rozmowach z członkami Zarządu i ludźmi w terenie zdecydowaliśmy razem, że jeszcze raz rzucimy się w wir pracy. Stąd też pomysł Superligi.

– Superliga ma przynieść olbrzymie korzyści finansowe. A czy nie jest zagrożeniem, że dużo też na nią trzeba będzie wyłożyć?

– Ona będzie się sama finansowała. Pieniążki nie będą pochodziły z środków własnych, tylko sponsorskich. Pieniądze zostaną w klubach, u zawodników i w wojewódzkich związkach. Oczywiście PZT też będzie w tym partycypował. Będzie miał pieniądze przede wszystkim z transferów. Ten projekt stwarza ogromne możliwości dla polskiego tenisa, natomiast wszystkie koszty będą ponoszone z pieniędzy, które wpłyną od sponsorów. Podobnie jak ma to miejsce w piłkarskiej Ekstraklasie.

– To porównanie padło już podczas przemówienia. O jakich stawkach dokładnie rozmawiamy?

– Ekstraklasa to jest produkt, który trwa już ileś lat, a my chcemy iść tym tropem. Nie chcę mówić o konkretnych kwotach. To dopiero za chwilę. Natomiast budżet startowy, na jakim chcemy bazować, jest właśnie taki, jaki na początku miała piłkarska Ekstraklasa.

– Na koniec podsumujmy krótko to, co działo się podczas pierwszej kadencji. Z czego jest pan najbardziej zadowolony, a co trzeba będzie naprawić przez kolejne cztery lata?

– Przede wszystkim z programów, które wdrożyliśmy. Ale też powstanie Narodowego Centrum Tenisowego w Kozerkach. To był majstersztyk. Natomiast czego zabrakło… Czasami brakowało pieniędzy. Nic nie przebiega idealnie, ale uważam, że jak ten trudny, pandemiczny czas, to była mega udana kadencja.

 

Rozmawiał: Szymon Adamski

 

Ostrawa. Nieudany rewanż Świątek

/ Anna Niemiec , źródło: własne, foto: AFP

Iga Świątek nie wystąpi w finale turnieju J&T Banka Ostrava Open. W sobotę lepsza okazała się Maria Sakkari, która pokonała Polkę również w ćwierćfinale Roland Garros.

Greczynka świetnie rozpoczęła spotkanie i już w pierwszym gemie odebrała podanie reprezentantce Polski. Jak się później okazało, to był kluczowy moment tej części meczu. Sakkari bardzo dobrze spisywała się przy własnym serwisie i ani razu nie musiała nawet bronić się przed przełamaniem. Podopieczna Piotra Sierzputowskiego, pomimo tego, że później pewnie wygrywała własne podania, to nie była w stanie odrobić straty i przegrała pierwszego seta 4:6.

20-latka z Raszyna pierwsze okazje na odebranie podania rywalce wypracowała sobie na początku drugiej odsłony meczu. W drugim gemie pierwsza rakieta Polski wywalczyła dwa „breakpointy”, ale Sakkari się wybroniła. Niewykorzystane okazje zemściły się na Świątek, która straciła podanie w piątym gemie i chwilę później przegrywała już 2:4. Wydawało się, że Greczynka jest już na ostatniej prostej do zwycięstwa. Mistrzyni Roland Garros zerwała się jednak jeszcze do walki i dzięki agresywne grze wyszła na prowadzenie 5:4. Decydujący moment meczu nastąpił w jedenastym gemie. Świątek w imponującym stylu obroniła w nim dwa „breakpointy”, ale przy trzecim musiała już skapitulować. Po zmianie stron grecka zawodniczka wykorzystała atut własnego podania i po godzinie i 51 minutach gry mogła cieszyć się ze zwycięstwa.

Maria Sakkari w Ostrawie przerwała serię dziewięciu półfinałów przegranych z rzędu. Ostatni raz Greczynka zameldowała się w finale w 2019 roku w Rabacie. Zdobyła wtedy jedyny w karierze tytuł rangi WTA.


Wyniki

Półfinał singla

Maria Sakkari (Grecja, 4) – Iga Świątek (Polska, 1) 6:4 7:5

PZT. Skrzypczyński pozostanie prezesem. Nie miał rywala w wyborach

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: PZT

Mirosław Skrzypczyński będzie pełnił funkcję prezesa PZT do 2025 roku. Po raz pierwszy na to stanowisko został wybrany przed czterema laty. Sztandarowym projektem drugiej kadencji ma być Superliga. 

W sobotę stało się to, na co zanosiło się od dłuższego czasu. Mirosław Skrzypczyński ponownie został wybrany na stanowisko prezesa PZT. Początkowo miał nie ubiegać się o reelekcję, jednak szereg rozmów, jakie przeprowadził przez ostatnie pół roku, przekonał go do zmiany decyzji.

Do walnego zgromadzenia delegatów PZT doszło w warszawskim hotelu Regent. Za wyborem Skrzypczyńskiego było 68 osób, natomiast przeciwko tylko sześć. Nikt inny nie zdecydował się na udział w wyborach. Taka sama sytuacja miała miejsce cztery lata temu, gdy również Skrzypczyński nie miał żadnego kontrkandydata.

Z przemówienia prezesa jasno wynikało, na czym najbardziej będzie mu zależeć podczas drugiej kadencji. Jak zawsze w samych superlatywach zapowiadał start Superligi, która ma stać najlepszą tenisową ligą na świecie. Właśnie te rozgrywki mają wprowadzić polski tenis na nieosiągalny do tej pory pułap.

Drugim najistotniejszym wątkiem przemówienia było poświęcenie się dla polskiego tenisa. W rozmowie z Tenisklubem, którą niebawem opublikujemy na portalu, Skrzypczyński nazwał wręcz swoją prezesurę nie pracą a służbą. Zgromadzonym na sali delegatom opowiadał natomiast o tym jak bardzo związany jest z tenisem i ile jest w stanie dla niego poświęcić. Również pieniędzy, bo jak mówi, zwłaszcza na początku sprawowania funkcji prezesa dokładał do różnych inicjatyw z własnej kieszeni.

Po wyborze prezesa przystąpiono do wyboru Zarządu PZT. Znajdą się w nim: Marcin Kowal, Dariusz Łukaszewski, Tomasz Matuszewski, Mariusz Ozdoba, Andrzej Pyzara i Ryszard Robaszkiewicz.

Metz. Hubert Hurkacz zagra o tytuł!

/ Lena Hodorowicz , źródło: własne, foto: AFP

Hubert Hurkacz udowadnia, że sezon 2021 jest najlepszym w jego dotychczasowej karierze. Polak pokonał Petera Gojowczyka 6:4, 7:6(4) i w niedzielę po raz trzeci w tym roku wystąpi w finale turnieju głównego cyklu ATP.

Pierwszy set padł łupem rozstawionego z numerem „1” Polaka, choć z przebiegu tej partii ciężko było ocenić, który tenisista obejmie prowadzenie. Hubert Hurkacz kontynuował na początku sobotniego pojedynku dobrą passę wygranych gemów serwisowych, lecz w większości z nich rywal wygrał co najmniej dwa punkty. Dwukrotnie pojawiła się też okazja dla Niemca na przełamanie serwisu Polaka. Nasz reprezentant wytrzymał jednak trudniejsze momenty i wykorzystał pierwszą piłkę setową na returnie przy stanie 5:4.

Gojowczyk błyskawicznie zareagował. Jako pierwszy zawodnik w tym tygodniu przełamał podanie Hurkacza i objął prowadzenie na początku drugiej odsłony. Nie trwało to jednak długo, bowiem już w ósmym gemie Polak wyrównał stan na 4:4. Potwierdził to gemem serwisowym wygranym bez straty punktu i wypracowaniem sobie dwóch szans na skończenie meczu w dwunastym gemie. Niemiec utrzymał jednak podanie i o losach meczu zadecydował tie-break. W nim jednak szybko zarysowała się przewaga naszego tenisisty. Półfinalista Wimbledonu wykorzystał czwartą piłkę meczową i awansował do finału francuskiej imprezy.

W meczu o tytuł spotka się on ze zwycięzcą pojedynku Gaela Monfilsa z Pablo Carreno Bustą. Dla Huberta Hurkacza będzie to trzeci finał imprezy głównego cyklu w tym sezonie. W styczniu triumfował on w Delray Beach, a na początku kwietnia został mistrzem Miami Open. Nasz tenisista ma jeszcze przed sobą półfinał gry podwójnej w Metz. W parze z Janem Zielińskim zmierzą się dzisiaj wieczorem z Henrim Kontinenem i Benem McLachlanem.


Wyniki

Półfinał singla

Hubert Hurkacz (Polska, 1) – Peter Gojowczyk (Niemcy, Q) 6:4, 7:6(4)

Puchar Lavera. Europa na prowadzeniu, ale nie bez trudu

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

W Bostonie rozpoczęła się czwarta edycja Pucharu Lavera. Drużynowy turniej, w którym reprezentacja Europy mierzy się z reprezentacją „reszty świata” miał się odbyć w stolicy stanu Massachusetts już w ubiegłym roku, ale przez pandemię został opóźniony. Po pierwszym dniu rywalizacji oddala się wizja pierwszego triumfu dla zespołu Johna McEnroe.

Tegoroczne zmagania rozpoczęły się od starcia Norwega Caspera Ruuda z Amerykaninem Reilly’m Opelką. Tenisista ze Skandynawii poradził sobie z gigantem zza oceanu. W pierwszej partii udało mu się 19. zawodnika rankingu ATP przełamać, co nie jest przecież łatwym zadaniem. Przewagę zdołał utrzymać, choć rywal był bliski wyrównania na 4:4. W drugiej partii przewagi breaka nie udało się już zdobyć żadnemu zawodnikowi, choć obydwaj mieli swoje szanse. W tiebreaku dość pewnie zwyciężył Ruud wykorzystując drugą piłkę meczową.

Niesamowicie zacięta była rywalizacja Matteo Berrettiniego z Felixem Augerem-Aliassime. Włoch i Kanadyjczyk grali przez niemal trzy godziny, mimo że w Pucharze Lavera zamiat trzeciego seta jest super tiebreak. Pierwsza partia trwała aż 80 minut. Oglądaliśmy w niej i długie wymiany i kilkunastominutowe gemy. Szczególnie długie były te przy serwisie nierównego w piątek finalisty Wimbledonu. Berrettini przeplatał solidną grę z bardzo prostymi błędami. Jednak Auger-Aliassime, mimo stabilniejszej postawy, nie zawsze potrafił to wykorzystać. W pierwszej części meczu Kanadyjczyk zdobył przełamanie w szóstym gemie i miał później dwie piłki setowe na 6:3, jednak Włoch zdołał odrobić straty. Wciąż jednak bliżej wygranej był tenisista z Montrealu. Parę minut później miał aż pięć setboli na 7:5, lecz ponownie Berrettini wyszedł z opresji. W tiebreaku 21-latek dopiął wreszcie swego. Ósmą okazję na wygranie pierwszej partii wykorzystał.

Włocha to nie podłamało. Choć często można było odnieść wrażenie, że prezentuje się słabiej od rywala, to udawało mu się dotrzymywać mu kroku. Aż wreszcie w końcówce drugiej partii zaczął grać wyraźnie lepiej, podczas gdy coraz więcej mylił się Kanadyjczyk. Auger-Aliassime nie wykorzystał okazji do przełamania w jedenastym gemie i zemściło się to na nim już w kolejnym gemie, przez co do rozstrzygnięcia potrzebny był super tiebreak. W nim panowie wygrywali często punkty seriami, ale ostatecznie zwycięska seria należała do reprezentanta Europy.

W deblu swój pierwszy punkt zdobyli wreszcie reprezentanci „reszty świata”. Choć nie zaczął się on dla nich dobrze. Pierwszy set padł łupem Matteo Berrettiniego i Alexandra Zvereva. Z czasem u Włocha coraz bardziej dawało jednak o sobie znać zmęczenie po maratońskim meczu z Augerem-Aliassime. Europejczycy zdołali utrzymać odpowiedni poziom gry do tiebreaka drugiego seta, ale odkąd ten się zaczął wygrali już tylko trzy punkty.

Dzięki temu w ostatnim meczu dnia Diego Schwartzman stanął przed szansą na wyrównanie. Nierówno spisujący się w ostatnim czasie Argentyńczyk zdołał wygrać pierwszego seta z Andriejem Rublowem. Obydwaj zawodnicy mieli spore problemy z utrzymaniem własnego podania. Obejrzeliśmy aż pięć przełamań. Szczególnie słabo serwował Rosjanin. Miał zaledwie 48% celności pierwszego podania i dwa podwójne błędy serwisowe. W drugiej partii też nie było w tym aspekcie rewelacji, ale nieznaczna poprawa tego i innych elementów gry wystarczyła, by doprowadzić do super tiebreaka. W bardzo wyrównanej decydującej rozgrywce Schwartzman obronił jednego meczbola, jednak nie zdołał przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść.


Wyniki

Europa – Świat 3:1

Casper Ruud (Norwegia) – Reilly Opelka (Stany Zjednoczone) 6:3, 7:6(4)

Matteo Berrettini (Włochy) – Felix Auger-Aliassime (Kanada) 6:7(3), 7:5, [10:5]

John Isner, Denis Shapovalov (Stany Zjednoczone, Kanada) – Matteo Berrettini, Alexander Zverev (Włochy, Niemcy) 4:6, 7:6(2), [10:1]

Andriej Rublow (Rosja) – Diego Schwartzman (Argentyna) 4:6, 6:3, [11:9]