Wimbledon. Podróż w czasie? Weteranki triumfują w deblu!

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Wimbledoński turniej zakończył się finałem debla kobiet. Po obydwu stronach siatki stanęły utytułowane deblistki – z jednej weteranki Su-wei Hsieh i Barbora Strycova, a z drugiej Storm Hunter i Elise Mertens. Górą ostatecznie był te pierwsze.

Barbora Strycova postanowiła niedawno wznowić na parę miesięcy zakończoną przed dwoma laty karierę. I była to znakomita decyzja Czeszki. W Wimbledonie stworzyła parę z tą, z którą niegdyś osiągała największe sukcesy – Su-wei Hsieh. Tajwanka również niedawno wróciła po długiej nieobecności na kortach i zdążyła już wygrać tegoroczny Roland Garros u boku Chinki Xinyu Wang. Strycova i Hsieh niespodziewanie dotarły razem do finału przy Church Road i mogły powtórzyć sukces z 2019 roku, kiedy razem tu wygrały. Dla Czeszki był to jedyny wielkoszlemowy tytuł, ale Tajwanka w 2013 wygrała Wimbledon i Roland Garros w 2014 u boku Chinki Shuai Peng i w 2021 Wimbledon w duecie z Belgijką Elise Mertens.

Ta dziś stanęła po drugiej stronie siatki. Dążyła do czwartego mistrzowskiego tytułu. W parze z Białorusinką Aryną Sabalenką wygrała w 2019 US Open i w 2021 Australian Open. Przed rokiem też grała o tytuł przy Church Road, ale od niej i Chinki Shuai Zhang lepsze były Czeszki Barbora Krejczikova i Katerzina Siniakova. Jedynie towarzysząca tu Mertens Storm Hunter nie miała jeszcze okazji grać w deblowym finale, ale za to ma na swoim koncie tytuł wielkoszlemowy w mikście, zdobyty na ostatnim US Open u boku swojego rodaka Johna Peersa.

Hunter i Mertens solidnie zaczęły ten mecz, przełamując już w pierwszym gemie. I choć po kilkunastu minutach przewagę straciły, to w pierwszej fazie meczu raczej to one miały inicjatywę. W siódmym gemie znów zdobył przewagę breaka, ale natychmiast rywalki ją odrobiły. I był to kluczowy moment tego spotkania. Od tej pory to Hsieh i Strycova prezentowały się lepiej. Miały trzy piłki setowe na 6:4 i choć ich nie wykorzystały to udało im się zakończyć tę partię dwa gemy później, po kolejnych trzech setbolach.

Początek drugiej części meczu toczony był pod dyktando Hsieh i Strycovej, które prowadziły już 4:1. Rywalki złapały drugi oddech i doprowadziły do remisu, ale po chwili Tajwanka i Czeszka znów przejęły inicjatywę. Wygrały seta 6:4, wykorzystując drugiego meczbola. Dzięki temu Strycova może czuć się ostatecznie spełniona przed kolejnym zawieszeniem rakiety na ścianie.


Wyniki

Su-wei Hsieh, Barbora Strycova (Tajwan, Czechy) – Storm Hunter, Elise Mertens (Australia, Belgia) 7:5, 6:4

Od Graf i Agassiego do Vondrouszovej i Alcaraza. Koniec dynastii

/ Artur Rolak , źródło: , foto: AFP

Z Londynu Artur Rolak

W Wielkiej Brytanii rządzi Karol III, po tutejszemu Charles. Na tronie wimbledońskim, nie bez oporu dotychczasowego władcy, który na Korcie Centralnym przegrał pierwszy raz od 10 lat, zasiadł Karol bez numeru. Carlos Alcaraz wykręcił numer, który Novak Dźoković zapomni nieprędko.

Skrót TRH dla obcokrajowców może być nieco mylący. Internetowe ściągawki podsuwają terminy fizyczne, mechaniczne, medyczne i nawet obyczajowe, a słownik czesko-polski (wczorajszy triumf Markety Vondrouszovej zachęca do nauki języka sąsiadów) uważa, że trh to po prostu rynek, czyli targ. W kręgach pałacowych TRH oznacza Their Royal Highnesses – Ich Królewskie Wysokości (nie mylić z Jej lub Jego Królewską Mością, tytułem zarezerwowanym dla monarchini lub monarchy).

Otóż dziś TRH Książę i Księżna Walii oraz Książę George i Księżniczka Charlotte byli uprzejmi przybyć na Wimbledon. Księżna Catherine, dla ludu wciąż Kate, jest patronką All England Lawn Tennis Clubu, więc podczas turnieju miewa rozliczne obowiązki. Dziś, jak zwykle, spotkała się z delegacjami trzech środowisk. W grupie drugiej, złożonej z wolontariuszy mundurowych, była posterunkowa Erica Williams ze swą partnerką Stellą. Stella jest springer spanielką, również ma stopień posterunkowej, ale już żadnej szansy na awans. To był jej ostatni dzień służby – jutro będzie policyjną emerytką.

W rodzinie królewskiej na emeryturę się nie odchodzi, w rodzinie królewskiej awansuje się dopiero wtedy, gdy zwolni się stołek. Przepraszam – tron. Zwolnił się niedawno, a że rodzina długowieczna, to Książę William musi uzbroić się w cierpliwość, zanim przejmie etat po ojcu.

O pokoleniowej zmianie warty w środowisku tenisowym zaczęto mówić długo przed koronacją Charlesa III. Władza Rogera Federera nad Wimbledonem została ostatecznie obalona dwa lata temu przez Huberta Hurkacza. Rafaelem Nadalem od dawna zajmują się głównie nadworni medycy, więc sztandary starej gwardii samotnie niesie Novak Dźoković. O Murrayu można wspomnieć już tylko przez grzeczność, bo Andy Waleczne Serce nie zdołał trwale rozbić szwajcarsko-hiszpańsko-serbskiego triumwiratu.

Carlos Alcaraz urodził się w maju 2003. Od tamtego czasu The Championships miały tylko czterech zwycięzców, a różnica wieku między tegorocznymi finalistami jest największa od 48 lat nie tylko na Wimbledonie, ale w ogóle w Wielkim Szlemie.

Droga z szatni dla równiejszych (mniej równi przebierają się w Pawilonie Aorangi) do wejścia na Kort Centralny zajmuje około 150 sekund. To mnóstwo czasu dla myśli, które nachodzą kogoś, kto kroczy nią na swój pierwszy finał Wimbledonu. Dopadły i Alcaraza. Zanim się zorientował, co jest grane, było już po pierwszej partii.

Gdyby o wyborze nowego władcy miała decydować wolna elekcja, to – chociaż nie przez aklamację – publiczność wybrałaby Hiszpana i dała to odczuć obu tenisistom. Zanim Serb się zorientował, że rywal przestał się go bać, było już po trzecim secie.

A po piątym? Dżoković, w przeciwieństwie do Stelli, wprawdzie na emeryturę jeszcze się nie wybiera, ale z prawdopodobieństwem ocierającym się o pewność można powiedzieć, że byliśmy dziś świadkami końca dynastii 35-latków.

Wimbledon. Alcaraz zdetronizował Dżokovicia! Hiszpan z pierwszym tytułem w Londynie

/ Artur Kobryn , źródło: wimbledon.com, własne, foto: AFP

Carlos Alcaraz po trwającej cztery godziny i 42 minuty pięciosetowej walce pokonał Novaka Dżokovicia w finale tegorocznej edycji Wimbledonu. To pierwszy tytuł Hiszpana zdobyty w Londynie i drugi w imprezach wielkoszlemowych. Niedzielna wygrana pozwoli mu także na pozostanie na fotelu lidera rankingu ATP.

Pojedynek Dżokovicia z Alcarazem uznawany był przez wielu obserwatorów za finał marzeń. Po obu stronach siatki stanęli dwaj obecnie najlepsi zawodnicy na świecie i zarazem przedstawiciele dwóch różnych tenisowych generacji. Oprócz samego tytułu stawką spotkania było także pierwsze miejsce w rankingu ATP. Za faworyta uchodził zdecydowanie bardziej doświadczony i posiadający większy dorobek na nawierzchni trawiastej belgradczyk, lecz jego młodszy oponent pokazał w ostatnich tygodniach, iż zrobił duży postęp w grze na tym podłożu.

Panowie mierzyli się ze sobą po raz trzeci. W poprzednich dwóch meczach podzielili się wygranymi. Znacznie ważniejsze i mogące mieć psychologiczne znaczenie dla losów niedzielnej rywalizacji zwycięstwo, odniósł jednak Serb. To on, przed miesiącem, pokonał Hiszpana w półfinale Rolanda Garrosa. Dokonał tego po potyczce, w której 20-latek od trzeciego seta nie był w stanie rywalizować na najwyższym poziomie z powodu skurczów mięśni.

Tym razem ta historia się nie powtórzyła i przez grubo ponad cztery godziny mogliśmy obserwować fascynujące widowisko z niewiadomą, co do jego triumfatora niemal do samego końca. Premierowa odsłona upłynęła pod znakiem bezsprzecznej dominacji Dżokovicia. Co prawda już w pierwszym gemie musiał bronić break-pointa, ale były to jego jedyne problemy w tej części gry. Zagrożenie oddalił serwisem, a następnie zaczął budować swoją przewagę. Po zmianie stron korzystał z błędów Alcaraza i zdobył przełamanie.

Dalsze bronienie swoich podań nie stanowiło dla niego kłopotu, przez co nie dawał młodszemu rywalowi okazji do zniwelowania deficytu. Serb popisywał się też dobrymi returnami, grał znakomicie pod względem taktycznym i był niemal bezbłędny w wymianach z głębi kortu. Hiszpan wydawał się być bezradny i w czwartym gemie ponownie stracił serwis. Wygrana własnego podania udała mu się dopiero przy wyniku 0:5 i była to jego jedyna zdobycz w tej partii. Chwilę później obrońca tytułu „na sucho” zakończył całego seta.

Druga część gry była już znacznie bardziej wyrównana. Alcaraz zaczął demonstrować lepszy poziom gry, a z kolei Dżoković obniżył nieco swoją dyspozycję. Lider rankingu ponownie w pierwszym gemie serwisowym rywala miał okazje na przełamanie i tym razem ją wykorzystał. Na swoje nieszczęście nie był jednak w stanie potwierdzić go obroną podania i doszło do błyskawicznego odrobienia straty przez Serba.

Nie zdeprymowało to „Carlitosa”, który dalej był groźny przy returnach. W piątym gemie wypracował sobie kolejnego break-pointa, lecz po długiej wymianie punkt padł łupem Serba. W następnym minutach serwujący nie byli już zagrożeni i zwycięzcę tej odsłony musiał wskazać tie-break. Dżoković rozpoczął go od prowadzenia 3:0, ale Alcaraz szybko doprowadził do remisu.

Jako pierwszy piłkę setową miał 36-latek z Belgradu, lecz nie wykorzystał jej, popełniając prosty błąd z bekhendu. Kolejna wymiana zakończyła się identycznie i to Hiszpan stanął przed szansą zakończenia partii. Skorzystał z niej w najlepszy z możliwych sposobów i zwycięskim, bekhendowym returnem wyrównał stan meczu. Tym samym dobiegła też końca seria piętnastu wygranych rozgrywek tie-breakowych z rzędu przez Dżokovicia w imprezach wielkoszlemowych.

W trzeciej partii Alcaraz poszedł za ciosem, a Dżoković nie potrafił wrócić do gry z początku pojedynku. Doszło też do powtórki sytuacji z poprzednich odsłon. 20-latek z El Palmar otrzymał szansę na przełamanie już przy pierwszej sposobności, a kolejna bekhendowa pomyłka Serba zamieniła ją na punkt. Siedmiokrotny mistrz turnieju mógł odrobić stratę w czwartym gemie, ale Hiszpan obronił dwa break-pointy i utrzymał przewagę.

Gem piąty z kolei zapisał się bez wątpienia w historii całej imprezy. Panowie zaliczyli w nim aż 13 równowag i rozgrywali go przez 26 minut. Ostatecznie zwycięsko wyszedł z niego młodszy z finalistów, który ostatni punkt wygrał po forhendowej pomyłce oponenta. Po tej iście maratońskiej batalii Alcaraz nie miał już trudności z doprowadzeniem seta do pomyślnego dla siebie zakończenia. Dżoković również nie wykazywał już większej determinacji, by walczyć o powrót do partii i po jego kolejnej stracie podania dobiegła ona końca.

Na początku czwartego seta, zgodnie z „tradycją” tego spotkania, Hiszpan znów miał break-pointy, ale tym razem ich nie wykorzystał. Zemściło to się na nim już niedługo potem, bo Dżoković zaczął nawiązywać do wcześniejszego okresu lepszej gry. Returnami ponownie sprawiał przeciwnikowi więcej problemów, czego efektem były jego okazje na przełamanie. Przy trzeciej z nich Alcaraz zagrał nieskutecznego półwoleja i to on znalazł się w pozycji goniącego wynik.

„Nole” ograniczył liczbę niewymuszonych błędów i wyraźnie poprawił też swoje podanie, co pozwoliło mu na utrzymywanie bezpiecznej przewagi. Dodatkowo, gdy prowadził 5:3, słabego gema, zakończonego podwójnym błędem serwisowym rozegrał Alcaraz. Stało się więc jasne, że po czterech latach przerwy, triumfatora Wimbledonu wyłoni walka na pełnym dystansie pięciu setów.

Decydującą rozgrywkę Dżoković, jak wszystkie poprzednie, zaczął od konieczności bronienia break-pointa. Ta sztuka mu się udała, a już w kolejnym gemie miał okazję na przełamanie po swojej stronie. Alcaraz popisał się jednak niesamowitą grą w defensywie, a Serb posłał w siatkę piłkę zagraną z forhendu z powietrza. Dramaturgia cały czas narastała i w trzecim gemie Hiszpan znów stanął przed szansą wyjścia na prowadzenie.

Obaj finaliści ponownie rozegrali wtedy niesamowitą wymianę, którą wygrywającym bekhendem po linii zakończył reprezentant Hiszpanii. Tuż po niej Dżoković zniszczył swoją rakietę, uderzając ją o słupek podtrzymujący siatkę, za co otrzymał ostrzeżenie. W następnych minutach serwujący pewnie i bez większego zagrożenia wygrywali kolejne gemy. 20-latek wzorowo wytrzymał także presję przy stanie 5:4, kiedy podawał po zwycięstwo w całym pojedynku i mógł cieszyć się z pierwszego triumfu w Londynie.

Tym samym Alcaraz może wstawić do gabloty swój drugi tytuł wielkoszlemowy w karierze. Został też trzecim Hiszpanem – po Manolo Santanie i Rafaelu Nadalu – który triumfował w tej imprezie. Pokonanie Dżokovicia oznacza również, że pozostanie na pierwszym miejscu w najnowszym notowaniu rankingu ATP. Była to także pierwsza porażka Serba na korcie centralnym Wimbledonu od 10 lat i finału z Andy Murrayem.


Wyniki

Finał gry pojedynczej:

Carlos Alcaraz (Hiszpania, 1) – Novak Dżoković (Serbia, 2) 1:6, 7:6(6), 6:1, 3:6, 6:4