Miedwiediew zaproponował radykalną zmianę kalendarza

/ Izabela Modrzewska , źródło: tennisworldusa.org/oprac.własne, foto: AFP

Daniił Miedwiediew przedstawił swoją propozycję tenisowego kalendarza, który miałby skupiać się na Wielkich Szlemach i turniejach wyższej rangi. 

Podczas konferencji prasowej po meczu z Taylorem Fritzem w Turynie, 28-latek przyznał, że mniejsze turnieje powinny być w pełni opcjonalne. – W tym roku grałem tylko w dużych imprezach. Wydaje mi się, że wziąłem udział tylko w trzech turniejach rangi 500. (…) Uważam, że powinno być więcej dużych i ważnych turniejów, które definiują kto będzie w top 10, takie jak turnieje Masters 1000. Kalendarz powinien kręcić się wokół nich. Nie powinno być turniejów rangi 250 po Paris Bercy, gdzie Casper, Andrey i Alex muszą się pojawić i później się wycofać. 

Rosyjski tenisista dodał, że jego zdaniem turniej wielkoszlemowy i turnieje wyższej rangi powinny być rozgrywane we wrześniu, a sezon powinien kończyć się ATP Finals w kolejnym miesiącu. Według Miedwiediewa, jeśli ktoś chciałby grać do końca roku, mógłby to robić w turniejach 250. – Jeśli jesteś wystarczająco dobry, kończysz sezon w październiku, grając w turnieju Masters. Turnieje odbywające się później nie powinny być liczone – przyznał w rozmowie z dziennikarzami.

Korespondencja z Malagi. Konferencja prasowa Włoszek

/ Szymon Stępień , źródło: własne, foto: Szymon Stępień

Podczas konferencji prasowej poświęconej finałom Billie Jean King Cup we włoskim zespole nie zabrakło emocji i optymizmu. Reprezentantki Włoch, z kapitan na czele, dzieliły się swoimi przemyśleniami na temat mijającego sezonu oraz przygotowań do kluczowych spotkań. Szczególna uwaga skupiła się na imponującym rozwoju Jasmine Paolini, której tegoroczna forma przyciągnęła zainteresowanie zarówno kibiców, jak i ekspertów. Włoskie tenisistki podkreślały jedność drużyny oraz determinację, z jaką przystępują do rywalizacji, co daje nadzieję na silny występ w decydujących meczach w Maladze.

W trakcie konferencji prasowej zapytałem Jasmine Paolini oraz Sarę Errani o ich samopoczucie po zakończonym WTA Finals w Rijadzie. Pierwsza na to pytanie odpowiedziała Jasmine:

– Czujemy się dobrze. Ciężko było przegrać dwa takie mecze w grupie, ale jesteśmy tutaj, wróciłyśmy, staramy się być skoncentrowane. Jeśli będziemy miały okazję zagrać, mamy nadzieję, że zagramy świetny mecz.

Na to samo pytanie odpowiedziała druga z Włoszek:

Tak, to samo. Jesteśmy bardzo szczęśliwe, że tu jesteśmy. To bardzo dobre wydarzenie. Postaramy się dać z siebie wszystko (uśmiech).

Errani zapytano również, jak to jest być znowu częścią tego zespołu, zwłaszcza, że jest to jej powrót po pięciu latach przerwy.

– Tak, myślę, że ostatni raz był w 2019 roku. Oczywiście jestem naprawdę dumna, że znów tu jestem. Noszenie koszulki narodowej jest dla mnie czymś wyjątkowym, więc jestem naprawdę dumna i szczęśliwa, że mogę być częścią tego zespołu.

Odpowiedzi na pytanie udzieliła również kapitan reprezentacji Włoch Tathiana Garbin. Zapytano ją o to, jak czuje się będąc kapitan drużyny oraz o progres jaki poczyniła Paolini w przeciągu tego roku.

– Teraz mówię o wszystkich moich zawodniczkach. Myślę, że wszystkie mają za sobą wspaniałą podróż. Mają odporność, mają odwagę i jestem z nich bardzo dumna. Znam ich od najmłodszych lat. Wiem, jak trudna była ich kariera, ale jestem niesamowicie dumna i szczęśliwa, że przez cały czas starają się znaleźć sposób na rozwiązanie problemu i starają się być nie tylko świetnymi tenisistkami, ale także wspaniałymi osobami. To jest najważniejsze. Jestem przede wszystkim dumna z tego, jakimi osobami się stają, nie tylko jako zawodniczki.

Montevideo. Drzewiecki i Matuszewski awansowali do półfinału

/ Marek Golba , źródło: opr. własne, foto: PZT

Karol Drzewiecki i Piotr Matuszewski pokonali duet Federico Agustin Gomez/Luis David Martinez 6:4, 5:7, 10-5 i awansowali do półfinału Challengera 100 w Montevideo. Polski debel jest coraz bliżej trzeciego z rzędu tytułu rangi Challenger w Ameryce Południowej.

W pierwszym secie miało miejsce jedno przełamanie, które nastąpiło w piątym gemie. Wtedy Drzewiecki skończył akcję przy siatce i Polacy prowadzili 3:2. Później pilnowali przewagi i nie musieli bronić ani jednego break pointa, ostatecznie wygrywając 6:4.

W drugiej partii pojawiły się pierwsze kłopoty przy serwisie Polaków. Najpierw obronili cztery break pointy w drugim secie, aby utrzymać podanie. Następnie długo obie pary nie stworzyły sobie okazji na przełamanie, ale ostatecznie reprezentant Argentyny i Wenezueli doczekali się zwycięstwa przy serwisie Polaków w dwunastym gemie, doprowadzając do super tie-breaka.

Drzewiecki i Matuszewski z przytupem weszli w decydującą rozgrywkę. Szybko zdobyli cztery pierwsze punkty i nie mieli kłopotów z utrzymaniem prowadzenia. Ostatecznie wygrali super tie-breaka 10-5 i awansowali do półfinału.

Bez względu na wynik Polaków w Montevideo, Karol Drzewiecki zapewnił sobie debiut w Top 100 rankingu deblowego. Wspólnie z Matuszewskim może poprawić swój rezultat z każdym wygranym meczem.  O finał powalczą z boliwijską parą Arias/Zeballos albo argentyńsko-urugwajskim duetem Kestelboim/Roncadelli.


Wyniki

Ćwierćfinał debla:

K. Drzewiecki/P. Matuszewski (Polska, Polska, 2) – F. A. Gomez/L. D. Martinez (Argentyna, Wenezuela) – 6:4, 5:7, 10-5

ATP Finals. Helliovaara i Patten pewnie wkroczyli do półfinału

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.atptour.com, foto: AFP

Harri Helliovaara i Harry Patten z kompletem zwycięstw zakończyli fazę grupową ATP Finals i z pierwszego miejsca awansowali do 1/2 finału. Drugim duetem, który powalczy o miejsce w finale są Max Purcell i Jordan Thompson.

Poznaliśmy dwie pary, które pozostają w grze o końcowy triumf w kończącej sezon imprezie rozgrywanej w Turynie. Tym, którzy trzecim zwycięstwem z rzędu przypieczętowali swój awans są tegoroczni mistrzowie Wimbledonu.

Po wygranych z duetami rozstawionymi z numerami pięć oraz dwa, Fin oraz Brytyjczyk stanęli na przeciwko Wesleya Koolhofa oraz Nikoli Mekticia. I tak samo jak w dwóch poprzednich spotkaniach również tym razem schodzili z kortu jako zwycięzcy. Chociaż zwycięstwo przyszło im bardzo trudno.

W partii otwarcia tenisiści z północy Europy już w pierwszym gemie przegrali swój serwis. Mieli szanse na odrobienie strat w dziewiątym gemie, ale ich nie wykorzystali i po zmianie stron to rywale zakończyli seta. W drugiej odsłonie role się odwróciły. Koolhof i Mektić przegrali swego gema serwisowego i Hellioraara oraz Patten wyszli na prowadzenie 3:1. W ósmym gemie obronili się przed stratą serwisu, a po chwili doprowadzili do wyrównania stanu rywalizacji w meczu.

W decydującym super tie-breaku Fin i Brytyjczyk od początku „byli z przodu”. Z kolei Holender i Chorwat byli tymi, którzy gonili wynik. Ostatecznie ta sztuka im się nie udała. Tym samym to duet rozstawiony z numerem siódmym zakończył grupowy etap rywalizacji z kompletem zwycięstw.

Tymi, którzy również będą rywalizować o awans do finału są Jordan Thompson oraz Max Purcell. Reprezentanci Australii w ostatnim meczu fazy grupowej spotkali się z Marcello Granollersem oraz Horacio Zeballosem. Hiszpan i Argentyńczyk co prawda przegrali swe podanie już w gemie otwarcia, ale zdołali doprowadzić do odrobienie strat i do tie-breaka. O jedno przełamanie lepsi okazali się zawodnicy z Antypodów, którzy za szóstą piłką setową zakończyli tę część spotkania. W drugim secie kluczowym okazał się drugi gem, którego bez straty punktu wygrali Australijczycy. Przeciwnicy nie zdołali odrobić strat i z kompletem porażek zakończyli tegoroczny występ w ATP Finals.


Wyniki

Grupa:

H. Helliovaara, H. Patten (Finlandia, Wielka Brytania, 7) – W. Koolhof, N. Mektić (Holandia, Chorwacja, 3) 4:6, 6:3, 12-10

M. Purcell, J. Thompson (Australia, Australi, 5) – M. Granollers, H. Zeballos (Hiszpania, Argentyna, 2) 7:6(14), 6:3

Montevideo. Diego Forlan zadebiutował w zawodowym tourze!

/ Jarosław Truchan , źródło: własne, foto: AFP

Diego Forlan zadebiutował w środę w zawodowym tourze! Legendarny urugwajski piłkarz wraz z Federico Corią dostali „Dziką Kartę” do deblowej drabinki challengera w Montevideo. Występ nie okazał się jednak udany – Urugwajczyk i Argentyńczyk gładko ulegli w dwóch setach Borisowi Ariasowi i Federico Zeballosowi.

Forlan od dawna gra w tenisa. 45-latek z powodzeniem rywalizuje w cyku ITF World Tennis Masters Tour. Organizatorzy turnieju w Montevideo postanowili więc przyznać mu dziką kartę do turnieju rozgrywanego w stolicy Urugwaju. U boku Forlana zagrał obyty w zawodowym tenisie Federico Coria. Sam pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę – ostatni mecz dnia zgromadził na trybunach niemal komplet widzów. Forlan i Coria musieli uznać jednak wyższość Borisa Ariasa i Federico Zeballosa. Boliwijska para to czwarty najwyżej rozstawiony duet imprezy. Faworyci meczu gładko wygrali 6:1, 6:2. Mimo dość jednostronnego wyniku można było zauważyć, że gra sprawiała przyjemność najlepszemu zawodnikowi piłkarskich Mistrzostw Świata z 2010 roku. Forlan szczególnie dobrze odnajdywał się przy siatce.

Słabością nie do zamaskowania okazał się jednak serwis 45-latka. Niewątpliwie jednak piłkarska legenda przyniosła radość widzom i  sprawiła, że o turnieju w odległym Urugwaju usłyszał cały świat. Czy był to pierwszy i ostatni występ Diego Forlana w turniejach rangi challneger? Być może za rok Urugwajczyk również otrzyma „Dziką Kartę” do imprezy rozgrywanej w swojej ojczyźnie.


Wyniki

Pierwsza runda debla:

B. Arias, F. Zeballos (Boliwia, 4) – F. Coria, D. Forlan (Argentyna, Urugwaj, WC) 6:1, 6:2

Korespondencja z Malagi. Billie Jean King Cup Finals – tenisowe święto dla kibiców

/ Szymon Stępień , źródło: własne, foto: Szymon Stępień

Korespondencja z Malagi, Szymon Stępień

Dostawałem sporo pytań, czy Malaga żyje tenisem i czy są kibice? Potwierdzę to raz jeszcze i oficjalnie. Kibice są, pogoda w końcu sprzyja, w związku z czym nie mogę powiedzieć nic innego. Pora rozpocząć tenisowe emocje w Andaluzji!

Dzień przed oficjalnym startem turnieju wybrałem się na miasto, żeby sprawdzić jak to wygląda – czy jest tu w ogóle zainteresowanie tym tenisowym świętem? Spacerując uliczkami Malagi, od razu można było zauważyć, że tenis zagościł tu na dobre. W wielu miejscach dało się dostrzec plakaty i banery promujące finały Billie Jean King Cup. Widać było grupki kibiców, którzy ubrani w barwy swoich drużyn narodowych, z dumą przechadzali się po mieście. Atmosfera była radosna i pełna ekscytacji – rozmowy o tenisowych przewidywaniach i nadziejach na zwycięstwo można było usłyszeć w niemal każdej kawiarni i restauracji.

Co ciekawe, nawet mieszkańcy Malagi, którzy na co dzień nie interesują się tenisem, zdają się być wciągnięci w to sportowe święto. Wiele sklepów przygotowało specjalne witryny tematyczne, widać było nawet małe piłki tenisowe z logo turniejowym umieszonymi na półkach.

W pobliżu kompleksu sportowego Palacio de Deportes José María Martín Carpena, gdzie rozgrywane są mecze, od rana tłumów widać nie było, ale to pewnie z uwagi na porę dnia. Kolejki po bilety są, co tylko potwierdza, że zainteresowanie jest. W końcu mamy tutaj tenisowe Mistrzostwa Świata jakby nie patrzeć. Nawet osoby, które wcześniej nie miały nic wspólnego z tenisem, są ciekawe, co takiego przyciągnęło najlepsze zawodniczki świata właśnie tutaj.

Hiszpańska pogoda, słońce i błękitne niebo dodają całości niezwykłego uroku (zwłaszcza po wczorajszym dniu), sprawiając, że tenis w tej scenerii to prawdziwa uczta dla oka. Dziś to jednak tylko przedsmak tego, bo z perspektywy polskich kibiców, najważniejsze dopiero w piątek. Wtedy na kort wyjdą nasze tenisistki i miejmy nadzieję, że wszyscy będziemy cieszyć się ze zwycięstwa tego dnia.

Korespondencja z Malagi. Bogdan pokonuje Hibino w meczu otwarcia

/ Szymon Stępień , źródło: własne, foto: Szymon Stępień

Pora oficjalnie rozpocząć tenisowe zmagania na kortach w hiszpańskiej Maladze podczas Billie Jean King Cup Finals. Początkowo to Polki miały otworzyć turniej wspólnie z reprezentacją Hiszpanii, lecz wczoraj pogoda pokrzyżowała plany organizatorów. W czwartkowy poranek zobaczyliśmy więc najpierw Japonki oraz Rumunki.

Jako pierwsze tego dnia na kort wyszły Nao Hibino oraz Ana Bogdan. Analizując ostatnie spotkania obu zawodniczek, można było założyć, że to Rumunka będzie faworytką do zwycięstwa w tej rywalizacji. W pięciu spotkaniach, które rozegrały ze sobą do tej pory, czterokrotnie triumfowała tenisistka z Rumunii, Japonka tylko raz. Ostatni mecz miały okazję rozegrać w maju tego roku w Rzymie. Wówczas, w 1/64 finału, również lepsza okazała się 31-latka z miejscowości Sinaia.

Początek spotkania był bardzo solidny z obu stron. Mecz rozpoczęła tenisistka z kraju „kwitnącej wiśni”, która już w pierwszym gemie zaserwowała dwa asy. Zarówno Hibino, jak i Bogdan serwowały na wysokim poziomie. Japonka, mimo przegranej pierwszej piłki w meczu, szybko odzyskała rytm, co pozwoliło jej otworzyć wynik spotkania. Po niespełna 10 minutach gry bez przełamań było 2:1 dla Hibino. W piątym gemie pojawiło się jednak 0:40 przy serwisie Japonki, co dało pierwsze piłki na przełamanie dla Rumunki. Okazja została błyskawicznie wykorzystana, dzięki czemu Bogdan objęła prowadzenie 3:2. Rumunka nie zwalniała tempa i pewnie zdobywała kolejne punkty. Po 25 minutach zrobiło się już 5:2 na korzyść finalistki turnieju w Warszawie z 2022 roku, mimo że Hibino robiła wszystko, aby odwrócić losy seta. Pierwsza partia zakończyła się wynikiem 6:2 dla Any Bogdan.

Druga odsłona spotkania rozpoczęła się bardzo zacięcie. Bogdan od początku chciała szybko przejąć inicjatywę i przełamać rywalkę przy pierwszej możliwej okazji. Miała dwie szanse na przełamanie, ale Hibino udało się wytrzymać presję. Trzeci gem okazał się formalnością dla Rumunki. Po szybkim 0:40 przy serwisie obecnej 122. rakiety świata w rankingu WTA, Bogdan objęła prowadzenie 2:1. W siódmym gemie Japonka próbowała jeszcze odwrócić losy spotkania i miała szansę na przełamanie, jednak Rumunka była tego dnia zbyt skoncentrowana. Po godzinie i 21 minutach mecz zakończył się wynikiem 6:2, 6:4 dla wyżej notowanej Bogdan, co dało Rumunii pierwsze zwycięstwo w konfrontacji z Japonią.

W drugim meczu Japonki wyrównały jednak stan rywalizacji, gdyż Ena Shibahara pokonała 6:4, 7:6(2) Jaquelinę Cristian.


Wyniki

Ana Bogdan (Rumunia) – Nao Hibino (Japonia) 6:2, 6:4

Ena Shibahara (Japonia) 6:4, 7:6(2) Jaqueline Cristian (Rumunia)

Puchar Davisa Juniorów. Polscy tenisiści odpadli w ćwierćfinale

/ Jan Gąszczyk , źródło: własne/itftennis.com, foto: własne

W ostatnim meczu grupowym tegorocznego Pucharu Davisa juniorów nasi młodzi tenisiści przegrali z najwyżej w turnieju rozstawionymi Amerykanami i w meczu ćwierćfinałowym mierzyli się z Niemcami. Tej przeszkody niestety nie udało się przejść.

Tenisiści ze Stanów Zjednoczonych byli zdecydowanymi faworytami pojedynku z Polakami. I to się potwierdziło. 27. w juniorskim rankingu Jack Kennedy pokonał 6:3, 6:1 Jana Sadzika. Trochę bardziej wyrównanej walki spodziewaliśmy się po meczu Jana Chłodnickiego i Keatona Heance’a. Polak i Amerykanin znajdują się blisko siebie w rankingu. Niestety Heance całkowicie zdominował polskiego tenisistę i wygrał 6:0, 6:4. W meczu deblowym nasza para Kasperski/Sadzik przegrała z parą Hance/Jack Secord 4:6, 3:6.

W meczu ćwierćfinałowym Jan Chłodnicki wygrał pierwszego seta, ale ostatecznie przegrał z Christopherem Thiesem 6:2, 6:7, 3:6. Drugi, decydujący punkt dla ekipy naszych zachodnich sąsiadów zdobył Diego Dedura-Palomero, który 6:3, 6:2 pokonał Jana Sadzika. W półfinałach Amerykanie zmierzą się z Japonią, a Rumunia z Niemcami. Polacy zagrają teraz o miejsca 5-8. Pierwszym rywalem będzie Francja, a kolejnym Kazachstan albo Tajwan.

 

 

ATP Finals. Taylor Fritz wygrał i jest blisko półfinału w Turynie

/ Jan Gąszczyk , źródło: własne/atptour.com, foto: AFP

Fritz zostawiał rywalowi zbyt dużo miejsca i pozwalał mu grać za bardzo na jego zasadach. Amerykanin miał problemy z wygrywaniem punktów po drugim serwisie i widać było, że ewidentnie cierpi, grając z Alexem. 27-latek ostatecznie wziął się w garść i po raz czwarty pokonał Australijczyka.

Panowie na poziomie ATP Tour i wielkoszlemowym grali ze sobą dotychczas osiem razy. Pięć z tych pojedynków, w tym ten ostatni w tegorocznym United Cup, wygrał Australijczyk. Pomimo tej przewagi w liczbie wygranych pojedynków bezpośrednich faworytem tego starcia był Amerykanin. Fritz lepiej prezentował się dotychczas w Turynie. Taylor wygrał gładko z Daniłłem Miedwiediewem i powalczył z będącym w wybornej formie Jannikiem Sinnerem. De Minaur przegrał gładko z oboma tymi tenisistami.

W pierwszym secie panowie początkowo pewnie wygrywali swoje gemy serwisowe. Żaden z nich nie miał ani jednej szansy na przełamanie podania rywala. Wszystko zmieniło się w siódmym gemie, kiedy to De Minaur przełamał podanie Fritza i wyszedł na prowadzenie 4:3. Jego radość trwała jednak krótko. W kolejnym gemie Amerykanin odrobił stratę przełamania i mieliśmy 4:4. Decydujący o losie seta był 11 gem. W nim Australijczyk ponownie przełamał rywala, który jednego breaka obronił, ale drugiego już nie dał rady. Chwilę później już przy swoim podaniu asem zakończył tę partię.

Już w pierwszym gemie w drugiej partii Australijczyk był blisko przełamania faworyta. Taylor zdołał się jednak obronić. Przez długi czas gra toczyła się zgodnie z regułą własnego podania. W siódmym gemie De Minaur miał kolejnego break pointa, ale i tym razem Fritz się obronił. Set rozstrzygnął się w dziesiątym gemie, w którym serwował tenisista z Antypodów. Fritz wyszedł na 40:0 i miał trzy break pointy będące jednocześnie setbolami. Dwa z nich Alex obronił, ale przy trzecim wyrzucił forehand za końcową linię i set padł łupem Amerykanina. De Minaur przegrywając tę partię, definitywnie stracił szansę na awans do półfinału.

W trzeciej partii finalista tegorocznego US Open poprawił swoją grę w stosunku do pierwszych dwóch setów. Fritz zdecydowanie poprawił serwis i lepiej returnował. Amerykanin przełamał rywala jeden raz oraz obronił jednego break pointa. Szybko doprowadził do piłek meczowych i ostatecznie po dwóch godzinach i dziewięciu minutach gry zakończył najdłuższy mecz tegorocznych finałów, serwując asa. Obaj panowie popełnili sporo błędów (33 Fritz, 35 De Minaur), ale mieli jednocześnie sporo winnerów (26 Fritz, 27 de Minaur).

 


Wyniki

Faza grupowa – grupa Ilie Nastase

Taylor Fritz (Stany Zjednoczone,5) – Alex de Minaur (Australia,7) 5:7, 6:4, 6:3

Nick Kyrgios podekscytowany powrotem do rozgrywek

/ Artur Kobryn , źródło: nine.com.au, foto: AFP

Po długiej nieobecności Nick Kyrgios sposobi się do ponownych występów w turniejach ATP. Australijczyk w jednym z najnowszych wywiadów opowiedział, jak wyglądały jego ostatnie miesiące i co czuje przed powrotem na światowe korty.

29-latek z Canberry dwa ostatnie sezony miał praktycznie „wycięte” z tenisowego życiorysu. W ubiegłym roku rozegrał zaledwie jedno spotkanie w imprezie w Stuttgarcie. Z kolei w bieżącym sezonie zaprezentował się podczas zmagań z serii Ultimate Tennis Showdown w Nowym Jorku, w których także stoczył jeden pojedynek. Powodem absencji tenisisty z Australii były urazy nadgarstka i kolana, które doprowadziły w sumie do trzech operacji.

Problemy zdrowotne Kyrgiosa są już jednak za nim, dzięki czemu może przygotowywać się do gry turniejowej. Jego głównym celem jest naturalnie Australian Open, który rozpocznie się 12 stycznia w Melbourne. W rozmowie z lokalnymi mediami Australijczyk podzielił się towarzyszącymi mu obecnie odczuciami.

Od dwóch lat nie czułem się tak dobrze jak teraz. W 2022 roku rozegrałem niesamowity sezon i  dotarłem do finału Wimbledonu. Potem podczas US Open zacząłem mieć kłopoty z nadgarstkiem. Dokonano jego rekonstrukcji i teraz czuję się świetnie. Było 15 procent szans na to, że będę w stanie wrócić na poziom, na którym wcześniej się znajdowałem, a jednak się udało. Powrót do gry i wystąpienie przed australijskimi kibicami będzie czymś niezwykłym – oznajmił.

Kyrgios opowiedział również o powolnym procesie powrotu do pełni sił i swoim nastawieniu. – Pod względem fizycznym był to brutalny okres. Z kolei mentalnie nie pozwoliłem sobie na to, żeby się poddać. Zawsze chciałem skończyć z tenisem na własnych warunkach. Nie chciałem dopuścić, aby kontuzja zadecydowała o tym, czy będę w stanie jeszcze kiedyś zagrać. Początkowo nie czułem poprawy z nadgarstkiem, ale później zacząłem korzystać z piłek, którymi grają dzieci, żeby przyzwyczaić go do wykonywania uderzeń. Musiałem nauczyć mój nadgarstek wszystkiego od nowa – oznajmił.

Zapytany o swoje cele Australijczyk, nie udzielił konkretnej odpowiedzi. Według nieco sama możliwość ponownej gry jest niezwykle cenna. – W swoich oczach już uważam się za zwycięzcę. Wszystko, co wydarzy się teraz na korcie, każdy wygrany mecz lub turniej, będzie dla mnie bonusem – podsumował.