Adam Romer, korespondencja z Rijadu
W pierwszym meczu turnieju WTA Finals zmierzyły się Aryna Sabalenka i Qinwen Zheng. Można powiedzieć, że podczas tego meczu dwie rzeczy zaskoczyły: na plus pełne trybuny, na minus chwiejność chińskiej tenisistki w kluczowych chwilach meczu.
W ostatnich latach trudno było sobie wyobrazić pełne trybuny na meczach w WTA Finals. Czy Meksyk, Stany Zjednoczone czy wcześniej katarska Doha przyzwyczaiły nas do świecących pustkami siedzeń dla kibiców. W ostatniej dekadzie chyba tylko impreza w Singapurze była w stanie wypełnić halę kibicami. Tymczasem w Rijadzie można było być zaskoczonym i to podwójnie. Po pierwsze, że już na pierwszym meczu trybuny są wypełnione w ponad 80%, a po drugie kto je wypełnia. Głównymi „winowajcami” takiej sytuacji byli bowiem kibice z Państwa Środka. Było ich zaskakująco dużo, mieli czerwone flagi z pięcioma żółtymi gwiazdami i żywiołowo dopingowali swoją zawodniczkę.
Jednak Zheng zdawała się dziś wyraźnie stremowana swoim pierwszym występem w turnieju mistrzyń. Do tego dostała rywalkę najgorszą z możliwych, mianowicie Sabalenkę w formie. Nie da się ukryć, że obie te rzeczy było w sobotę widać na korcie.
Widziała i czuła to też sama liderka światowego rankingu.
– Myślę, że była to siła mentalna – odpowiedziała zapytana na pomeczowej konferencji prasowej o jedną rzecz, którą górowała nad rywalką i która mogła zdecydować o wyniku.
Rzeczywiście w kluczowych chwilach obu setów Aryna zagrała wyjątkowo spokojnie i pewnie, co przecież nie zawsze się jej zdarzało, a Chinka była wyraźnie mniej pewna swoich uderzeń przy kluczowych piłkach meczu. Skończyło się więc dwoma przełamaniami, po jednym w każdym secie. W obu wypadkach droga do nich były podwójne błędy serwisowe Zheng i niezwykle przemyślana gra Sabalenki przy breakpoitach.
– Jestem super szczęśliwa, bo wygrać w dwóch setach z Qinwen nie jest łatwo! – zachwycała się liderka rankingu WTA. Przyznała też, że wyjątkowo dobrze czuje się w rijadzkiej hali.
– Zajęło mi kilka dni przyzwyczajenie się do warunków, trochę eksperymentowaliśmy z naciągiem, ale teraz jest wszystko ok. Kort jest dla mnie idealny, szczególnie w porównaniu do warunków sprzed roku (na nierówności kortu centralnego w Cancun narzekały wszystkie uczestniczki WTA Finals sprzed roku – przyp. red.) – żartowała wyraźnie rozluźniona Sabalenka.
Zapytana o obecność na trybunach Neymara, bardzo się ożywiła.
– Tak, mam z nim zdjęcie. Super było go mieć po mojej stronie! Jestem jego wielką fanką – przyznała na odchodnym.
Brazylijski gwiazdor sporo „namieszał” też poza trybunami.
– Rozgrzewałam się przed meczem, gdy nagle zobaczyłam, że wszyscy członkowie mojego sztabu zniknęli. Rozejrzałam się, a oni robili sobie zdjęcia z Neymarem – opowiadała chiński dziennikarzom Qinwen Zheng. Przyznała też, że po porażkach zawsze jest smutna, ale tu się nie smuci, bo ciągle jest w grze.
Neymar nie był jedyną niespodzianką na trybunach, Zdecydowanie większą było kilka tysięcy kibiców z Chin. Tym razem nie pomogli Zheng, ale taki wynik jeszcze nie przekreśla jej szans na awans do półfinału. Bez wątpienia w poniedziałek zjawią się w hali Uniwersytetu Króla Sauda jeszcze raz i wtedy może doczekają się pierwszego zwycięstwa młodej Chinki w WTA Finals.
Mecze grupy purpurowej:
Aryna Sabalenka (1) – Qinwen Zheng (Chiny, 7) 6:3, 6:4.
Trwa mecz Jelena Rybakina (Kazachstan, 5) – Jasmine Paolini (Włochy, 4)
Partnerami relacji medialnych na portalu Tenisklub.pl z WTA Finals w Rijadzie są:
#LOTTOSuperLIGA
#eFortuna
#RelaksmisjaTennisTours