Korespondencja z Malagi. Brytyjki łatwo wygrywają z Kanadyjkami

/ Barbara Hofman , źródło: własne, foto: AFP

Ostatni mecz ćwierćfinałowy w finałach Billie Jean King Cup odbył się między Wielką Brytanią a Kanadą. Raducanu i Boulter rozprawiły się z reprezentantkami kraju liścia klonowego w mgnieniu oka z wynikiem 2:0.

Kanada jako rozstawiona w turnieju z „jedynką” i obrońca tytułu z zeszłego roku była faworytem rywalizacji tylko według statystyk. Reprezentacja kraju była bowiem dużo słabsza według rankingów i pokazywanej formy w tym roku. Kanada nie musiała przechodzić przez żadne mecze kwalifikacji dzięki ubiegłorocznej wygranej. Z kolei Wielka Brytania w tej chwili plasuje się na dwunastej pozycji w rankingu Billie Jean King Cup, a od wielu lat w turnieju nie idzie im najlepiej. Ich ostatni najlepszym wynikiem było wicemistrzostwo uzyskane ponad 40 lat temu w 1981. Kraj kultury picia herbaty musiał przedostać się przez kwalifikacje, kiedy to Brytyjki wygrały po czteromeczowej batalii z Francją. Zaś w piątek stawiły czoła Niemkom, które nie sprawiły im większych problemów (2:0). Raducanu i Boulter zdają się reprezentować swój kraj w iście przykładowy sposób.

Jako pierwsza na kort wyszła Emma Raducanu znana przede wszystkim ze swojego historycznego zwycięstwa w US Open w 2021 roku. W tym roku osiągnęła półfinał turnieju Nottingham rangi 250. 21-latka obecnie plasuje się na 58. pozycji w rankingu. Po drugiej stronie siatki grała Rebecca Marino. Ta w tym roku występowała głównie w turniejach rangi 125 i ITF-ach, uzyskując 103. miejsce w światowym zestawieniu. Mecz zakończył się po standardowej godzinie i trzydziestu minutach z wynikiem 6:0, 7:5 dla Raducanu. Pierwszy set upłynął pod sztandarem Emmy, która skutecznym serwisem (100% wygrywających piłek po pierwszym serwisie), własnym atakiem i dzięki licznym niepotrzebnym błędom Marino (16) wygrała partię w błyskawiczne 28 minut. W drugiej części spotkania gra Kanadyjki znacznie się poprawiła. Jej bardzo mocna i ofensywna gra nareszcie zaczęła przynosić efekty. Jednak przy stanie 5:5 i 40:30 dla Marino ta przepuściła piłkę, którą niesłusznie oceniła za outową. To przesądziło o losach spotkania, a Emma wygrała kolejne 2 gemy, aby osiągnąć laury w meczu.

Jako kolejne na kort weszły Leylah Fernandez i Katie Boulter. Kanadyjka w tym roku była wicemistrzynią turnieju w Eastbourne i obecnie jest 31. rakietą świata. Zaś Katie zwyciężyła w San Diego i Nottingham, a w rankingu plasuje się na 24. pozycji. Podobne rankingi obu pań sugerowały zacięte spotkanie, lecz życzenia kibiców na długi pojedynek nie okazały się spełnione. Leylah w meczu wydawała się być bardzo zagubiona, co rusz popełniając niewymuszone błędy. Pierwszego seta przegrała 6:2. Z kolei Boulter skupiona na grze pilnowała swego, serwując mocno i skutecznie (79%). Przy stanie 5:1 dla Katie nastąpiło krótkie załamanie w jej grze, a stabilniejsza gra Kanadyjki. Jednak wreszcie, gdy na tablicy pojawił się wynik 5:4, Boulter przy czwartej okazji wykorzystała piłkę meczową. Zaczęło się niezwykłe skandowanie po brytyjskiej stronie kibiców. Wielka Brytania zagra ze Słowacją we wtorek o wielki finał.

Poprzebierani kibice obu drużyn na pewno dostarczyli mnóstwo energii i emocji rywalizacji. Wydrukowane twarze Leili i Rebecci nie okazały się skuteczne, lecz ciągłe okrzyki „Come on Katie” z brytyjskim zaciągiem już tak. Jak się okazało córka kapitanki Wielkiej Brytanii miała tego dnia urodziny, więc drużyna widzów z wysp zaśpiewała dziewczynce „Happy Birthdhay” na korcie i takim ciepłym akcentem zakończyła się rywalizacja brytyjsko-kanadyjska.


Wyniki

Emma Raducanu (Wielka Brytania)- Rebbeca Marino (Kanada) 6:0, 7:5

Katie Boulter (Wielka Brytania)- Leylah Fernandez (Kanada) 6:2, 6:4

Bokser Mike Tyson kibicuje swojej córce w jej poczynaniach tenisowych

/ Szymon Stępień , źródło: tennis.com, foto: AFP

Wsparcie rodziny jest nieocenione, szczególnie gdy rodzice sami mają sportowe doświadczenie. Taki przykład stanowi rodzina Tyson – ojciec, zawodowy bokser Mike, aktywnie wspiera swoją córkę w jej tenisowej karierze.

Córka Mike’a, Milan, zaczęła grać w wieku 3 lat, a w wieku 7 lat brała udział w turniejach. W wieku 9 lat brała cztery lekcje tygodniowo.

– Jest bardzo konkurencyjna – chce wygrywać tak jak wszyscy inni – mówił o swojej córce w 2018 roku dla kanału Tennis Channel.

– Powiedziała mi, że chce zostać zawodową tenisistką. To będzie trudne, ale nie możemy się doczekać tego wyzwania. – dodał znany amerykański bokser.

Milan Tyson mimo swojego młodego wieku nieustannie czyni postępy.

Sześć lat temu matka Milany, Lakiha „Kiki” Spicer, powiedziała, że jej córka chce nauczyć się francuskiego, kiedy tylko zagra podczas Roland Garros. Co ciekawe, Mike również jest gotowy na ten moment. W maju tego roku były mistrz wagi ciężkiej spotkał się z australijskim tenisistą Nickiem Kyrgiosem w jego podcaście. Nick zapytał Mike’a o to, jak to będzie dla niego, gdy będzie oglądał grę Milana na Wimbledonie. Odpowiedział mu w następujący sposób:

– Nie będę cicho. Będą mnie wyrzucać.

– Jestem dumny i jestem zaciekły, gdy moja córka gra.

– Chcę walczyć, kiedy ona walczy. – dodał na sam koniec Tyson.

BJKC Finals. Polek droga przez mękę

/ Jan Gąszczyk , źródło: własne/www.billiejeankingcup.com, foto: AFP

Trzeba uczciwie powiedzieć, że los nie sprzyjał naszym tenisistkom podczas tegorocznej edycji Billie Jean King Cup Finals. Najpierw gospodynie, potem solidne Czeszki, a teraz wyśmienite w drużynowych rozgrywkach Włoszki. Polki pokazały jednak, że się nie poddają i są w stanie wygrać z każdym.

Epickie boje z Hiszpanią i Czechami już za nami, ale to nie koniec polskich emocji w Maladze. Teraz nasze tenisistki czeka starcie z ubiegłorocznymi finalistkami tej imprezy. Polki pokazały się jak dotychczas z dobrej strony, ale równie dobrze prezentują się ich rywalki. W historii obie drużyny spotkały się raz. Miało to miejsce w 1988 i wtedy górą była drużyna Italii 2-1. Później okazji do takich spotkań za bardzo nie było, ponieważ nasze rywalki grały w elicie, a my błąkaliśmy się po obrzeżach światowego tenisa.

Rywalki mają w nogach jeden mecz mniej, ponieważ jako wysoko rozstawione zaczynały zmagania od ćwierćfinału, w którym pokonały Japonię 2-1. Praktycznie pewne jest to, że Iga Świątek zagra z Jasmine Paolini. Włoszka jest w dobrej formie, ale nasza tenisistka pokonywała ją trzy razy, nie tracąc więcej niż trzy gemy, więc tutaj punkt raczej jest pewny. Drugą rakietą Włoch jest Elisabetta Cocciaretto. Pozostaje kwestia drugiej rakiety Polski. Czy podobnie jak w meczu z Hiszpanią będzie nią Magda Linette? 32-latka stoczyła z tą rywalką dwa mecze. Dwa lata temu przegrała w trzech setach w Tampico, ale w tym roku również w trzech była lepsza w Madrycie.

A może Dawid Celt postawi na Magdalenę Fręch? Łodzianka dobrze zaprezentowała się w meczu z Marie Bouzkową, chociaż był to mecz przegrany. Z Włoszką Polka ma bilans 0-1, ale tamten mecz został rozegrany dwa lata temu. Nasz kapitan ma solidny orzech do zgryzienia. W meczu z Włoszkami najlepiej byłoby wygrać oba single, co pozwalałoby uniknąć grania debla. W grze podwójnej zagrają na pewno Sara Errani i Paolini. To jest duet już z najwyższego, światowego poziomu. W końcu są to mistrzynie olimpijskie. Mecz Świątek i Kawy z Czeszkami pokazał, że jest to solidny duet reprezentacyjny, ale na Włoszki może to być jednak trochę za mało.

Puchar Davisa Juniorów. Amerykanie najlepsi w Antalyi

/ Jan Gąszczyk , źródło: własne/itftennis.com, foto: własne

Ekipa Stanów Zjednoczonych została najlepszą drużyną tegorocznego juniorskiego Pucharu Davisa. Tenisiści zza Oceanu w wielkim finale bez większego kłopotu pokonali Rumunię. Polscy tenisiści zajęli w zawodach siódme miejsce.

Amerykanie byli faworytami zmagań w Turcji i nie zawiedli. W całym turnieju przegrali zaledwie jeden mecz deblowy z Portugalczykami, ale on akurat nie miał znaczenia dla losów całej rywalizacji. Kolejnymi ofiarami tenisistów z Ameryki padli Egipcjanie, Polacy, Tajwańczycy, Japończycy i w finale Rumuni. Keaton Hance wygrał 6:2, 6:7, 6:0 z Alejandro Nourescu. Decydujący punkt dołożył Jack Kennedy, który pokonał Yannicka Alexandrescu 6:3, 6:2. Dla Stanów Zjednoczonych to czwarty tytuł w historii, a pierwszy od 2014 roku.

Polacy w meczach o miejsca 5-8 przegrali z Francją 0:2. Jan Chłodnicki uległ Ferdinandowi Novkiriczce 1:6, 2:6, a Jan Sadzik przegrał z Moise Koumane 1:6, 3:6. Później Polacy pokonali Tajwan 2:1, co ostatecznie dało naszej reprezentacji 7. miejsce. Jan Chłodnicki pokonał Yen-chun Wanga 6:3, 6:3. Jan Sadzik niestety przegrał z Kuan-shou Chenem 6:7, 3:6 i o wyniku meczu zdecydował debel. W nim Antoni Kasperski i Sadzik pokonali 7:5, 6:3 Chena i Wanga.

ATP Finals. Jannik Sinner triumfuje

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.atptour.com, foto: AFP

Jannik Sinner pokonał Taylora Fritza w finale turnieju ATP Finals 2024. Tym samym Włoch do zdobytych w tym roku dwóch tytułów wielkoszlemowych oraz pierwszego w karierze awansu na fotel lidera rankingu dołożył triumf w kończącej sezon imprezie.

Tegoroczny finał singla oraz mecz finałowy debla rozgrywanego w stolicy Piemontu turnieju mają część w wspólnych. W obu przypadkach o tytuł grają tenisiści, którzy kilka dni wcześniej spotkali się w fazie grupowej.

Tak jak Kevin Krawietz oraz Timo Puetz powtórzyli w finale swój wynik z meczu pierwszej kolejki przeciwko Mate Paviciowi oraz Marcelo Arevalo, tak samo drugie zwycięstwo w tym tygodniu nad Taylorem Fritzem odniósł Jannik Sinner.

Po tym jak przed włoski tenisista w meczu finałowym musiał uznać wyższość Novaka Dżokovicia, w tym roku reprezentant gospodarzy wywiązał się z roli faworyta. I w piątym pojedynku przeciwko Taylorowi Fritzowi pokonał Amerykanina po raz czwarty. Trzeci raz bez straty seta.

Podobnie jak w meczu fazy grupowej, i tym razem lider światowego rankingu zanotował po jednym przełamaniu w każdej z odsłon finałowego pojedynku. W pierwszym secie wykorzystał szansę, wychodząc na prowadzenie 4:3 z przewagą serwisu. W drugiej partii kluczowym okazał się piąty gem.

Triumfując w Turynie Jannik Sinner po tym jak w tym roku został pierwszym Włochem na fotelu lidera rankingu ATP, również jako pierwszy reprezentant swego kraju triumfował w kończącej sezon imprezie dla ośmiu najlepszych singlistów roku.


Wyniki

Finał:

Jannik Sinner (Włochy, 1) – Taylor Fritz (USA, 5) 6:4, 6:4

ATP Finals. Historyczny wynik Krawtza i Puetza

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.atptour.com, foto: AFP

Kevin Krawietz i Timo Puetz pokonali w finale rywalizacji deblowej ATP Finals Marcelo Arevalo oraz Mate Pavicia Tym samym Salwadorczykowi i Chorwatowi nie udało się zrewanżować za porażkę sprzed kilku dni w fazie grupowej.

Za nami pierwszy finał tegorocznej rywalizacji w stolicy Piemontu. W pierwszym z niedzielnych finałów na przeciwko siebie stanęły najwyżej i najniżej notowany duet imprezy. I podobnie jak w meczu pierwszej kolejki, gdy zawodnicy zza naszej zachodniej granicy zwyciężyli 6:3, 6:4, również tym razem najlepszy debel mijającego roku nie znalazł sposobu na parę numer osiem w światowym rankingu.

W całym spotkaniu była tylko jedna szansa na przełamanie serwisu rywali. W siódmym gemie pierwszego seta mieli Krawietz oraz Puetz. Jednak liderzy rankingu wyszli z opresji. Tym samym losy obu odsłon rozstrzygnęły się w tie-breakach. W „dogrywce” pierwszego seta Arevalo i Pavić co prawda wyszli na prowadzenie 5-4, aby od tego momentu przegrać trzy kolejne akcje. W drugim secie to Niemcy byli cały czas „z przodu”. Co prawda chorwacki finalista imprezy z 2022 roku wraz ze swym salwadorskim deblowym partnerem obronili pierwszą piłkę meczową, ale drugiej już nie zdołali. Tym samym to Kevin Krawietz i Timo Puetz stworzyli historię.

Na listach triumfatorów ATP Finals reprezentantów Niemiec do tegorocznej edycji można było znaleźć jedynie wśród zwycięzców, gry pojedynczej. Trzykrotnie imprezę wygrywał Boris Becker, dwukrotnie Alexander Zverev i raz ta sztuka się udała Michaelowi Stichowi. W jubileuszowej 50. edycji z udziałem deblistów, pierwszy triumf odniósł duet niemiecki.


Wyniki

Finał:

K. Krawietz, T. Puetz (Niemcy, Niemcy, 8) – M. Arevalo, M. Pavić (Salwador, Chorwacja, 1) 7:6(5), 7:6(6)

Korespondencja z Malagi. Konferencja prasowa z Polkami o drugiej w nocy po historycznym zwycięstwie nad Czeszkami

/ Barbara Hofman , źródło: własne, foto: Billie Jean King Cup

Barbara Hofman, Malaga 

 

W sobotę, 16 listopada, późno w nocy zakończyliśmy zwycięstwem mecz z naszymi południowymi sąsiadami po emocjonującym deblu Igi Światek i Katarzyny Kawy w turnieju Billie Jean King Cup. Ledwo żywe zawodniczki i kapitan reprezentacji zjawiły się na konferencji prasowej, dzieląc się swoim szczęściem, lecz głównie zmęczeniem po 8 godzinach rywalizacji.

Na polskiej konferencji prasowej dla dziennikarzy były dostępne nasze dwie deblistki, a także kapitan reprezentacji Polski Dawid Celt. Na początku do głosu dobrali się reprezentanci zagranicznych mediów. Pierwsze z pytań było skierowane do Świątek, która stoczyła singlowy i deblowy pojedynek tuż po sobie, a więc naturalnie odwoływało się do jej wrażeń po całym dniu. Iga odpowiedziała: „No cóż, nie mam ich zbyt wiele, bo już nie mogę myśleć.” Po czym parsknęła śmiechem. Wypowiedziała się także o grze u boku bardziej doświadczonej Kawy. „Jestem bardzo szczęśliwa, że tak dobrze prowadziła nasz debel i wybrała właściwą taktykę. W pewnym sensie mówiła mi, co mam robić. Ja już dawno nie grałam w deblu. Myślę więc, że stworzyłyśmy naprawdę dobry zespół.”

Katarzyna była spytana o uczucia towarzyszące tak wielkiemu zwycięstwu dla Polski. „Po prostu starałam się dać z siebie wszystko, aby grać na jak najwyższym poziomie i dać nam szansę. Jak powiedziała Iga, nie byłyśmy faworytkami. Kilka razy grałam przeciwko Katerinie (red. – Siniakovej) i dwukrotnie mnie pokonała. Powiedziałam sobie, że nie, nie przegram po raz trzeci. Jestem więc całkiem szczęśliwa, że nam się udało.”

Kawa 17. listopada, a więc w noc, kiedy zaczął się pojedynek deblowy, kończyła 32. urodziny. Na konferencji złożono jej życzenia i spytano o znaczenie tego dnia. „Tak, właściwie, nie wiedziałem, że to już, to znaczy, dzisiaj. Nie wiedziałam, która jest godzina, ale z pewnością są to dla mnie wyjątkowe urodziny.”

Potem padły pytania od polskich dziennikarzy. Pierwsze odnosiło się do turniejowej anegdotki, bo na plakatach promujących rywalizacje pojawia się twarz Katarzyny Kawy. Jubilatka odparła ze śmiechem, że zdziwiła się, gdy odnalazła tam siebie, ale przyznała, że jest tam w bardzo dobrym towarzystwie.

Dawid Celt, kapitan naszej reprezentacji, na pytanie o koncentrację na korcie przez 8 godzin meczów odpowiedział, że było to trudne dla niego, ale przede wszystkim dla tenisistek. Wspomniał o ciągłej grze Polek przez dwa dni i o wobec czego przymusie niedzielnego odpoczynku. Kapitan reprezentacji Polski podkreślił jakość meczu deblowego tenisistek, a także pokrótce przypomniał pozostałe spotkania.

Katarzyna Kawa potem zapytana o swojej roli ambasadorki Polski wspomniała, że to dla niej bardzo ważna rola. Wymieniła także Szczecin jako miasto warte zobaczenia.

Iga streściła przebieg i taktyczne elementy meczu z Czeszkami. Zwróciła uwagę na stan 4:4 w drugim secie, który każdemu polskiemu kibicowi musiał dodać porządną dawkę adrenaliny. Wspomniała także o swoim zmęczeniu. „Zobaczymy jutro. Kto ma się zregenerować, to właśnie ja”.

Na koniec konferencji zapytano Dawida Celta o potencjalną trudność poniedziałkowego spotkania z Włoszkami. Odpowiedział, że w tym turnieju nie ma łatwych zawodniczek. Jedna dobra w singlu, a druga lepsza w deblu. Jednak zapowiedział z przekonaniem w głosie, że Polki jak będą musiały, to będą walczyć całą noc po kolejny krok, żeby zagrać w finale.

BJKC Finals. Słowaczki zagrają w półfinale!

/ Jarosław Truchan , źródło: własne, foto: AFP

Reprezentantki Słowacji awansowały do półfinału Bille Jean King Cup Finals! Przedstawicielki naszych południowych sąsiadów, po sensacyjnym wyeliminowaniu Amerykanek w pierwszej rundzie, pokonały w niedzielę Australijki. Mecz rozstrzygnął się już po spotkaniach singlowych.

Jako pierwsze na kort w Maladze wyszły Wiktoria Hruncakowa i Kimberly Birrell. Faworytką tej konfrontacji była tenisistka z Antypodów. Reprezentantka Australii jest notowana ponad sto dwadzieścia miejsc wyżej w rankingu. Systematycznie gra w turniejach rangi WTA, podczas gdy jej rywalka w ostatnim czasie występowała tylko w imprezach ITF. Hruncakowa ze znakomitej strony spisała się natomiast w rywalizacji z Amerykankami. To właśnie ona razem z Terezą Mihalikową przesądziły w meczu deblowym o wygranej.

Spotkanie od początku było bardzo wyrównane. Panie szły gem za gem i wydawało się, że o losach pierwszego seta rozstrzygnie tie-break. Gdy jednak Birrell serwowała po doprowadzenie do dogrywki, jej rywalka wypracowała trzy break pointy. Hruncakowa przełamała w ostatnim momencie, co zakończyło partię. Tie-break był potrzebny do wyłonienia zwyciężczyni drugiej odsłony meczu. Lepsza okazała się w nim reprezentantka Australii, która doprowadziła do decydującej partii.  Była to zdecydowanie najbardziej otwarta część pojedynku. Słowaczka obroniła break pointy w czwartym gemie, a po chwili przełamała przeciwniczkę. Birrell próbowała później wrócić do meczu, lecz nieskutecznie. W dziewiątym gemie po raz kolejny straciła serwis, co zakończyło spotkanie. Po ponad dwóch i pół godzinie gry Hruncakowa dała niezwykle cenny punkt swojej reprezentacji.

W drugim meczu to reprezentantka kraju ze stolicą w Bratysławie była bowiem faworytką. Ostatnim występem Rebeki Sramkowej przed przylotem do Malagi był turniej w chińskim Jiujiang, gdzie doszła do finału. Słowaczka w meczu pierwszej rundy BJKC Finals pokonała Danielle Collins. Z kolei Ajla Tomlianovic ma za sobą czas naznaczony problemami zdrowotnymi. Reprezentantka Australii nie rozegrała żadnego meczu w listopadzie, a z ostatniego turnieju wycofała się przed meczem drugiej rundy.

Pierwszy set okazał się dominacją ze strony Sramkowej, która szybko wyszła na prowadzenie 5:0. W międzyczasie Tomlianovic poprosiła o przerwę medyczną. Tenisista urodzona w Zagrzebiu, lecz reprezentująca od 2018 roku Australię miała problemy z poruszaniem się po korcie. Było to widoczne w drugim secie, w którym starała się jak najczęściej grać przez środek kortu. Znakomicie spisująca się w Maladze Sramkowa wykorzystywała problemy rywalki. Słowaczka zakończyła drugą partię z przewagą dwóch przełamań. Tym samym mecz gry podwójnej nie był potrzebny – Słowaczki już po dwóch singlach zapewniły sobie awans do półfinału.


Wyniki

Słowacja – Australia 2:0

Wiktoria Hruncakowa – Kimberly Birrell 7:5, 6(4):7, 6:3

Rebeka Szramkowa – Ajla Tomlianovic  6:1, 6:2

Korespondencja z Malagi. Starcie deblowe zadecydowało o awansie do pierwszego półfinału Polek!

/ Barbara Hofman , źródło: własne, foto: AFP

Trzeci mecz reprezentacji Polek w rozgrywkach Billie Jean King Cup miał format deblowy, a w biało-czerwonej parze pojawiły się Katarzyna Kawa wraz z niespodziewaną Igą Świątek. I udało się! Wygrałyśmy 6:2, 6:4, by awansować do półfinału turnieju!

W rozstrzygającym rywalizację polsko-czeską meczu deblowym zmierzyły się Iga Świątek w parze z Katarzyną Kawą przeciwko Marie Bouzkovej i Katerinie Siniakovej. Ta druga w rankingu deblistek jest rozstawiona z numerem „1”, w tym sezonie zdobywając 5 turniejów, w tym 2 wielkoszlemowe (Roland Garros i Wimbledon). Czeskie tenisistki walczą o swój 7. tytuł w turnieju. Z polskiej pary to Kawa ma lepszą pozycję deblową (93.) od nierozstawionej Igi.

Mecz rozpoczął się od wygrywanych, szybkich gemów serwisowych. Choć Świątek kwadrans przed deblem kończyła jeszcze swój poprzedni mecz gry pojedynczej, nie dawała tego po sobie poznać. To w szczególności Katarzyna brylowała przy siatce, posyłając wygrywające woleje. Wreszcie przy stanie 3:2 i 40:0 biało-czerwone zyskały 3 szanse na przełamanie. Za trzecim razem po kolejnym udanym woleju Kawy Polki osiągnęły przewagę 4:2. Potem Polki grały bezbłędnie, a przy stanie 5:2 miały dwie piłki meczowe. Przy drugiej okazji Czeszki popełniły podwójny błąd serwisowy, wobec czego pierwsza partia ostatecznej rywalizacji polsko-czeskiej zakończyła się po 32 minutach wynikiem 6:2.

Tak też kolejnego seta zaczęliśmy od serwisu Igi Światek, którego biało-czerwone szybko wygrały ze stratą wyłącznie jednego punktu. Tu należy ponownie docenić grę Katarzyny Kawy, która nie odstępowała Idze zarówno przy siatce, jak i z głębi kortu, posyłając silne uderzenia pod koniec kortu. Przy świetnej grze obu Polek doszło do przełamania Czeszek po „piłce śmierć” na 2:0, a gra Kawy i Światek zdawała się tylko nabierać tempa. Przewagę przypieczętowało mijające uderzenie poza zasięgiem południowych sąsiadek posłane przez Katarzynę.

Czeszki powoli zdawały się być bezradne przy tak zdecydowanej i skutecznej agresji Polek. Powtórne uderzenie mijające Kawy zadecydowało o kolejnym gemie na koncie polskiej pary. I tak na korcie zapanowała pozytywna atmosfera jeszcze bardziej wzniecana padającym okrzykiem z końca trybun „Królowa jest tylko jedna…”. Kolejnego gema Polki przegrały przy słabszym serwisie Świątek, ale wynik wciąż pokazywał absolutną dominację biało-czerwonych, 4:1.

Jednak nie mów „hop” póki nie podskoczysz. Nagle z wyniku 4:0 dla Kawy i Świątek, Czeszki szybko wyrównały wynik. Iga jednak nie pozwoliła na dalszą przewagę Siniakovej i Bouzkovej, pewnie wygrywając swój serwis. W kolejnym gemie przy trzech piłkach meczowych wykorzystaliśmy pierwszą szansę na zwycięstwo w meczu. Meldujemy się jako żółtodzioby w półfinale Billie Jean King Cup, który zagramy już w poniedziałek z reprezentacją Włoch.


Wyniki

Iga Świątek, Katarzyna Kawa (Polska) – Katerina Siniakova, Marie Bouzkova (Czechy) 6:2, 6:4