Zaskakujące wyznanie Kyrgiosa o kontuzji

/ Izabela Modrzewska , źródło: tennisworldusa.org/oprac.własne, foto: AFP

Nick Kyrgios opowiedział jak kontuzja wpłynęła na jego życie i jak Novak Dżokovic przyczynił się do jego decyzji o powrocie do touru. 

Po wycofaniu się z Australian Open w 2023 roku z powodu urazu kolana, Australijczyk powrócił na kort kilka miesięcy później podczas sezonu na trawie. Podczas turnieju w Stuttgarcie niefortunnie po raz kolejny doznał kontuzji, tym razem nadgarstka. Jednak wycofanie się z rywalizacji nie było dla niego największym problemem. 29-latek zmagał się z ogromnym bólem, który utrudniał mu funkcjonowanie w codziennym życiu.

Miałem rekonstrukcję nadgarstka i cztery dziury w wywiercone w mojej ręce. (…) Nosiłem gips, który uniemożliwiał mi ruch przez dwanaście tygodni. Musiałem ponownie nauczyć się używać mojego nadgarstka. Nawet noszenie zakupów sprawiało mi dużo bólu – przyznał.

Finalista Wimbledonu dodał, że po dziewięciu miesiącach pojawiła się znaczna poprawa i znowu poczuł się jak zawodnik z 2022 roku, w którym osiągał sukcesy. W ubiegłym sezonie tenisista nie czuł się jeszcze gotowy by znowu grać zawodowo, ale tegoroczny turniej wielkoszlemowy w Londynie był dla niego przełomowym momentem. Kyrgios pracował wtedy jako komentator i miał okazję trenować z Novakiem Dżokovicem, który zmotywował go do powrotu na kort.

Odbijałem z Novakiem i powiedział mi, że nie wyglądam jakbym miał kontuzję. To była dla mnie duża motywacja i wtedy pomyślałem, że może rzeczywiście robię postępy i jestem gotowy wrócić, bo nie byłem tego pewien. 

Kilka dni temu, organizatorzy Brisbane International potwierdzili udział australijskiego tenisisty w turnieju, który rozpocznie się 29 grudnia.

Charleston. Gina Feistel awansowała do drugiej rundy

/ Jan Gąszczyk , źródło: własne/wtatennis.com, foto: Olga Pietrzak/PZT

Gina Feistel wygrała z Alaną Smith w pierwszej rundzie challengera WTA w amerykańskim Charleston. To zwycięstwo dało jej awans do drugiej rundy. Rywalką Polki w walce o ćwierćfinał będzie Hiszpanka Leyre Romero Gormaz, która oddała zaledwie gema Kanadyjce Stacey Fung.

Polka wcześniej nigdy nie grała z notowaną prawie 90 miejsc niżej Smith. 25-letnia Amerykanka, aby zagrać w turnieju głównym przeszła kwalifikacje. Pierwsza partia była nierówna i nerwowa w wykonaniu obu tenisistek. Zarówno Feistel, jak i Smith wielokrotnie miały szanse na zdobycie przełamania i wielokrotnie z nich korzystały. Gina przełamała rywalkę dwa razy, ale sama niestety straciła podanie jeden raz więcej. Wydawało się, że będziemy mieli tie-break, ale w 12. gemie Smith nieoczekiwanie przełamała Polkę i dzięki temu wygrała tego seta.

W drugiej partii role się zdecydowanie odwróciły. Stroną dominującą w tym secie była nasza tenisistka. Gina zdecydowanie poprawiła serwis. Nie dała Smith ani jednej szansy break pointowej. Sama przełamała podanie Amerykanki dwukrotnie i wykorzystując trzecią piłkę setową, wyrównała stan meczu. W decydującym secie wydarzenia na korcie potoczyły się już błyskawicznie. Feistel całkowicie zdominowała przeciwniczkę. Polka świetnie serwowała i jeszcze lepiej returnowała. To pozwoliło jej szybko zdobyć trzy przełamania. W szóstym gemie Gina nie wykorzystała piłki meczowej, a na dodatek została przełamana.

Ten chwilowy kryzys został zażegnany w kolejnym gemie. Alana nie potrafiła utrzymać swojego podania. Amerykanka obroniła jeszcze jednego meczbola, ale przy kolejnym ta sztuka już jej się nie udała. Późnym wieczorem nasza tenisistka zagra jeszcze w pierwszej rundzie gry podwójnej. Polka utworzyła parę z doświadczoną Rumunką Iriną Barą. Ich rywalkami będą rozstawione z 2 tenisistki gospodarzy, Sophie Chang i Rasheeda McAdoo.

21-letnia polska tenisistka po raz drugi w karierze osiągnęła tę fazę w turnieju rangi WTA. Poprzednio Gina grała w drugiej rundzie challengera w Warszawie, który rozegrany został w lipcu tego roku.


Wyniki

I runda gry pojedynczej

Gina Feistel (Polska) – Alana Smith (Stany Zjednoczone,Q) 5:7, 6:2, 6:1

Puchar Davisa. Van De Zandschulp za mocny dla Nadala. „Ostatni taniec” Rafy?

/ Jarosław Truchan , źródło: własne, foto: AFP

Rafael Nadal przegrywa w (być może) ostatnim singlowym meczu w karierze. Legendarny tenisista, który kończy karierę występem w tegorocznych finałach Pucharu Davisa, uległ Boticowi Van De Zandschulpowi w pierwszym meczu wtorkowego ćwierćfinału. Tym samym Holender przybliżył swoją reprezentację do zwycięstwa nad gospodarzami.  

We wtorkowe popołudnie oczy całego tenisowego świata były zwrócone na Malagę. Podczas gdy Brytyjki i Słowaczki zacięcie rywalizowały w deblu o wejście do finału Bille Jean King Cup Finals, niedaleko od tego miejsca rozgrywano inauguracyjne spotkanie finałów Pucharu Davisa, w którym Hiszpanie mierzyli się z Holendrami. Od kilku godzin było wiadomo, że zobaczymy Rafaela Nadala na korcie w meczu singlowym. Po godzinie 16:00 oficjalnie dowiedzieliśmy się, że odchodzący na emeryturę 22-krotny mistrz turniejów wielkoszlemowych wystąpi w meczu otwarcia. Na jego rywala wyznaczono Botica Van De Zandschulpa.

Drogi panów przecięły się dwukrotnie w 2022 roku. Hiszpan pokonał reprezentanta Holandii zarówno podczas Roland Garros (gdzie później sięgnął po tytuł), jak i na Wimbledonie. Nie stracił wtedy nawet seta. Wiadomo było jednak, że historia sprzed dwóch lat będzie miała znikomy wpływ na mecz w Maladze. Nie można było porównywać bowiem sytuacji obu tenisistów. Nadal wychodził na kort jako weteran, który chciał jeszcze raz zaczarować publiczność. Ostatni oficjalny mecz rozegrał podczas lipcowych Igrzysk Olimpijskich, później wystąpił tylko w turnieju pokazowym w Arabii Saudyjskiej. Przez ostatnie tygodnie przygotowywał się właśnie do finałów Pucharu Davisa, gdzie miał nastąpić jego „ostatni taniec”. Van De Zandschulp jest natomiast aktywnym tenisistą, który ostatnio notował bardzo dobre wyniki, więc z czysto rozsądkowego punktu widzenia był murowanym faworytem.

Aspektem, który najbardziej grał na jego niekorzyść była jednak z pewnością atmosfera w hali. Mógł liczyć na doping około tysiąca holenderskich kibiców zgromadzonych w liczącej jedenaście tysięcy miejsc arenie – resztę krzesełek zajmowali fani jego rywala. Już od momentu wyjścia reprezentacji na kort było czuć wagę tego wydarzenia. Podczas odgrywania hymnu Hiszpanii Nadal był wyraźnie wzruszony. Na trybunach zasiadło wiele ważnych postaci, w tym prezydent Królewskiej Hiszpańskiej Federacji Tenisowej.

Na początku meczu było widać, że otoczka sprawia kłopot Van De Zandschulpowi. 29-latek popełnił aż trzy podwójne błędy w pierwszym gemie przy własnym serwisie, lecz mimo to nie stracił podania. Nadalowi brakowało punktu zaczepienia przy returnie. Później tylko raz doprowadził do gry na przewagi przy serwisie rywala, lecz nie miał żadnego break pointa. Wygrywanie kolejnych gemów przychodziło mu z większą trudnością. Hiszpan długo jednak bronił się i nie pozwalał przeciwnikowi na przełamanie. Van De Zandschulp wypracował jednak w końcu dwie szanse w dziewiątym gemie. Pogromca Carlosa Alcaraza z tegorocznego US Open wykorzystał drugą z nich i wyszedł na przewagę. Następnie bez problemów zakończył seta przy własnym serwisie.

Po przegraniu pierwszej odsłony meczu, początek kolejnej był niezwykle ważny dla tenisisty z Majorki. Jednakże Nadal dał się przełamać już w pierwszym gemie i jego sytuacja mocno się skomplikowała. Aby odnieść zwycięstwo jego rywal potrzebował wyłącznie utrzymywać podanie, co do tej pory przychodziło mu bez większych problemów. Z kolejnymi minutami Hiszpan coraz bardziej odstawał od rywala. Van De Zandschulp coraz częściej wykorzystywał złe ustawienie Nadala, szczególnie gdy ten biegł do siatki i posyłał więcej uderzeń kończących. W efekcie byliśmy świadkami kolejnej utraty serwisu przez 38-latka. Nawet publiczność coraz mniej wierzyła w tak zwany „happy end”. Nadzieję na obrót sytuacji dał piąty gem.

Nadal po raz pierwszy w meczu wypracował break pointy i po długiej grze na przewagi zmniejszył stratę do rywala. Nie byliśmy jednak świadkami kolejnego spektakularnego powrotu w karierze „Rafy”. Reprezentant Holandii zakończył spotkanie z zaliczką jednego przełamania, przybliżając reprezentację swojego kraju do półfinału.

Mimo porażki Nadal dał radość fanom. Kończący karierę Hiszpan popisał się kilkoma widowiskowymi forhendowymi winnerami, które stanowiły jego popisowe zagranie. Być może nie wystarczyło to na pokonanie Botica Van De Zandschulpa, lecz z pewnością poderwało z krzesełek zgromadzoną publiczność i sprawiło, że wróciły wspomnienia z jego najlepszych lat na korcie. Nie wiadomo, czy zobaczymy jeszcze Rafaela Nadala w akcji, być może wszystko zależy od kolejnych kilku godzin. Sytuacja Hiszpanów w ćwierćfinale finałów Pucharu Davisa stała się skomplikowana. Holandia prowadzi 1-0 w rywalizacji do dwóch zwycięstw. O przedłużenie nadziei tenisistów z Półwyspu Iberyjskiego Carlos Alcaraz zagra z Tallonem Griekspoorem. Jeśli „Carlitos” wygra to spotkanie, o wszystkim zadecyduje debel.

https://twitter.com/AdamRomer13/status/1858937458626375824

 


Wyniki

Holandia – Hiszpania 1:0

Botic Van De Zandschulp – Rafael NAdal 6:4, 6:4

BJK Cup. Mihalikova i Hruncakova zapewniły finał Słowaczkom

/ Marek Golba , źródło: opr. własne, foto: AFP

Reprezentantki Słowacji awansowały do finału Billie Jean King Cup. Tereza Mihalikova oraz Viktoria Mihalikova nadpsodziewanie łatwo pokonały Olivię Nicholls i Heather Watson 6:2, 6:2. To pierwszy drużynowy finał Słowaczek od 2002 roku.

Z czwórki deblistek najmocniej na początku meczu wyróżniała się Hruncakova. 26-latka potężnymi uderzeniami z głębi kortu zapewniła pierwsze dwa przełamania dla słowackiej drużyny. W połączeniu z czuciem Mihalikovej przy siatce przyniosło to dużą przewagę na korcie, a Nicholls i Watson były w pewnym momencie bezradne. Udanym wolejem Mihalikovej zakończył się pierwszy set wynikiem 6:2.

W drugim secie obraz gry wiele się nie zmienił. Słowacki debel dalej świetnie funkcjonował, a wszystko za sprawą dobrze dysponowanej Hruncakovej. Rozciągała grę brytyjskich tenisistek, a Mihalikova czujnie wykańczała akcje. Co prawda były również krótkie przebłyski Olivii Nicholls przy siatce, ale dwukrotnie straciła podanie, co przypieczętowało porażkę Wielkiej Brytanii. Hruncakova wykorzystała wystawkę i Słowaczki po raz pierwszy w historii zagrają w finale Billie Jean King Cup.

To ich największy drużynowy sukces od lat. Jedyny triumf zanotowały w 2002 roku, kiedy to pokonały Hiszpanki 3:1 w ramach Fed Cupu. Wtedy w składzie grały m.in. Daniela Hantuchova czy Jana Husarova. O powtórzenie wyniku będzie jednak trudno. Jutro zagrają z Włoszkami, które pokonały Polki 2:1.


Wyniki

BJK Cup – półfinał:

T. Mihalikova/V. Hruncakova (Słowacja) – O. Nicholls/H. Watson (Wielka Brytania) – 6:2, 6:2

BJK Cup. Rebecca Sramkova ponownie ratuje Słowaczki. Zadecyduje debel

/ Marek Golba , źródło: opr. własne, foto: AFP

Rebecca Sramkova pokonała Katie Boulter 2:6, 6:4, 6:4 i utrzymuje Słowaczki w grze o finał Billie Jean King Cup. Dla 28-letniej tenisistki to trzecie zwycięstwo w trzecim meczu tegorocznej edycji drużynowych rozgrywek.

Mecz rozpoczął się od trzech przełamań. Boulter jako pierwsza przerwała serię gemów wygranych przez returnujące i podwyższyła prowadzenie na 3:1. Brytyjka była tutaj stroną bardziej ofensywną i skuteczniejszą. Później dołożyła kolejne przełamanie, a pierwszy set wygrany 6:2 powędrował na jej konto.

W czwartym gemie Boulter oddała podanie podwójnym błędem serwisowym. Sramkova bez większych problemów podwyższyła prowadzenie na 4:1. Gra się wyrównała, a losy meczu, pomimo przewagi Słowaczki, wciąż pozostawały nierozstrzygnięte. Boulter odrobiła stratę przełamania i doprowadziła do wyrównania. Jednak w dziesiątym gemie nie wytrzymała presji i przegrała serwis. Tym samym o losach meczu zadecydował trzeci set.

Rozpędzona Sramkova nie zamierzała poprzestać na jednym secie. W czwartym gemie odebrała serwis 24. rakiecie świata do zera i była na dobrej drodze do wygrania spotkania. Wtedy udzieliła się wola walki u Boulter, która szybko odłamała tenisistkę z Bratysławy. Panie grały gem za gem i nie stworzyły sobie poważnej okazji na przełamanie, ale w końcówce nerwy ponownie dały o sobie znać u Boulter. Po kilku błędach w ostatnim gemie zawodniczka przegrała swój serwis i odniosła pierwszą porażkę w tegorocznych finałach Billie Jean King Cup.

Sramkova pokonała w finałach Danielle Collins, Ajlę Tomljanovic i teraz Katie Boulter. Od września Słowaczka wygrała 20 spotkań, a przegrała zaledwie cztery. W Monastyrze zdobyła pierwszy tytuł WTA, a w Jiujiang zaliczyła finał. Awansowała na najwyższe w karierze 43. miejsce w rankingu WTA, a teraz jest najmocniejszym ogniwem reprezentacji, która jest o krok od awansu do finału BJK Cup.


Wyniki

Półfinał BJK Cup:

Rebecca Sramkova (Słowacja) – Katie Boulter (Wielka Brytania) – 2:6, 6:4, 6:4

Filmowe zakończenia są zarezerwowane dla amerykańskich filmów

/ Jan Gąszczyk , źródło: własne/atptour.com, foto: AFP

Tak powiedział Rafael Nadal na konferencji prasowej przed meczem Pucharu Davisa, w którym Hiszpania zmierzy się z Holandią. Było to kolejne trzeźwe spojrzenie Hiszpana na to, co się dzieje wokół jego ostatniego tygodnia w zawodowym tenisie.

Każdemu pożegnaniu zazwyczaj towarzyszy smutek i nostalgia. Rafa podchodzi do tego jednak inaczej. 38-letni Hiszpan stara się trzymać emocje na wodzy i nie wchodzi w dyskusje z mediami odnośnie do zwieńczenia jego kariery. A tym zwieńczeniem byłoby na pewno zwycięstwo w tegorocznym Pucharze Davisa.

– Nie ma idealnego zakończenia. Filmowe zakończenia zdarzają się w amerykańskich filmach i ja mam świadomość tego, że mnie to nie dotyczy, więc nie zaprzątam sobie tym głowy.

Nadal nie podchodzi do zakończenia swojej kariery jak do czegoś mającego ogromne znaczenie. O przejściu na emeryturę powiedział:

– Radzę sobie z tym najlepiej, jak to możliwe, z tą samą normalnością, z jaką starałem się podchodzić do wszystkiego w dobrych i złych chwilach, bez zbytniego nadmiaru.

Na konferencji byli obecni również inni członkowie hiszpańskiej ekipy. Za konferencyjnym stołem zasiedli również Carlos Alcaraz, David Ferrer, Roberto Bautista Agut, Marcel Granollers i Pedro Martinez. Prawie wszystkie pytania dotyczyły jednak Nadala lub były do niego kierowane. O kolegach z kadry Rafa powiedział:

– Oczywiście, to koniec pewnego etapu w moim życiu. Z wieloma z nich spędziłem tak wiele lat, z innymi niewiele, ale czuję to samo, gdy widzę sportowca, którego przywykłem oglądać co tydzień w telewizji. Oni są częścią twojego życia.

O tym, że był ważny dla wielu kibiców:

– Rozumiem, że dla wielu osób, które dorastały, obserwując jak gram, koniec mojej kariery jest czymś nowym. To jest część życia, zdarza się każdemu i teraz przyszła kolej na mnie.

O zakończeniu kariery:

– Nie chciałem kończyć kariery na konferencji prasowej i tak się właśnie dzieje. Zrobiłem wszystko, co mogłem, nadszedł mój czas i muszę to zaakceptować bez żadnych dramatów. Dzięki temu mogę odejść z osobistą satysfakcją.

O uczestnictwie drużyny w Pucharze Davisa Rafa powiedział:

– Jesteśmy tutaj, aby konkurować. Nie możemy pozwolić, aby coś nas rozproszyło i nie pozwoliło nam osiągnąć tego, po co tu jesteśmy, czyli najlepszego wyniku.

Ewentualne zdobycie przez Hiszpanię szóstego tytułu mistrz z Manacor skomentował następująco:

– Byłoby fantastycznie, gdyby cały zespół był w stanie wywalczyć to trofeum. Byłoby to na pewno wielką radością dla mnie i pozostałych członków zespołu.

BJK Cup. Emma Raducanu wyprowadza Wielką Brytanię na prowadzenie

/ Marek Golba , źródło: opr. własne, foto: AFP

Wielka Brytania o krok od finału Billie Jean King Cup. Bohaterką pierwszego meczu pomiędzy Brytyjkami a Słowaczkami została Emma Raducanu, która pokonała Viktorię Hruncakovą 6:4, 6:4.

Mecz lepiej rozpoczęła Raducanu, która szybko dwukrotnie przełamała Słowaczkę i prowadziła 5:1. Mistrzyni US Open 2021 miała problem z zakończeniem seta. Mimo dwóch piłek setowych, Raducanu oddała podanie podwójnym błędem serwisowym. Hruncakova zaczęła coraz lepiej radzić sobie przy własnym podaniu, lecz to było za mało na całkowite odrobienie strat i Wielka Brytania była o krok od prowadzenia w rywalizacji.

238. rakieta świata kontynuowała dobrą passę serwisową z końcówki pierwszego seta. Gra się wyrównała, lecz żadna z pań nie wywalczyła okazji na przełamanie. Momentami dyspozycja Emmy Raducanu falowała, ale w kluczowych sytuacjach mogła liczyć na pomoc pierwszego serwisu. Do ataku ruszyła w piątym gemie, kiedy to wykorzystała słabszą grę Hruncakovej. Po kilkunastu minutach na tablicy widniał wynik 5:2. Wtedy Słowaczka ponownie obudziła się i odrobiła część strat. Podobnie jak w pierwszym secie, przewaga podwójnego przełamania wystarczyła, aby Raducanu cieszyła się z wygranej w tym secie.


Wyniki

Półfinał BJK Cup:

Emma Raducanu (Wielka Brytania) – Viktoria Hruncakova (Słowacja) – 6:4, 6:4

ITF Santo Domingo. Cztery Polki w drugiej rundzie

/ Marek Golba , źródło: opr. własne, foto: Artur Rolak

Na niższym szczeblu Polki startują w Santo Domingo, turnieju ITF rangi W35. W pierwszej rundzie trzy nasze zawodniczki wygrały swoje mecze i awansowały do drugiej rundy.

Zuzanna Pawlikowska kontynuuje starty za oceanem. Po porażce w drugiej rundzie turnieju W15 w Clemson poleciała na Dominikanę, gdzie w pierwszym meczu zagrała z Paolą Lopez. Mecz pewnie potoczył się po myśli polskiej tenisistki. Nie musiała bronić się przed przełamaniem, a sama pięciokrotnie przełamała Amerykankę. Następną rywalką Pawlikowskiej będzie Clervie Ngounoue, turniejowa „piątka”.

Stefania Rogozińska-Dzik mierzyła się z Emmą van Poppel, sklasyfikowaną w drugim tysiącu rankingu WTA. Jej zwycięstwo ani przez moment nie było zagrożone. W pierwszym secie szybko wyszła na prowadzenie 5:0 i miała piłkę setową w szóstym gemie, ale ostatecznie wygrała partię 6:1. Niewiele zmieniło się w drugim secie, gdzie Rogozińska-Dzik wywalczyła trzy przełamania i pewnie awansowała do kolejnej rundy. Tam zmierzy się ze Stephanie Judith Visscher.

Miłą niespodziankę sprawiła Karolina Lincer. Młodsza siostra Olivii pokonała dużo bardziej doświadczoną Lilian Poling 6:3, 6:4. Urodzona w 2008 roku zawodniczka prowadziła wyrównany pojedynek, gdzie w końcówce obu setów pokusiła się o przełamania i odniosła największe zwycięstwo w dotychczasowej karierze. W drugiej rundzie zagra z Amerykanką Amy Zhu.

Wolny los w pierwszej rundzie otrzymała Olivia Lincer, która w Santo Domingo jest rozstawiona z numerem czternastym. Rywalką starszej z sióstr Lincer będzie Kolie Allen, która wygrała z Kubanką Roxaną Valdez 6:1, 6:1. Tym samym będziemy mieli cztery Polki w walce o 1/8 finału.


Wyniki

I runda singla:

Zuzanna Pawlikowska (Polska) – Paola Lopez (USA) – 6:1, 6:1

Karolina Lincer (Polska) – Lilian Poling (USA) – 6:3, 6:4

Stefania Rogozińska-Dzik (Polska) – Emma van Poppel (Holandia) – 6:1, 6:2

Rekordowy sezon Jannika Sinnera

/ Łukasz Duraj , źródło: https://www.beinsports.com/, foto: AFP.

Jannik Sinner ma za sobą doskonały sezon. Włoch wygrał dwa turnieje wielkoszlemowe i dołożył do tego zwycięstwo w ATP Finals. Osiągnięcia te dały mu kilka ważnych rekordów, którym warto się przyjrzeć.

Rok 2024 z pewnością należał do Jannika Sinnera. Zawodnik z San Candido jako pierwszy reprezentant Italii zakończył sezon na pozycji lidera rankingu i zdobył dla swojego kraju pierwszy tytuł w Finałach ATP.

Dominacja, z jaką tego dokonał, nie była latami widziana na kortach. 23-latek nie stracił w tym turnieju seta, co oznacza, że powtórzył osiągnięcie Ivana Lendla z roku 1986. W drodze po tytuł Jannik stracił ledwie 33 gemy.

Triumf Sinnera wybija się też w szerszym kontekście. Tenisista ten – jako trzeci w historii – skompletował w jednym roku tryptyk Australian Open, US Open i ATP Finals. Wcześniej dokonali tego Roger Federer (trzykrotnie) oraz Novak Dżoković (dwa razy). Serb był jednak wtedy znacznie starszy od reprezentanta Włoch, zaś legendarny Szwajcar był w zbliżonym wieku.

Tegoroczna świetna postawa Jannika na kortach przełożyła się również na jego mocną pozycję lidera rankingu. Mistrz Australian Open wypracował tak dużą przewagę, że zachowa status najlepszego zawodnika świata nawet w przypadku braku startu w Melbourne.

Innym statystycznym osiągnięciem Sinnera, na które warto na koniec zwrócić uwagę, jest odniesienie w sezonie 70 zwycięstw. Włoch jest pierwszym zawodnikiem urodzonym po 1990 roku, który dokonał tej sztuki w jednym roku i pierwszym od czasów Andy’ego Murraya, który zamknął siódmą dziesiątkę wygranych. W 2016 roku Szkot odnotował aż 78 zwycięstw.

BJK Cup. Polki wracają z Malagi na tarczy

/ Adam Romer , źródło: Korespondencja z Malagi, foto: AFP

Adam Romer, korespondencja z Malagi

 

Fantastyczne kilka dni zapewniła polskim kibicom tenisa drużyna tenisistek startując w Billie Jean King Cup w Maladze. Wygrały z Hiszpankami i Czeszkami, ale w poniedziałek uległy 1:2 drużynie Włoch. Zdecydował przegrany debel.

 

Reprezentacja Polski nie należała do faworytek tegorocznego turnieju w Maladze, ale po ogłoszeniu w połowie października, że do drużyny dołączy Iga Świątek akcje Polek wzrosły. Z miejsca stały się jednym z faworyzowanych zespołów do końcowego zwycięstwa.

 

Polki pokonały 2-0 Hiszpanki, a potem po dramatycznym meczu awansowały do półfinału wygrywając w nocy z soboty na niedzielę mecz deblowy z utytułowanymi Czeszkami.

Przed starciem z Włoszkami scenariusz miał być jeden. Wygrane dwa single miały zapewnić awans do finału. Cały plan legł w gruzach już w pierwszym pojedynku, gdzie Magda Linette przegrała w dwóch setach z Lucią Bronzetti. Najpóźniej w tym momencie kibice, dziennikarze i cały biało-czerwony team wiedział, że by mieć szansę, Iga Światek musi pokonać Jasmine Paolini, a potem polska para deblowa musi wygrać.

To pierwsze udało się zrealizować, choć wcale nie tak łatwo, jak mogłyby wskazywać dotychczasowe pojedynki Igi z Jasmine. Tym razem Włoszka wreszcie wygrała z Igą seta. Mecz trwał ponad 2,5 godziny i ostatecznie zakończył się wygraną mistrzyni Rolanda Garrosa.

– Rzeczywiście byłam blisko, ale nie udało się wygrać. Pomagał mi serwis i chyba stosunkowo szybka nawierzchnia – oceniała na koniec dnia sama Paolini.

Po około 40 minutach Światek i Paolini pojawiły się ponownie na korcie. Tym razem w towarzystwie Katarzyny Kawy i Sary Errani. Zwycięska para z meczu z Czeszkami miała powtórzyć swój wyczyn w pojedynku z utytułowanymi Włoszkami.

 

Okazało się jednak, że dwa razy to samo się nie zdarza. Przynajmniej nie w jednym turnieju drużynowym. Tym razem znacznie bardziej doświadczona i zgrana para włoska była po prostu lepsza od polskiego debla.

W pierwszej partii Włoszki aż trzy razy musiały bronić swojego serwisu wygrywając „decydującą piłkę”. Za każdym razem się to udało. Polkom niestety nie, bo przy drugim podejściu, gdy Kawa serwowała przy „złotej piłce” nie utrzymała serwisu. Chwilę później Errani wyserwowała seta.

Włoszki w tej części meczu obroniły aż cztery setbole i to kolejne przy serwisie Paolini.

 

Niewykorzystane sytuacje się mszczą, chciałoby się powiedzieć po czymś takim, ale w drugiej partii zdarzyło się coś jeszcze dziwniejszego. Włoszki zaczęły od przełamania serwisu Igi, by potem przegrać kolejne pięć gemów. Było 5:1 dla Polek i kibice szykowali się już na decydującego super tiebreaka.

Wtedy przyszedł kolejny zwrot akcji i kolejne gemy zapisywano już tylko po stronie włoskiej. 5:2, 5:3, 5:4, wreszcie po 5.

Polki grały wyraźnie słabiej, a Włoszki się rozkręcały. Doskonałą partię, szczególnie przy siatce rozgrywała Errani regularnie punktując. Słabła w oczach Kasia Kawa. Logiczną konsekwencją było kolejne przełamanie i wreszcie koniec meczu.

– Byliśmy blisko. Półfinał to dobry wynik, ale oczywiście każdy chciał więcej. Liczę, że za rok wrócimy i uda się osiągnąć więcej. Zobaczymy tylko jak zmiana formatu wpłynie na nasze szanse awansu do najlepszej „ósemki” – mówił na pomeczowej konferencji prasowej kapitan drużyny Dawid Celt.

Zarówno on, jak i obie deblistki: Świątek i Kawa były wyraźnie przybite takim wynikiem.

 

W środowym finale Włoszki zagrają ze zwycięzcą wtorkowego półfinału Wielka Brytania – Słowacja.

A tego samego dnia ruszy także, rozgrywany tuż obok w hali „Final 8” Pucharu Davisa. Zacznie się od wielkiego wydarzenia czyli meczu Holandia – Hiszpania, gdzie po raz ostatni zagrać ma Rafael Nadal. Najprawdopodobniej w debla, razem z Carlosem Alcarazem.


Wyniki

Mecz półfinałowy BJK Cup:

POLSKA – WŁOCHY 1:2

Magda Linette – Lucia Bronzetti 4:6, (3)6:7;

Iga Świątek –  Jasmine Paolini 3:6, 6:4, 6:4

Świątek/Katarzyna Kawa – Paolini/Sara Errani 5:7, 5:7.