ATP. Ostatnia prosta na drodze do Turynu

/ Artur Kobryn , źródło: oprac. własne, atptour.com, foto: AFP

W niedzielę w Metzu i Belgradzie zainaugurowane zostały ostatnie w tym sezonie turnieje rangi ATP 250. W drabinkach obydwu tych imprezach znajdują się gracze z czołowej dziesiątki światowego rankingu, którzy walczą jeszcze o udział w turyńskich Finałach ATP.

Na tydzień przed rozpoczęciem zmagań z udziałem najlepszej ósemki sezonu, pewnych startu w Turynie jest pięciu zawodników. W rywalizacji o pozostałe trzy miejsca zostało czterech tenisistów. Ciągle nie jest jednak pewne, czy na ewentualny występ w stolicy Piemontu zdecyduje się Novak Dżoković, który nie zdecydował się na grę w rodzinnym mieście.

Francuzi zadowoleni w połowie

Po wczesnych porażkach w Paryżu, kolejnej szansy na powiększenie dorobku punktowego, będą poszukiwać w Metzu Andriej Rublow oraz Casper Ruud. Rosjanin, który zajmuje obecnie dziewiąte miejsce w rankingu „Wyścig do Turynu”, rozpocznie zmagania od drugiej rundy. Jego rywalem będzie zwycięzca starcia pomiędzy Lorenzo Sonego, a Facundo Diazem Acostą. Zajmujący z kolei siódmą pozycję Duńczyk czeka na lepszego ze spotkania Roberto Bautisty Aguta i Benjamina Bonziego.

W niedzielę rozegrane zostały dwa pierwsze mecze turnieju głównego. Rozstawiony z numerem ósmym Alex Michelsen oddał zaledwie cztery gemy grającemu z „dziką kartą” reprezentantowi gospodarzy, Haroldowi Mayotowi. Amerykanin tylko w trzecim gemie meczu pierwszej partii napotkał na opór ze strony Francuza, będąc zmuszonym do bronienia aż ośmiu break-pointów. Później utrzymywał już swoje podanie bez większych problemów, samemu czterokrotnie przełamując rywala.

Jako wygrany zakończył swój pojedynek za to inny z „trójkolorowych”, Corentin Moutet. Początek jego potyczki z Sumitem Nagalem nie zapowiadał jednak takiego rozstrzygnięcia. Hindus dwukrotnie pozbawił go bowiem serwisu i w pewnym momencie prowadził już 5:2. Od tej chwili nie powiększył już jednak swojego dorobku. Francuz zapisał na swoim koncie dziewięć kolejnych gemów, a przy stanie 5:7, 0:4 Nagal zrezygnował z dalszej gry z powodu kłopotów zdrowotnych.

Serbska niespodzianka

„Jedynką” w Belgradzie jest zaś Alex de Minaur, który w rankingu musi bronić się przed naporem Rubliowa. Australijczyk czeka na swojego pierwszego oponenta, którego wyłoni potyczka Stana Wawrinki z Laszlo Dżere. W niedzielę głównym wydarzeniem dla miejscowych fanów była rywalizacja dwóch ostatnich mistrzów imprezy Next Gen ATP Finals – Hamada Medżedovicia oraz Brandona Nakashimy. Faworyzowany Amerykanin wygrał pierwszą partię 6:3, lecz w dwóch kolejnych, ku uciesze publiczności, 7:5, 6:3, triumfował już Serb.

W drugim rozegranym tego dnia spotkaniu zasadniczej fazy zmagań również doszło do trzysetowego pojedynku. Fabian Marozsan przegrał pierwszego seta z Junchengiem Shangiem 2:6, ale zdołał odwrócić losy tej rywalizacji. W drugiej odsłonie zwyciężył po wyrównanym tie-breaku do pięciu. W decydującej partii obydwaj gracze byli nerwowi i tracili swoje podania w jej końcówce. Większą skutecznością oraz opanowaniem wykazał się ostatecznie Węgier, który wygrał 7:5.


Wyniki

Metz – pierwsza runda gry pojedynczej:

Alex Michelsen (USA, 8) – Harold Mayot (Francja, WC) 6:3, 6:1

Corentin Moutet (Francja) – Sumit Nagal (Indie) 7:5, 4:0 i krecz

Belgrad – pierwsza runda gry pojedynczej:

Hamad Medżedović (Serbia, WC) – Brandon Nakashima (USA, 6) 3:6, 7:5, 6:3

Fabian Marozsan (Węgry) – Juncheng Shang (Chiny) 2:6, 7:6(5), 7:5

Merida. Deszcz storpedował plany organizatorów

/ Jan Gąszczyk , źródło: własne/wtatennis.com, foto: AFP

Intensywne opady deszczu zmusiły organizatorów turnieju w Meridzie do przerwania gier i przeniesienia ich na kolejny dzień. Oznacza to, że zwyciężczynie meczów półfinałowych w niedzielę późnym wieczorem czasu polskiego rozegrają jeszcze finał.

Taka sytuacja w turniejach rangi WTA nie zdarza się zbyt często. Do najlepszej czwórki turnieju rozgrywanego w Meksyku nie awansowała żadna tenisistka znajdująca się w TOP100. Znamienne jest również to, że zaledwie jedna z półfinalistek w karierze złamała barierę TOP50, nawet TOP100 . Mowa oczywiście o Ann Li. 24-letnia Amerykanka dwa lata temu zajmowała nawet 44. pozycję w światowym rankingu. Li to tenisistka, która w tenisa potrafi grać. W końcu nikt przypadkowy nie dociera do trzeciej rundy turnieju wielkoszlemowego (US Open 2020 i Australian Open 2021).

Rywalką Amerykanki była Polina Kudermietowa. Dla 21-latki był to pierwszy w karierze półfinał turnieju tej rangi. Już na początku pierwszej partii byliśmy świadkami wzajemnych przełamań. Panie uspokoiły jednak nerwy i przez długi czas serwowały bardzo dobrze. Owszem miały break pointy, ale obie były w stanie oddalić zagrożenie. Wydawało się, że o losie seta zdecyduje tie-break, ale w ósmym gemie Li przełamała po raz drugi Kudermietową i chwilę później już przy swoim podaniu wykorzystała drugą piłkę setową.

W drugim secie sytuacja się odwróciła. Już w pierwszym gemie serwisowym rywalki Kudermietowa wywalczyła przełamanie, co dało jej prowadzenie 2:0. W piątym gemie Li odrobiła stratę i tutaj również wydawało się, że będzie tie-break. Nic z tego. W ostatnim gemie Polina do zera przełamała Ann i wyrównała stan meczu. W decydującym secie obie tenisistki grały nerwowo, tak jakby sparaliżowała je stawka tego meczu. Ostatecznie szybciej nerwy opanowała 24-letnia Amerykanka. Li przełamała rywalkę trzy razy oraz skutecznie broniła break pointów poza jednym, ale to szczegół. Po prawie dwóch godzinach tenisistka ze Stanów wykorzystała pierwszą piłkę meczową.

Drugą parę półfinałową stworzyły robiąca w ostatnim czasie coraz większe postępy Zeynep Sonmez oraz zaledwie 17-letnia juniorska mistrzyni Australian Open i French Open 2023, Alina Korniejewa. W tym pierwszym finale Alina pokonała Mirrę Andriejewą, która w tym sezonie poczyniła niewiarygodny progres. Turczynka z kolei we wrześniu osiągnęła swój pierwszy ćwierćfinał w cyklu WTA (Monastyr), a w Meridzie osiągnęła pierwszy półfinał. Dla jej dzisiejszej rywalki ten rezultat to również największy indywidualny sukces w karierze.

W pierwszym secie szybko na prowadzenie z przełamaniem wyszła Korniejewa. Bardziej doświadczona Turczynka szybko odrobiła stratę i to z naddatkiem, ponieważ przełamała rywalkę dwukrotnie. To dało jej wynik 5:4 i serwis na seta. Sonmez nie wytrzymała presji i straciła podanie. O losie partii zdecydował tie-break. W nim również na 3-1 wyszła młodsza z tenisistek. Sonmez odrobiła stratę i ostatecznie wykorzystując pierwszego setbola, zakończyła seta.

W drugim secie dominacja 22-letniej Turczynki była już bardzo wyraźna. Zeynep świetnie serwowała, jeszcze lepiej returnowała, a jej forehand siał spustoszenie po stronie Korniejewej. Rosjanka straciła podanie dwukrotnie i w żaden sposób nie mogła się dobrać do serwisu rywalki. Taka postawa szybko dała tureckiej zawodniczce piłki meczowe. Sonmez wykorzystała już pierwszą, kiedy po jednym z jej zagrań Korniejewa wyrzuciła prosty backhand w korytarz deblowy.


Wyniki

Półfinały gry pojedynczej

Zeynep Sonmez (Turcja) – Alina Korniejewa (PR) 7:6(5), 6:2

Ann Li (Stany Zjednoczone) – Polina Kudermietowa 6:3, 4:6, 6:2

WTA Finals. Mistrzynie olimpijskie wygrywają, ale nie bez problemów

/ Jan Gąszczyk , źródło: własne/wtatennis.com, foto: AFP

Na korcie w Rijadzie zaprezentowały się dziś m.in. mistrzynie olimpijskie z Paryża. Dla Jasmine Paolini ten mecz był już 105. spotkaniem rozegranym w tym roku w grze pojedynczej i podwójnej.

Dzisiejsze gry rozpoczęły Gabriela Dabrowski i Erin Routliffe oraz Hao-ching Chan i Weronika Kudermietowa. Kanadyjka gra w finałach po raz szósty i jej najlepszym osiągnięciem w tej imprezie jest ubiegłoroczny półfinał. Jej partnerką była właśnie Nowozelandka, dla której był to debiut w imprezie tej rangi. 31-letnia Tajwanka zakwalifikowała się do finałów po raz czwarty i jej najlepszym osiągnięciem jest półfinał osiągnięty w debiutanckim występie (2015). Weronika Kudermietowa dotychczas raz grała w WTA Finals i od razu tę imprezę wygrała w parze z Elise Mertens.

W tym zestawieniu panie spotkały się na kortach raz. Miało to miejsce w tym roku w Nowym Jorku i wówczas górą był duet rosyjsko-tajwański. Pierwszy set dzisiejszego spotkania rozpoczął się od błyskawicznego przełamania na korzyść Chan i Kudermietowej. W ósmym gemie Kanadyjka i Nowozelandka odrobiły jednak stratę i gra zaczęła się od nowa. Pod koniec seta rywalki miały breaka, ale Dabrowski i Routliffe się obroniły. Chwilę później Chan i Kudermietowa obroniły również setbola przy swoim podaniu.

Tie-break był bardzo emocjonujący. Przy stanie 6-5 piłkę setową miały Chan i Kudermietowa. Kanadyjka i jej partnerka obroniły się i chwilę później same wykorzystały drugiego setbola. Pierwszego rywalki kilka chwil wcześniej obroniły. Drugi set przyniósł obniżenie dyspozycji serwisowej obu duetów. W tej partii byliśmy świadkami wielu break pointów i przełamań. O jedno więcej wywalczyły Dabrowski i Routliffe i to one po prawie dwóch godzinach gry mogły świętować zwycięstwo.

Dzisiejszą sesję w Rijadzie kończyły Jasmine Paolini i Sara Errani oraz Caroline Dolehide i Desiree Krawczyk. Dla Paolini jest to debiut w imprezie tej rangi. Doświadczona Errani wraca do finałów po dziesięciu latach. W latach 2012-2014 Włoszka grała w tej imprezie wraz z Robertą Vinci i dwukrotnie dotarła do półfinału. Dla Caroline Dolehide tegoroczny występ jest debiutem w finałach. Jej partnerka ma na koncie już trzy takie starty, w tym półfinał osiągnięty dwa lata temu.

W pierwszej partii Włoszki zagrały zaskakująco słabo. Paolini i Errani zaskakująco słabo prezentowały się serwisowo. Amerykanki zdołały przełamać rywalki trzykrotnie. Same w secie musiały bronić zaledwie jednego break pointa. Dolehide i Krawczyk zagrały bardzo agresywnie, miały osiem winnerów oraz były w dobrej dyspozycji serwisowej (88 procent do 68 procent rywalek). W drugim secie sytuacja się odmieniła. Tym razem zupełnie nie radziły sobie tenisistki ze Stanów Zjednoczonych. Dolehide i Krawczyk przegrały swoje podanie trzy razy i ani razu nie były w stanie zagrozić Włoszkom. Amerykankom nie pomogło w tym secie nawet pięć asów serwisowych.

Super tie-break piorunująco rozpoczęły tenisistki z Italii. Paolini i Errani wyszły na prowadzenie 7-2 z dwoma mini breakami. Włoszki rozpędzały się z każdym punktem w przeciwieństwie do Amerykanek, które wyraźnie gasły. W końcówce Krawczyk i Dolehide zdobyły dwa punkty z rzędu, ale to by było na tyle. Mecz skończył się po pierwszej piłce meczowej. Było to drugie zwycięstwo włoskiej pary nad tymi rywalkami w tym sezonie.


Wyniki

Faza grupowa – grupa biała

G. Dabrowski/E. Routliffe (Kanada/Nowa Zelandia,2) -H-C. Chan/W.Kudermietowa (Chińskie Tajpej/…,7) 7:6(6), 6:4

S.Errani/J.Paolini (Włochy/Włochy,4) – D.Krawczyk/C.Dolehide (Stany Zjednoczone/Stany Zjednoczone,5) 1:6, 6:1, 10-4

WTA Finals. Coco Gauff lepsza w amerykańskim pojedynku

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.wtatour.com, foto: AFP

Coco Gauff pokonała 6:3, 6:2 Jessicę Pegulę w drugim meczu Grupy Pomarańczowej tegorocznego WTA Finals. Tym samym to młodsza z Amerykanek jest liderką grupy po pierwszym dniu rywalizacji w „polskiej” grupie.

Drugiego dnia tegorocznej edycji kończącego sezon turnieju w Rijadzie do gry przystąpiły zawodniczki z drugiej, pomarańczowej grupy, a wśród nich Iga Świątek. Polka zdołała odwrócić losy spotkania z Barborą Krejcikovą i udanie zainaugurowała tegoroczną edycję WTA Finals.

Po spotkaniu Polki i Czeszki na kort wyszły Coco Gauff oraz Jessica Pegula. Starsza z Amerykanek po tym jak ogłosiła, że nie wybiera się na finały BJKC do Malagi w pełni może się skupić na rywalizacji w Rijadzie. Jednak w niedzielnym spotkaniu to jej młodsza rodaczka okazała się lepsza.

W pierwszej odsłonie trzy gemy padły łupem zawodniczek odbierających podanie. Tą, która zanotowała o jedno przełamanie więcej okazała się była wiceliderka rankingu WTA. Drugą odsłonę tenisistka z Atlanty rozpoczęła od przełamania i wyniku 2:0, aby po chwili pozwolić Jessice Peguli na odrobienie strat i wyrównanie stanu seta. Od stanu 2:2 gemy już jednak zapisywała na swe konto jedynie turniejowa „trójka” i to ona jest liderką Grupy Pomarańczowej po pierwszym dniu rywalizacji.

Kolejne spotkania w grupie z udziałem polskiej pięciokrotnej mistrzyni wielkoszlemowej zostaną rozegrane we wtorek. Zmierzą się w nich Coco Gauff oraz Iga Świątek, a także Jessica Pegula z Barborą Krejcikovą.


Wyniki

Grupa Pomarańczowa:

Coco Gauff (USA, 3) – Jessica Pegula (USA, 6) 6:3, 6:2

WTA Finals. Szalony mecz Igi Świątek

/ Adam Romer , źródło: Korespondencja z Rijadu, foto: AFP

Adam Romer, korespondencja z Rijadu

 

Jeśli przed meczem ktoś martwił się o emocje w pojedynku Igi Światek z Barborą Krejcikovą, to tych dostaliśmy aż nadto. Po ponad 2,5 godzinnym meczu Polka wygrała 4:6, 7:5, 6:2.

 

Powiedzmy to od razu. To nie był dobry mecz. Jego poziom nie zachwycił i tylko chwilami Polka z Czeszką potwierdzały to, że są mistrzyniami wielkoszlemowymi i stać je na zagrania z najwyższej półki.

Jednak nie tylko za to kochamy tenis. Tenis to też emocje i tych na korcie w obiekcie Uniwersytetu Króla Sauda nie zabrakło.

 

Najpierw przez ponad godzinę oglądaliśmy Igę Świątek, która niczym mocno zardzewiały automobil próbowała dotrzymać kroku Krejcikovej, ale jej nie wychodziło. Już w pierwszym gemie oddała swój serwis i zgodnie z wyliczeniami Żelisława Żyżyńskiego po pierwszym dniu rywalizacji, można było uznać, że set jest przegrany. Tak się rzeczywiście stało, choć Iga miała w międzyczasie swoje szanse, jak choćby w szóstym gemie, gdzie miała aż trzy kolejne szanse na przełamanie powrotne. Czeszka grała jednak za solidnie.

Lepiej radziła sobie na szybkim korcie, umiejętnie zmieniała rytm i szczególnie nisko odbijającym się slajsem wymuszała na Polce kolejne błędy. Tak działo się przez pierwszą godzinę meczu.

Mistrzyni Wimbledonu wygrała pierwszą partię 6:4. Przełamała Polkę na początku drugiego seta, dołożyła wygranego gema i… znów łatwo przełamała Igę. Było to szczególnie bolesne, bo Polka zakończyła gema podwójnym błędem serwisowym.

– Nie trzymałam wymian w pierwszym secie. Nie wyglądało to dobrze – już po meczu krytycznie oceniała się sama Iga.

Było 6:4, 3:0 z perspektywy Krejcikovej i nic nie zapowiadało, by coś się miało zmienić. Mało kto w to wierzył, chyba, że najzagorzalsi kibice Igi. Tych w hali w Rijadzie na szczęście nie brakowało. Za tą wiarę zostali nagrodzeni, bo od tego momentu Polka jakby wreszcie złapała odpowiedni rytm.

Wszystko co jeszcze przed chwilą lądowało w aucie, teraz trafiało w kort. Wszystkie nieudane zagrania, które jeszcze przed momentem mogły frustrować, zaczęły przynosić punkty i budowały pewność Igi.

– Po to się trenuje, pracuje całą karierę, by wychodzić z takich sytuacji. Pomaga mi w tym praca z całym sztabem, praca jaką wykonuje z Darią – opowiadała w polskiej części pomeczowej konferencji prasowej.

 

Z każdym kolejnym gemem Polka grała lepiej. Nie była już tak spięta i „zardzewiała” po długiej nieobecności w tourze. Błyskawicznie zrobiło się 4:3 po czterech kolejno wygranych przez nią gemach. Krejcikova niczym bokser niespodziewanie rzucony na deski, długo nie mogła się pozbierać. Otrząsnęła się dopiero po dobrych kilkunastu minutach wygrywając wreszcie swojego gema serwisowego.

 

Polka jednak przegrupowała siły i znów ruszyła do ataku. Kluczowy okazał się 11 gem, gdy Czeszka dwukrotnie zaatakowała idąc do siatki i dwa razy została przez Igę minięta. Zrobiło się 6:5 i po chwili 7:5, po tym jak Barborze zadrżała ręka w kluczowym momencie, przy drugiej piłce setowej.

 

Iga jakby tylko na to czekała. Pełna energii wręcz „rzuciła” się na rywalkę od początku decydującej partii. Grala o dwie klasy lepiej niż na początku meczu, a Czeszka gasła z każdą chwilą. Błyskawicznie zrobiło się 5:0 i nawet dwa kolejne przegrane przez Igę gemy nic już w końcowym wyniku zmienić nie mogły.

 

Iga spędziła na korcie dwie godziny i 33 minuty, których po ponad dwumiesięcznej przerwie bardzo potrzebowała. Można przekornie powiedzieć, że pierwszą godzinę przegrała 4:9, by przez kolejne 90 minut wygrać 13:4 w gemach.

Nie ma wątpliwości, że z każdym kolejnym meczem Polka będzie w Rijadzie groźniejsza i jej poziom gry będzie się podnosił. Pytanie tylko czy na tyle, by dotrwać w tym turnieju do soboty.

– Wydaje się, że kort w Rijadzie będzie z każdym kolejnym meczem szybszy, ale nie mam wrażenia, by było tu szybciej niż na US Open. Zresztą gramy tu w hali i warunki są bardziej sterylne – mówiła Iga po swoim pierwszym meczu i należy mieć nadzieję, że z każdym kolejnym występem będzie się czuła na tym korcie lepiej.

 

 

Mecze grupy pomarańczowej:

Iga Światek (Polska, 2) – Barbora Krejcikova (Czechy, 8) 4:6, 7:5, 6:1;

Coco Gauff (USA, 3) – Jessica Pegula (USA, 6) 6:3, 6:2.

 

Partnerami relacji medialnych na portalu Tenisklub.pl z WTA Finals w Rijadzie są:

#LOTTOSuperLIGA

#eFortuna

#RelaksmisjaTennisTours

Paryż. Alexander Zverev po raz siódmy

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.atptour.com, foto: AFP

Alexander Zverev pokonał Ugo Humberta w finale turnieju ATP 1000 w Paryżu. Tym samym sięgnął po siódmy tytuł imprezy tej rangi w karierze.

Ostatnim Francuzem, któremu udało się sięgnąć po tytuł mistrzowski w paryskim tysięczniku był w 2008 roku Jo-Wilfried Tsonga. Od tamtego czasu w finale gospodarze mieli swego przedstawiciela trzykrotnie, ale nie udało się powtórzyć wyniku sprzed szesnastu lat. W tym roku wynik byłego piątego tenisisty świata próbował powtórzyć Ugo Humbert. Jednak w meczu finałowym lepszy okazał się Alexander Zverev.

Obie odsłony meczu finałowego wyglądały podobnie. Tenisista rozstawiony z numerem trzecim po dwa razy przełamał serwis reprezentanta gospodarzy. Humbert ani razu nie miał szansy na odrobienie strat. Ostatecznie po 76 minutach rywalizacji po tytuł sięgnął zawodnik z Hamburga.

Tym samym Alexander Zverev sięgnął po 23. tytuł mistrzowski w karierze, w tym siódmy w imprezie rangi tysiąc. Punkty, które niemiecki zawodnik otrzyma za triumf w Paryżu sprawi, że w najnowszym notowaniu będzie on klasyfikowany na drugim miejscu w rankingu ATP.

Tegoroczny triumfator turnieju jest drugim niemieckim triumfatorem w historii. Poprzednio po tytuł sięgnął w 1986 Boris Becker. Niedzielne zwycięstwo było 66. wygranym (przy 20 przegranych) meczem w sezonie Alexandra Zvereva. Tym samym zawodnik zza naszej zachodniej granicy wyprzedził w liczbie wygranych pojedynków w 2024 Jannika Sinnera, który schodził z kortu zwycięsko 65-krotnie, a tylko sześć razy jako przegrany.


Wyniki

Finał:

Alexander Zverev (Niemcy, 3) – Ugo Humbert (Francja, 15) 6:2, 6:2

Kacper Żuk zawiesił karierę!

/ Bartosz Bieńkowski , źródło: https://www.facebook.com/share/p/9HPeVJUg5jMSQhVo/, foto: AFP

Za pośrednictwem mediów społecznościowych Kacper Żuk poinformował o zawieszeniu kariery sportowej. Polak planuje pozostać przy tenisie, lecz w innej roli.

Niespodziewanie Kacper Żuk podjął decyzję o zawieszeniu sportowej kariery. Polak przekazał tę informację zaledwie dwa dni po zakończeniu udziału w węgierskim turnieju rangi ITF, w którym dotarł do ćwierćfinału.

Urodzony w Nowym Dworze Mazowieckim 25-latek planuje pozostać blisko tenisa poprzez dzielenie się swoim doświadczeniem z młodymi zawodnikami.

Żuk odnosił sukcesy już jako junior, gdy dotarł m.in. do półfinału Australian Open. To też złoty medalista mistrzostw Europy U18 w deblu. Kacper był także mistrzem Polski seniorów zarówno w grze pojedynczej (2020 rok) jak i podwójnej (2019 i 2022). W rankingu ATP najwyżej sklasyfikowany został na 162. miejscu.

Jiujiang. Drugi tytuł po ośmiu latach posuchy

/ Anna Niemiec , źródło: własne, foto: AFP

Mistrzynią tegorocznej edycji imprezy Jiangxi Open została Viktorija Golubic. Szwajcarka w dwóch setach pokonała Rebeckę Sramkovą i po ośmiu latach przerwy zdobyła drugi tytuł rangi WTA.

Spotkanie lepiej rozpoczęła tenisistka operująca jednoręcznym backhandem, która już w pierwszym gemie odebrała podanie rywalce. Od razu po zmianie stron Słowaczka miał trzy okazje, żeby odrobić stratę, ale rywalka wszystkie zniwelowała i podwyższyła prowadzenie. Od tego momentu reprezentantka naszych południowych sąsiadów nie była w stanie wypracować sobie już ani jednej szansy na przełamanie powrotne. W dziewiątym Golubic dołożyła jeszcze jednego „breaka” i pewnie objęła prowadzenie w meczu.

Drugą odsłonę spotkania lepiej rozpoczęła Sramkova odebrała podanie przeciwniczce na 2:1. Niezwykle wyrównany był czwartym gem. Po kilkunastu minutach gry na przewagi, w końcu szalę zwycięstwa na swoją stronę przeciągnęła Słowaczka, która po obronie pięciu „breakpointów”, utrzymała serwis i podwyższyła prowadzenie. To ewidentnie kosztowało jednak reprezentantkę naszych południowych sąsiadów bardzo dużo sił, bo później przegrała trzy kolejne gemy. Od tego momentu gra toczyła się zgodnie z regułą własnego podania aż do dwunastego gema. Sramkova miała w nim szanse, żeby doprowadzić do tie-breaka, ale żadnej z nich nie wykorzystała. Od stanu 40:15 przegrał cztery punkty z rzędu i to Szwajcarka po godzinie i 51 minutach walki mogła cieszyć się z wygranej.

Viktorija Golubic w niedzielę zdobyła drugi tytuł w zawodowej karierze. Musiała czekać na niego aż osiem lat, bo po raz pierwszy z takiego zwycięstwa cieszyła się w 2016 roku w Gstaad.


Wyniki

Finał singla

Viktorija Golubic (Szwajcaria) – Rebecca Sramkova (Słowacja, 2) 6:3, 7:5

Hongkong. Diana Sznajder po raz czwarty

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.wtatour.com, foto: AFP

Diana Sznajder pokonała Katie Boulter w finale turnieju WTA 250 w Hongkongu. Dla moskwianki to czwarty tytuł mistrzowski głównego cyklu w karierze.

W niedzielnym meczu o finałowym na Victoria Park Tennis Stadium doszło do spotkania dwóch najwyżej rozstawionych zawodniczek. Niestety spotkanie trwało niewiele ponad godzinę i było widowiskiem jednostronnym.

W pierwszej odsłonie turniejowa „jedynka” wyszła na prowadzenie 5:0, nim Katie Boulter zdołała wygrać gema. Również druga odsłona była bez większej historii. Tym razem na tablicy wyników pojawiły się cztery gemy po stronie moskwianki. Dopiero wtedy Brytyjka otworzyła swe konto gemowe. Ostatecznie za drugą piłką meczową spotkanie po 72 minutach gry zakończyła Diana Sznajder.

Tym samym zawodniczka zza naszej wschodniej granicy do tegorocznych tytułów mistrzowskich w Hua Hin, Bad Homburg oraz Budapeszcie, dołożyła triumf w Hongkongu. Z kolei Brytyjka po trzech turniejowych triumfach, doznała pierwszej finałowej porażki.


Wyniki

Finał:

Diana Sznajder (1) – Katie Boulter (Wielka Brytania, 2) 6:1, 6:2

Jasmine Paolini skomentowała pierwszą wygraną w WTA Finals

/ Łukasz Duraj , źródło: www.ubitennis.it, foto: AFP.

Jasmine Paolini udanie zainaugurowała tegoroczne Finały WTA. Po zwycięstwie Włoszka wzięła udział w konferencji prasowej.

W pierwszym meczu fioletowej grupy turnieju w Rijadzie Paolini mierzyła się z Jeleną Rybakiną. Finalistka Rolanda Garrosa i Wimbledonu pokonała reprezentantkę Kazachstanu bez straty seta a potem chętnie dzieliła się swoimi odczuciami z dziennikarzami i kibicami. Czwarta rakieta świata zaczęła od podsumowania tego, co działo się na korcie:

Jestem bardzo zadowolona z tego wyniku. Jelena gra niewiarygodnie. Ma znakomity serwis i forhend, właściwie wszystko w jej grze jest potężne (śmiech). Miło, że ona znów występuje. Dziękuję także za wsparcie kibiców. Widziałam, że są tu Włosi i to świetnie (uśmiech).

– Trochę nie wiedziałam, czego się spodziewać po rywalce, bo przez jakiś czas nie grała w turniejach. Zdawałam sobie jednak sprawę, że nie będzie łatwo; byłam gotowa na walkę i skupiona. Mecz był ciężki, ale pokazałam właściwe nastawienie. Czułam, że będę mieć swoje szanse, jeśli pozostanę skoncentrowana.

W późniejszych wypowiedziach Paolini skierowała kilka miłych słów w stronę gospodarzy turnieju:

Nie miałam jeszcze czasu na zwiedzanie, ale miejsce, w którym robiłyśmy pamiątkowe zdjęcie, było ładne. Oglądałam różne posty na Instagramie i widzę, że Arabia to kraj z pięknymi krajobrazami. Atmosfera na trybunach była miła. Cieszę się z obecności Włochów i miejscowych. Taki turniej to dobra rzecz dla państwa Saudów.

-Sukienkę na sesję wybrałam spośród trzech modeli. Widziałam pozytywne komentarze, sugerujące, że wyglądałam jak postać z „Gry o Tron”, ale nie orientuję się zbytnio w tym serialu. Fotografia wyszła świetnie i cieszę się, że na niej byłam – podsumowała Włoszka.

Jasmine Paolini występuje także w deblowym WTA Finals. Jej partnerką jest rodaczka Sara Errani.