Korespondencja z Malagi. Iga Świątek pokonuje Lindę Noskovą. Debel zaważy o losach Polek

/ Barbara Hofman , źródło: własne, foto: AFP

W drugim meczu rywalizacji polsko-czeskiej Iga Świątek spotkała się z Lindą Noskovą. Mecz zakończył się wynikiem 7:6 (4), 4:6, 7:5. Teraz oczekujemy meczu deblowego, który rozstrzygnie losy spotkania polsko-czeskiego.

Czechy rozstawione z dwójką w turnieju Billie Jean King Cup na zawodniczkę drugiego meczu wybrały 19-letnią Lindę Noskovą. Tenisistka to 26. rakieta świata. W tym roku może się pochwalić zwycięstwem w turnieju rangi 250 w Monterrey. Iga Świątek ten sezon zakończyła na 2. pozycji w rankingu, wygrywając chociażby Roland Garros. Chociaż faworytką w meczu jest Polka, a Linda zmagała się z kontuzją po swoim ostatnim tegorocznym zagranym turnieju US Open należy pamiętać, że młodziutka Czeszka sprawiła już problemy Raszyniance, choćby na początku tego sezonu w Australian Open. Jej bardzo ofensywny tenis zdecydowanie nie sprzyja grze Igi.

Pierwszą partię spotkania wygrała Iga Świątek 7:6 (4). Choć Polka prowadziła 3:1, Noskova wyrównała wynik. Tenisistki, raz jedna raz druga, zwyciężały w swoich gemach serwisowych, gdy Iga przełamując Lindę, zdobyła przewagę 6:5. Potem jednak serwis Raszynianki nie okazał się zbyt skuteczny i doszło do tiebreaku. Iga po agresywnej grze zdobyła wymagane 7 punktów, a Czeszka jedynie 4. Gra obu zawodniczek była niezwykle zbliżona. To Linda zdecydowała się grać bardziej ryzykownie, zdobywając 5 asów (Iga 2), a także 15 piłek wygrywających (Iga 11). Tym samym miała też więcej błędów niewymuszonych niż Polka (19 do 11).

Tenisistki rozpoczęły drugą partię spotkania od swoich solidnych gemów serwisowych. Nie pojawiły się żadne punkty na przełamanie do pierwszej szansy Noskovej przy stanie 4:4. Wtedy to Czeszka wykorzystała okazję i prowadziła wynikiem 5:4. Ponownie serwowała mocno i skutecznie, by zwyciężyć w drugim secie 6:4.

W decydującej partii obie zawodniczki grały ponownie bardzo ofensywnie. Po trzech łatwo wygranych gemach serwisowych nastąpiło pierwsze przełamanie podania Noskovej po świetnym gemie ze strony Igi. Polka posyłała zdecydowane piłki, aby spotkać się z „niemocą” Lindy. Gra Raszynianki zaczynała być coraz pewniejsza, jej pierwsze serwisy częściej trafiały w pole serwisowe przeciwniczki. Z kolei Czeszka popełniała więcej prostych błędów. Niestety przy stanie 4:2 dla Polki, ta popełniła błędy, w tym trzy niewymuszone i przegrała swój serwis. Gra obu pań zmieniała się w rekordowym tempie.

Nagle tablica wyników pokazała wynik 4:4, a na korcie zaczęło robić się duszno. Kibice coraz to bardziej zmęczeni późną porą meczu zaczęli ekspresywniej pokazywać swoje emocje, wstając z miejsc przy każdej wygranej piłce Igi. Gdy tablica wyników pokazywała 6:5 dla Raszynianki, ta po wygrywającym forhendzie miała pierwszą piłkę meczową. Polka zwyciężyła przy swojej drugiej szansie z wynikiem 7:6 (4), 4:6, 7:5. A więc czekamy na debla białoczerwonych!


Wyniki

Iga Świątek (Polska)- Linda Noskova (Czechy) 7:6 (4), 4:6, 7:5

ATP Finals. Jannik Sinner wciąż niepokonany

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.atptour.com, foto: AFP

Jannik Sinner pokonał Caspera Ruuda w półfinale turnieju ATP Finals w Turynie. Tym samym reprezentant gospodarzy dołączył do Taylora Fritza, który jako pierwszy zapewnił sobie miejsce w finale.

Amerykanin w pierwszym z sobotnich spotkań 1/2 finału pokonał Alexandra Zverewa i jako pierwszy reprezentant swojego kraju od 2006 roku wystąpi w meczu o tytuł imprezy zamykającej sezon. W 2006 roku wyższość Rogera Federera musiał uznać James Blake.

Rywalem finalisty tegorocznego US Open będzie Jannik Sinner. Włoch, który fazę grupową zakończył z kompletem zwycięstw, również w meczu półfinałowym nie dał się zatrzymać rywalowi, którym był Casper Ruud.

W trzecim meczu między Włochem i Norwegiem, tenisista z południa Europy odniósł trzecie zwycięstwo bez straty seta. W pierwszej odsłonie sobotniego spotkania Sinner wykazał się stuprocentową skutecznością jeżeli chodzi o wykorzystanie okazji na przełamanie tenisisty z Oslo. Samemu dwukrotnie broniąc się przed stratą podania, wygrał tę część pojedynku 6:1.  W drugiej odsłonie panowie szli gem za gem do stanu 2:2. Od tego momentu kontrolę na korcie przejął lider rankingu ATP i to on w niedzielę ponownie wyjdzie na kort.

Jannik Sinner zmierzy się z zawodnikiem, z którym w stolicy Piemontu w tym tygodniu już grał. W pojedynku fazy grupowej najlepszy tenisista świata pokonał Taylora Fritza. Z kolei Amerykanin spróbuje dokonać tego, czego w XXI wieku jeszcze się nie udało żadnemu jego rodakowi. Ostatnim tenisistą zza Oceanu, który wygrał ATP Finals, był w 1999 roku Pete Sampras. W decydującym meczu pokonał on wówczas Andre Agassiego.


Wyniki

Półfinał:

Jannik Sinner (Włochy, 1) – Casper Ruud (Norwegia, 6) 6:1, 6:2

ATP Finals. Mate Pavic i Marcelo Arevalo z szansą powtórzenia wyniku braci Bryanów

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.atptour.com, foto: AFP

Mate Pavić oraz Marcelo Arevalo zagrają w finale rywalizacji deblowej ATP Finals, a rywalem najlepszego duetu mijającego sezonu będą Kevin Krawietz oraz Timo Puetz. Szczególnie emocjonujące było spotkanie, które dało finałowy występ tenisistom zza naszej zachodniej granicy.

Para rozstawiona z numerem ósmym występ w stolicy Piemontu rozpoczęła „z wysokiego C”, bo odnosząc w dwóch pierwszych meczach komplet zwycięstw zapewniła sobie miejsce w meczu półfinałowym. Na przeciwko Niemcom w spotkaniu, którego stawką był niedzielny finał stanęli tenisiści, którzy dopiero po ostatnim meczu grupowym byli pewni pozostaniu w grze o końcowy triumf w imprezie.

Pierwsza odsłona przebiegła pod dyktando Purcella i Thompsona, którzy dwukrotnie przełamując podanie, wygrali seta 6:2. Druga odsłona rozpoczęła się od prowadzenia Australijczyków 2:0. Od tego momentu jednak wygrali jedynie jednego gema z sześciu. Tym samym losy awansu do finału miał rozstrzygnąć super tie-break.

Tego lepiej rozgrywał duet z numerem pięć, ktory prowadził już nawet 4-1. I to Purcell i Thompson jako pierwsi mieli piłkę meczową (9-8). Jednak od tego momentu przegrali trzy akcje z rzędu i pożegnali się z marzeniami o awansie do finału.

Na 1/2 finału zakończyli występ w Turynie tenisiści, którzy fazę grupową zakończyli z kompletem zwycięstw. Patten oraz Helliovaara w meczu półfinałowym stawili czoła Mate Paviciowi i Marcelo Arevalo.

Najwyżej rozstawieni Chorwat i Salwadorczyk co prawda jako pierwsi stracili podanie, ale odrobili straty i doprowadzili do tie-breaka. W nim oddali rywalom jedynie punkt. W drugiej odsłonie to ponownie Fin i Brytyjczyk jako pierwsi przełamali podanie rywali, wychodząc na prowadzenie 2:0, ale znów nie zdołali utrzymać przewagi. W dziesiątym gemie turniejowe „jedynki” miały piłkę meczową, ale jej nie wykorzystali i ponownie doszło do gema numer trzynaście. W tym trzypunktowa przewaga jaką zbudował wyżej notowany duet okazała się wystarczająca do końcowego triumfu.

Tym samym w niedzielnym finale Mate Pavić oraz Marcelo Arevalo otrzymają szansę rewanżu za porażkę z Kevinem Krawietzem oraz Timo Puetzem w meczu fazy grupowej. Jeżeli najwyżej rozstawiony duet wygra, powtórzy osiągnięcie Mike’a i Boba Bryanów z 2014 roku. Amerykanie jako ostatni liderzy rankingu triumfowali w kończącej sezon imprezie.


Wyniki

Półfinały:

M. Pavić, M. Arevalo (Chorwacja, Salwador, 1) – H. Heliovaara, H. Patten (Finlandia, Wielka Brytania) 7:6(1), 7:6(4)

K. Krawietz, T. Puetz (Niemcy, 8) – M. Purcell, J. Thompson (Australia, Australia, 5) 2:6, 6:3, 11-9

 

Korespondencja z Malagi. Fręch przegrywa zaciętą walkę z Bouzkovą. Teraz wszystko w rękach Igi

/ Barbara Hofman , źródło: własne, foto: Billie Jean King Cup

Barbara Hofman, Malaga

 

Łodzianka w pierwszym meczu ćwierćfinałów z Czeszkami przegrała z Marią Bouzkovą 6:1, 4:6, 6:4. Teraz z niecierpliwością czekamy na starcie Igi Świątek z dziewiętnastolatka Lindą Noskovą. Te spotkanie rozstrzygnie, czy gramy dalej.

Magdalena Fręch stoczyła zacięty bój z reprezentantką Czech, Marie Bouzkovą. Był to pierwszy mecz ćwierćfinałowych starć z Czechami. Nasze południowe sąsiadki mają więcej doświadczenia w turniejach formatu Billie Jean King Cup, bo zwycięstwo zdobyły w nich 11 razy. Czechy w finałach turnieju grają z dziką kartą.

Marie Bouzkova jest obecnie 45. w rankingu WTA. W tegorocznych rywalizacjach osiągnęła finał turnieju rangi 500 w Waszyngtonie. Fręch lepiej wypada od rywalki, plasując się na 25. pozycji, a w tym sezonie zwyciężyła w rywalizacji rangi 500 w Guadalajarze.

Jednak pierwszy set Polka nie zaczęła dobrze. Przełamana została już w pierwszym gemie. Bouzkova szła jak burza, wygrywając kolejne punkty. Fręch w całym secie zdobyła jedynie 9 punktów i gema przy swoim serwisie. Czeszka grała bardzo ofensywnie, kątowo i silnie. Na swoim koncie miała 9 wygrywających piłek przy 4 niewymuszonych błędach. Co więcej jej pierwszy serwis nie zawodził, bo jego skuteczność wyniosła 82%. Zaś naszej reprezentantki jedynie 20%.

Drugi set przyniósł znacznie więcej emocji. Tenisistki wygrywały swoje serwisy, utrzymując równy wynik. Magdalena Fręch pokazała swój bardziej stabilny tenis. Grała pewniej, chodziła częściej do siatki. Jej pierwszy serwis przyniósł więcej owoców, bo jego skuteczność wyniosła 75%. Przy stanie 4:4 Łodzianka przełamała Czeszkę, wywołując wielką radość wśród polskich kibiców. Ci trochę się uspokoili. Następnego gema Polka wygrała z łatwością.

Magda ostatecznego seta rozpoczęła od utraty własnego serwisu po swoich błędach. Nagle na tablicy wyników pojawiło się niebezpieczne 0:2. Jednak potem Łodzianka bardzo pewnie przełamała Bouzkovą, posyłając wygrywającego forhenda na pożegnanie serwisu Czeszki. Magda pokazywała coraz większą pewność siebie, bardziej ofensywną grę. W gemie przy stanie 2:3 i serwisie Polki Magda musiała obronić dwie piłki na przełamanie, lecz w końcu po 3 równowagach zagrała wygrywający forhend i w geście zwycięstwa zacisnęła pięść. Przy stanie 4:4, 30:15 dla Bouzkovej i jej serwisie Fręch zepsuła łatwy forhend tuż przy karze serwisowym. Magda jakby nie potrafiła o nim zapomnieć i kolejny swój gem serwisowy przegrała do 0.

Podczas meczu trybuny były pełne. Polscy kibice wspierali Magdę tuż obok tych czeskich. I choć nasi sąsiedzi byli liczniejsi i ze swoimi niebieskimi trąbkami głośniejsi, to jednak Polakom nie należy nic zarzucić. Jednak ich transparent ze sloganem „Do boju Polsko!” ostatecznie nie zadziałał, jak powinien…

ATP Finals. Fritz pokonuje Zvereva w pierwszym półfinale!

/ Jarosław Truchan , źródło: własne, foto: AFP

Alexander Zverev nie odniesie trzeciego w karierze zwycięstwa w ATP Finals. Taylor Fritz pokonał Niemca w niezwykle zaciętym pierwszym półfinale tegorocznej edycji imprezy. 27-latek w niedzielę może zostać pierwszym od 1999 roku Amerykaninem, który sięgnie po triumf w turnieju kończącym sezon. 

Historia bezpośrednich konfrontacji obu panów jest bardzo bogata. W samym 2024 roku Niemiec i Amerykanin grali ze sobą aż czterokrotnie. Zverevowi udało się wygrać tylko raz – w Rzymie. W pozostałych pojedynkach lepszy okazywał się Fritz. Wyraźnym faworytem sobotniego meczu był jednak wicelider światowego rankingu. Zverev spisywał się znakomicie w Turynie – bez problemów wygrał swoją grupę, ani razu nie tracąc serwisu w trzech meczach. Z kolei Fritz po wygranej z Daniiłem Miedwiediewem uległ Jannikowi Sinnerowi, a następnie pokonał Alexa De Minaura dopiero po trzech setach walki. Jak się jednak okazało, przewidywania szybo mogły zostać wyrzucone do kosza.

W pierwszym secie reprezentant Niemiec nie był sobą na korcie. Tenisista urodzony w Hamburgu sprawiał wrażenie zdenerwowanego i poirytowanego. Do tego podejmował złe decyzje taktyczne, szczególnie jeśli chodzi o wybory kierunku serwisów. W efekcie, po sześciu partiach z rzędu wygranych bez starty podania, Zverev został przełamany po raz pierwszy w tegorocznych ATP Finals. Fritz spisywał się natomiast znakomicie, szczególnie imponował forhend. Obliczana przez sztuczną inteligencję jakość tego uderzenia pod koniec partii u Amerykanina wynosiła 9,9 w 10-stopniowej skali! Po przełamaniu Niemca na 4:2, piąty tenisista światowego rankingu nie pozwolił rywalowi na odrobienie straty i szybko zakończył pierwszą odsłonę meczu.

Po przerwie doszło do odwrócenia ról. Zverev znalazł swój rytm, co pozwoliło mu na coraz lepsze granie. Zwycięzca pierwszego seta zmagał się natomiast z kryzysem – próżno było szukać u Fritza dyspozycji sprzed kilkunastu minut.

Finalista tegorocznego Roland Garros przełamał przeciwnika w czwartym gemie. Fritz wyszedł po czasie z dołka formy. Jednakże mimo, że nawiązywał walkę ze Zverevem w gemach przy returnie, nie dał rady wyrównać przebiegu partii. Zverev utrzymał przewagę, dzięki czemu doprowadził do decydującego seta.

Obaj tenisiści nie szczędzili sił w trzeciej partii. Kibice zgromadzeni na trybunach byli świadkami zaciętej gry i wielu długich, wyczerpujących wymian. Zdecydowanie był to najbardziej wyrównany moment meczu. Fritz stanął przed poważnym sprawdzianem w piątym gemie. Zverev prowadził w nim już 40-0, lecz Amerykanin obronił trzy break pointy, doprowadzając do gry na przewagi. Gem okazał się najdłuższy w całym meczu – trwał ponad osiem minut. Niemcowi nie udało się ostatecznie odebrać serwisu tenisiście zza Oceanu Atlantyckiego. Niedługo później to Fritz stanął przed pierwszymi w secie szansami na przełamanie. Wiceliderowi rankingu w ich obronie pomógł skuteczny serwis. Zawodnicy szli gem za gem. Zverev miał jeszcze okazję do odebrania podania przeciwnikowi tuż przed tie-breakiem, lecz reprezentant Stanów Zjednoczonych obronił je. O tym, kto awansuje do finału zdecydowała dogrywka.

Kluczowe okazało się mini-przełamanie wywalczone przez Fritza na początku. Później Amerykanin nie przegrał ani jednego punktu przy własnym serwisie i przypieczętował awans do finału. 27-latek jest pierwszym od 2006 roku finalistą tego turnieju ze Stanów Zjednoczonych. Wówczas James Bleke uległ Rogerowi Federerowi. Czy Fritz sięgnie po tytuł w Turynie? Przekonamy się o tym w niedzielę o godzinie 18:00.


Wyniki

Półfinał singla:

Taylor Fritz (USA, 5) – Alexander Zverev (Niemcy, 2) 6:3, 3:6, 7:6(3)

BJKC Finals. Włoszki awansowały do półfinału

/ Jan Gąszczyk , źródło: własne/www.billiejeankingcup.com, foto: AFP

W pierwszym ćwierćfinale grały ze sobą Japonia i Włochy. Faworytkami tego starcia były tenisistki z Europy. Mają w składzie będącą w świetnej formie Jasmine Paolini i doświadczoną Sarę Errani. To stawia je w roli faworytek całej imprezy w Maladze.

Obie ekipy, co jest zadziwiające, nigdy wcześniej nie grały ze sobą w Pucharze Federacji , a teraz w Pucharze Billie Jean King. Japonki największy sukces świętowały w 1996 roku, kiedy to zakończyły zmagania na półfinale po porażce 0:5 z Amerykankami. Włoszki to czterokrotne mistrzynie (2006,2009,2010,2013) oraz dwukrotne finalistki (2007,2023) najważniejszego, kobiecego turnieju drużynowego.

Sensacyjna (była) deblistka

W pierwszej odsłonie dzisiejszego meczu zmierzyły się ze sobą będąca blisko TOP50 Elisabetta Cocciaretto i znajdująca się poza TOP100 do niedawna zajmująca się wyłącznie deblem Ena Shibahara. W pierwszym secie Włoszka dwukrotnie przełamała rywalkę, skutecznie broniła wielu break pointów, jakie miała rywalka i to jej dało zwycięstwo w tej partii. Shibahara miała sześć okazji na przełamanie podania Cocciaretto, ale jej się to nie udało.

W drugim secie panie przełamały się już na starcie. Później gra toczyła się już według reguły własnego podania. W dziewiątym gemie Ena nieoczekiwanie przełamała włoską rywalkę i chwilę później wykorzystując drugiego setbola, zakończyła seta. Trzeci set przebiegał według podobnego scenariusza. Panie przełamały się trzykrotnie, ale dwa tych przełamań wywalczyła Japonka. W końcówce Elisabetta obroniła dwie piłki meczowe przy swoim podaniu. Chwilę później obroniła kolejną przy podaniu tenisistki z Azji, ale przy czwartej musiała skapitulować.

Solidna Jaśmina

Presja spadła więc na Jasmine Paolini. Uczestniczka niedawnych WTA Finals pewnie pokonała Moyukę Uchijimę pomimo słabego początku. Japonka już na początku pierwszej partii przełamała Włoszkę. Długo nie cieszyła się przewagą, ponieważ chwilę później sama straciła serwis. W szóstym gemie Paolini po raz drugi przełamała japońską tenisistkę, a to zapewniło jej wygraną w tym secie.

W drugim secie Uchijima już w pierwszym gemie straciła podanie. Wydawało się, że Paolini pewnie wygra tego seta, ale w czwartym gemie Japonka odrobiła stratę. O losie seta i meczu zdecydował dziewiąty gem, w którym serwowała Moyuka. Był to bardzo długi i zacięty gem. Japonka obroniła w nim dwa break pointy, ale ostatecznie musiała skapitulować przy trzecim. W kolejnym gemie serwowała Paolini. Reprezentantka Włoch szybko wypracowała sobie piłki meczowe i wykorzystując już pierwszą, wygrała mecz i zapewniła punkt Włoszkom.

Mistrzynie olimpijskie przybijają pieczęć

O wyniku całego starcia musiał zdecydować pojedynek deblowy. W nim Paolini i Sara Errani wygrały z Shuko Aoyamą i Eri Hozumi. Japonki to świetne deblistki, finalistki turniejów wielkoszlemowych i zwyciężczynie turniejów WTA. Na mistrzynie olimpijskie to było jednak za mało. W pierwszym secie jako pierwsze przełamanie zdobyły tenisistki z Azji. Chwilę później Włoszki odpowiedziały jednak dwoma i to one zapisały tę partię na swoją korzyść.

W drugim secie Errani i Paolini błyskawicznie wyszły na prowadzenie 5:1 z dwoma przełamaniami. Wydawało się, że mecz się szybko skończy, ale Shibahara i Hozumi zerwały się do walki. Japonki wygrały trzy gemy z rzędu z przełamaniem i wydawało się, że mogą dojść rywalki. W ostatnim gemie Włoszki pokazały klasę. Mistrzynie z Paryża szybko wyszły na prowadzenie 40:15 i chwilę później wykorzystały pierwszą piłkę meczową.


Wyniki

Ćwierćfinał

Włochy – Japonia 2:1

Elisabetta Cocciaretto – Ena Shibahara 6:3, 4:6, 4:6

Jasmine Paolini -Moyuka Uchijima 6:3, 6:4

S.Errani/J.Paolini – E.Hozumi/S.Aoyama 6:3, 6:4

Korespondencja z Malagi. Brytyjki górą w meczu z Niemkami

/ Barbara Hofman , źródło: Własne, foto: Billie Jean King Cup

Po niezwykłych meczach Polek na korty w Maladze weszły Brytyjki i Niemki. Ostatecznie Brytyjki łatwo wygrały 2:0.

Wczoraj, 16 listopada, po pierwszych meczach naszych reprezentantek, na korcie pojawiły się tenisistki z wysp, a także nasze zachodnie sąsiadki. W składzie tych pierwszych w rywalizacji singlowej zameldowała się Emma Raducanu i Kate Boulter, a u Niemek Laura Siegemund i Jule Niemeier.

Pierwsza na kort wyszła była zwyciężczyni US Open 2021 Raducanu, która rywalizowała z Niemeier. Półfinalistka tegorocznego turnieju w Nottingham, Emma, po prawie dwóch godzinach zapisała na koncie Brytyjek pierwszy punkt. Zwyciężyła z reprezentantką Niemiec 6:4, 6:4. Brytyjki zanotowały 10 asów, przy czym Niemki jedynie jednego. Praktycznie każda statystyka wypadała na korzyść Raducanu, wobec czego Emma pożegnała się z kortem z szerokim uśmiechem na twarzy.

Drugi mecz, Katie Boulter z Laurą Siegemund, zakończył się po 71 minutach z wynikiem 6:1, 6:2 dla Brytyjki. 28-latka z wysp w tym roku prezentuje doskonały tenis, zdobywając dwa tytuły w Nottingham, a także w San Diego. O rezultacie zadecydowały liczne błędy popełnione przez Niemkę, bo jej statystyka zagrań kończących do błędów niewymuszonych wynosiła 7:33. U Brytyjki było tylko trochę lepiej, 14:21. To także świetny return Boulter, z 93% skutecznością przy drugim serwisie, mógł być czynnikiem decydującym o wyniku spotkania.

Reprezentantki wysp bez straty meczu zakwalifikowały się do ćwierćfinałów, nie potrzebując meczu deblowego. W nich zagrają z mocną Kanadą, która w zeszłym roku wygrała całą rywalizację. Mecz odbędzie się w niedzielę 17 listopada.

Co zasługuje na wzmiankę to silna drużyna kibiców obu narodów. Ubrani w barwy narodowe i w stosownych momentach głośni Brytyjczycy z pewnością dodali otuchy swoim zawodniczkom i bardzo możliwe, że przyczynili się do ich zwycięstwa.


Wyniki

Emma Raducanu (Wielka Brytania) – Jule Niemeier (Niemcy) 6:4, 6:4

Katie Boulter (Wielka Brytania) – Laura Siegemund (Niemcy) 6:1, 6:2

Arevalo i Pavić deblowymi numerami jeden na koniec sezonu

/ Łukasz Duraj , źródło: https://www.atptour.com/, własne, foto: AFP.

Nieco w cieniu rywalizacji singlistów trwa deblowy ATP Finals. Nie znamy jeszcze rozstrzygnięcia tego turnieju, ale wiemy, która para zakończy sezon na pierwszym miejscu w rankingu.

Najlepszym duetem minionego roku zostali Mate Pavić i Marcelo Arevalo. Chorwat i reprezentant Salwadoru zaczęli współpracować na początku stycznia i dało to znakomity efekt. W ostatnich miesiącach tenisiści wygrali razem zawody w Hongkongu, Genewie i Cincinnati oraz wielkoszlemowy Roland Garros.

Osiągnięcia te zagwarantowały im ostatecznie fotele liderów rankingu, a Arevalo skomentował to następująco:

– Naprawdę bardzo się cieszę. To ukoronowanie całego roku, ale dla mnie to coś więcej. Występujemy razem od stycznia, ale indywidualnie gramy dużo dłużej, a taki sukces to pokłosie naszych wieloletnich wysiłków, które tym razem połączyliśmy. To spełnienie marzeń i wspaniały tydzień.

Kilka słów powiedział też Pavić, który stwierdził:

Jestem bardzo szczęśliwy. Każdy duet zaczyna sezon z myślą o tym, by znaleźć się na topie. Świetnie, że się nam udało, a szczególne podziękowania kieruję do mojego trenera Olivera Maracha. W 2018 roku razem zostaliśmy liderami rankingu, a teraz pomógł mi w nowej roli. To dzięki niemu wróciłem na szczyt. Mam nadzieję, że to nie ostatnia taka okazja – podsumował Chorwat.

Mate Pavić był najlepszym deblistą sezonu w latach 2018 (z Oliverem Marachem), 2020 (z Bruno Soaresem), 2021 (z Nikolą Mekticiem) i 2024. Dla Arevalo to pierwszy sukces tego rodzaju.