Karol Drzewiecki i Mateusz Kowalczyk nie zdołali sięgnąć po mistrzowski tytuł Sopot Open, choć w finałowym super tiebreaku prowadzili już 6-2. Lepsi okazali się Andre Begemann i Florin Mergea. W singlu triumfował natomiast Stefano Travaglia.
Przed rokiem Mateusz Kowalczyk wygrał deblowy Sopot Open wspólnie z Szymonem Walkowem. Teraz grał razem z Karolem Drzewieckim, a nasza para prezentowała się na korcie równie dobrze. Faworytami finału byli jednak Andre Begemann i Florin Mergea, niegdyś siódmy deblista świata.
Pierwszego seta niemiecko-rumuńska para wygrała 6:1 w zaledwie 22 minuty, ale nie przyszło to tak łatwo, jak mógłby na to wskazywać sam wynik. W gemie otwarcia Polacy mieli dwa break pointy przy serwisie Begemanna, lecz Drzewiecki najpierw zepsuł smecza, a potem woleja. Młodszy z Polaków dał się dodatkowo przełamać, a później nasi tenisiści nie wykorzystali kolejnych dwóch okazji na breaka. Begemann i Mergea tak się rozpędzili, że zatrzymali się dopiero przy stanie 6:1.
Wysoko przegrany set nie podłamał jednak Polaków. Na początku drugiej partii od razu przełamali Mergeę. Później utrzymali przewagę i po raz trzeci w tym turnieju doprowadzili do super tiebreaka. Przez długi czas wydawało się, że trzeci raz zwyciężą – zaczęli od minibreaka, a potem prowadzili aż 6-2.
Od tego momentu w grze Drzewieckiego i Kowalczyka coś się jednak zacięło. Rywale nie tylko ich dogonili, ale Niemiec z Rumunem wygrali aż siedem kolejnych punktów i mieli trzy piłki meczowe. Przy dwóch pierwszych serwowal Mergea, nasi tenisiści się obronili, lecz przy trzeciej okazji i podaniu Kowalczyka rywale zakończyli mecz. Begemann i Mergea zwyciężyli 6:1, 3:6, 10-8. Dla Rumuna, niegdyś siódmego deblisty świata, to pierwszy triumf od blisko dwóch lat.
– Emocje związane z grą i byciem na korcie to dla mnie coś niesamowitego, coś czego na co dzień już nie doświadczam. Czerpię z tego radość. Nie gra i umiejętności, ale rozwiązania taktyczne i doświadczenie rywali sprawiły, że dziś wygrali. Popełniliśmy błędy, których nie powinniśmy popełnić. Od stanu 6-2 przegraliśmy siedem piłek, to nie może mieć miejsca na takim poziomie. Szkoda, ale był to fajny tydzień, bardzo się cieszę, że tutaj byłem. Teraz wracam do codzienności: pracy, rodziny i dzieci – powiedział po meczu Kowalczyk.
– Grałem dzisiaj trochę gorzej, zdecydowanie gorzej returnowałem. Myślę, że to zaważyło. Wiem, że stać mnie na więcej, więc czuję spory niedosyt. Niestety nie udało się, ale cały tydzień w Sopocie był niesamowity. I tak jesteśmy dumni i szczęśliwi z tego wyniku – dodał Drzewiecki.
Po deblu kibice mogli emocjonować się finałem singla, w którym najwyżej rozstawiony Stefano Travaglia mierzył się z oznaczonym numerem 10 Filipem Horanskym. Włoch w imprezie nie stracił wcześniej choćby seta, Słowak w półfinale obronił za to dwa meczbole. I zaskarbił sobie tym sympatię trybun, które dość głośno go wspierały.
W pierwszym secie niewiele to jednak Horanskiemu pomogło, bo przy stanie 2:2 dał się przełamać „na sucho” i w efekcie przegrał partię 4:6. Początek drugiej odsłony należał jednak do Słowaka. Najpierw wywalczył on breaka, potem obronił się przed przełamaniem powrotnym, a na koniec raz jeszcze przycisnął Travaglię i zwyciężył 6:2.
Horansky musiał odczuwać trudy turnieju, bo przed decydującym setem poprosił o przerwę medyczną. Dłuższy odpoczynek przydał się też Travaglii. Włoch zaczął od przełamania przeciwnika do zera i mimo że po chwili Horansky miał szansę na breaka powrotnego, to turniejowy numer jeden utrzymał podanie, po podwójnym błędzie serwisowym przełamał rywala raz jeszcze i ostatecznie triumfował 6:4, 2:6, 6:2. Mistrzowski tytuł został więc we włoskich rękach, bo rok temu najlepszy okazał się Paolo Lorenzi.
Z Sopotu, Maciej Pietrasik
Wyniki
Finał debla:
A. Begemann, F. Mergea (Niemcy, Rumunia) – K. Drzewiecki, M. Kowalczyk (Polska, WC) 6:1, 3:6, 10-8
Finał singla:
Stefano Travaglia (Włochy, 1) – Filip Horansky (Słowacja, 10) 6:4, 2:6, 6:2