Mówi się, że tenis to sport samotników. Gdy się go uprawia na profesjonalnym poziomie, trzeba nauczyć się świętować swoje zwycięstwa, radzić sobie z porażkami, a także znosić presję rywalizacji. Wszystko to trzeba przetworzyć w głowie.
Dzisiejszym młodym tenisistom i tenisistkom coraz trudniej jest wytrzymać presję przez długi czas. Jeśli chodzi o mężczyzn, nowa generacja zawodników cały czas pracuje w cieniu Wielkiej Trójki. Z kolei u kobiet brak jest regularności, stałości. Ostatnie 15 turniejów wielkoszlemowych wygrało 11 różnych zawodniczek. Wielkie nadzieje, jak choćby Sloane Stephens czy Jelena Ostapenko, okazały się być objawieniami jednego szlema i nie wiadomo, kiedy ich kryzys dobiegnie końca, o ile w ogóle się to stanie.
Iga Świątek ma szansę przełamać tę różnorodność mistrzyń w Wielkich Szlemach i potwierdzić, że jest gotowa na obecność w czołówce kobiecego tenisa przez długie lata. Polka słyszała, że to „samotny sport”. Dorastała, słuchając, jak jej tata mówi, że w tenisie nie ma przyjaźni. Patrzyła, jak rywalki z touru nie zdołały kontynuować swoich przełomów w najważniejszych turniejach, a inne zmagały się z oczekiwaniami, które się pojawiają z wczesnym sukcesem. Wydaje się, że mistrzyni Roland Garros 202 wie o pułapkach tego sportu i jest przygotowana na oczekiwania, którym musi sprostać.
– Kiedy wróciłam do Polski, moje życie całkowicie się zmieniło. To było naprawdę dziwne, ponieważ po kilku dniach miałam własną ochronę, co było dla mnie zupełnie nową rzeczą – przyznała Świątek. – Pojechałam do Warszawy i zobaczyłam, że ludzie mnie rozpoznają i myślę, że dobrze sobie z tym poradziłam. Nie jestem skrępowana skupianiem uwagi i doceniam ją.
Dobry sposób myślenia
Zamiast obciążenia, z którym musi się zmierzyć samotnie, nasza najlepsza tenisistka postrzega swój sukces i wzbudzane przez niego zainteresowanie jako okazję do zjednoczenia ludzi.
– Wiem, że ludzie lubią być podzieleni. Sport to jedna z tych rzeczy, która naprawdę może ich połączyć, ponieważ nie chodzi o politykę i czyjąś opinię. To tylko sport i każdy może kibicować – stwierdziła 17. rakieta na świecie. – Chcę, żeby ludzie spotykali się, oglądając sport. Jest to jeden z moich celów, aby to sprawić.
Wydawać by się mogło, że wielki sukces Świątek przyszedł nagle. Jednak Polka pracowała na to latami i systematycznie do tego dążyła. Jej celem nie było tylko zostanie mistrzynią szlema, a także stanie się niezawodną, wiarygodną mistrzynią.
– Moim celem jest bycie konsekwentną zawodniczką odkąd skończyłam 15 lat – zapewniła 19-latka z Raszyna. – Kobiecy tenis potrzebuje właśnie stałości. Chciałabym już być teraz regularną tenisistką, ale wiem, że potrzebuję na to jeszcze kilku lat. Mój sposób myślenia jest naprawdę dobry i to nie tylko moja opinia.
Zdanie to też podziela Daria Abramowicz, psycholog sportowa, która współpracuje z naszą mistrzynią od dwóch lat. W przeciwieństwie do większości rówieśników, Świątek nie poświęca jedynie czasu na trening tenisowy i sprawnościowy, ale także na trening mentalny.
Jest to dość rewolucyjna koncepcja w tenisie, gdyż zazwyczaj zawodnicy niechętnie przyznają się do słabości psychologicznej. Jednak juniorska mistrzyni Wimbledonu 2018 przeszła przez proces zagłębiania się w emocje i twierdzi, że Abramowicz uczyniła ją jeszcze mądrzejszą.
– Wiem więcej o sporcie i wiem więcej o psychologii. Potrafię zrozumieć własne uczucia i wypowiedzieć je na głos – przyznała Świątek.
Abramowicz nauczyła naszą tenisistkę, że można dostosować swoje nastawienie w taki sam sposób, jak dostosować ruchy do odbijania piłki. To jedna z tych poprawek pomogła w znalezieniu odpowiedniego podejścia przed Roland Garros.
– Czas przed wznowieniem sezonu był tak dobrze przepracowany, że przyjechałam do Nowego Jorku z naprawdę dużymi oczekiwaniami – powiedziała Świątek. – I to był zły sposób myślenia w przypadku meczów, bo myślałam, jak mogę grać na treningach i że nie wykorzystuję 100% swojego potencjału. Pracowaliśmy nad tym i zmieniłam to – podsumowała.