Belgrad. Rublow zatrzymał Dźokovicia

/ Dominika Opala , źródło: www.atp.com /własne, foto: AFP

Andriej Rublow zdobył trzeci tytuł w tym sezonie. Tym razem okazał się najlepszy w Belgradzie, gdzie w finale zatrzymał faworyta gospodarzy, Novaka Dźokovicia. Moskwianin pokonał Serba 6:2, 6:7(4), 6:0 i w dobrym stylu zakończył debiut w Serbia Open.

Andriej Rublow pierwszy raz w karierze okazał się lepszy od Novaka Dźokovicia i jednocześnie od lidera światowego rankingu. Do tej pory tenisiści mierzyli się tylko raz, w ubiegłym roku, i wtedy zwycięski był starszy z nich. Tym razem, po zaciętej walce, triumfował 24-latek z Moskwy, który zdobył trzeci tytuł w tym sezonie.

Spotkanie bardzo dobrze rozpoczął podopieczny Fernando Vicente. Grał pewnie, agresywnie i szczególnie dobrze funkcjonował jego forehand. Już w piątym gemie zdołał do zera przełamać faworyta gospodarzy i kontynuować świetną grę. Serb gorzej się spisywał, gdy nie mógł przejąć inicjatywy, a na to nie pozwalał mu rywal. W kolejnym gemie serwisowym Dźokovicia, Rublow ponownie zyskał breaka, a następnie zakończył seta przy własnym podaniu.

Druga odsłona miała już jednak zupełnie inny przebieg. Belgradczyk był w stanie nawiązać wyrównaną walkę i zaczął posyłać dłuższe piłki, które utrudniały moskwianinowi prowadzenie gry. Dźoković znacznie lepiej spisywał się też w wymianach backhandowych i większość z nich wygrywał. Wyszedł na prowadzenie 2:0, ale szybko tę przewagę stracił. Następnie przy stanie 5:4 miał dwie piłki setowe, ale ósmy zawodnik na świecie je obronił. Kolejne szanse Serba na skończenie partii pojawiły się dwa gemy później, jednak i tych trzech okazji nie wykorzystał. W tie-breaku to lider rankingu szybciej zbudował przewagę i tym razem Rublow już się nie wybronił.

W decydującej odsłonie spawy potoczyły się niezwykle szybko. Dźoković wyczerpany walką w końcówce drugiego seta nie był w stanie fizycznie dorównać młodszemu rywalowi. W efekcie nie zdobył nawet gema i po 2 godzinach i 28 minutach to Rublow triumfował.


Wyniki

Finał singla:

Andriej Rublow (2) – Novak Dźoković (Serbia, 1) 6:2, 6:7(4), 6:0

Barcelona. Alcaraz przetrwał maraton i wygrał wielki finał!

/ Jakub Ślotała , źródło: własne/www.atptour.com, foto: AFP

Pogoda w stolicy Katalonii dawała się zawodnikom we znaki przez cały tydzień. Skala utrudnień była na tyle duża, że mecze półfinałowe oraz wielki finał rozegrano tego samego dnia. Nie przeszkodziło to Carlosowi Alcarazowi, który najpierw wygrał półfinał trwający ponad trzy i pół godziny, a następnie pokonał w finale Pablo Carreno-Bustę 6:3, 6:2.

W półfinale dolnej części drabinki spotkało się dwóch specjalistów od gry na mączce – Diego Schwartzman oraz Pablo Carreno-Busta. Argentyńczyk rozpoczął od prowadzenia 2:0, ale nie utrzymał poziomu gry i od tego momenu do końca seta wygrał zaledwie jednego gema. Schwartzman kontrolował wydarzenia przez połowę drugiej partii. Do stanu 3:3 zdecydowanie wygrywał swoje podania i generował punkty na przełamanie przy serwisie rywala. Hiszpan wykorzystał jednak chwilę słabości przeciwnika i dokonał przełamania przy pierwszej okazji w siódmym gemie. Po godzinie i czterdziestu minutach Carreno-Busta wygrał 6:3, 6:4.

Zupełnie inny przebieg miał półfinał górnej części pomiędzy Carlosem Alcarezem, a Alexem De Minaurem. Pierwszy set nie przyniósł żadnych przełamań, a Australijczyk wygrał w dogrywce do czterech. Druga partia była świadectwem klasy Hiszpana. De Minaur serwował po mecz przy stanie 5:4, ale Alcaraz doprowadził do wyrównania. Po niebywale zaciętym gemie serwisowym faworyta, Australijczyk ponownie serwował po mecz, tym razem przy stanie 6:5 i miał dwie piłki meczowe (pierwsza z nich poniżej!). Ostatecznie żadnej nie wykorzystał i przegrał dogrywkę do czterech. Utracone okazje zemściły się w trzecim secie, który w końcowej fazie rozstrzygnął na swoją korzyść nastolatek z El Palmar, wygrywając 6:4.

Hiszpański finał zwiastował zaciętą walkę. Alcaraz był faworytem, ale Carreno-Busta spędził tego dnia o dwie godziny mniej na korcie. Rzeczywistość była jednak zupełnie inna. Rewelacyjny reprezentant młodego pokolenia całkowicie zdominował rywala. Starszy z zawodników nie miał żadnej szansy na przełamanie w całym spotkaniu, a swoje podanie przegrał czterokrotnie. Ostatecznie Alcaraz wygrał 6:3, 6:2 przypieczętowując przyszłotygodniowy awans do TOP10 rankingu.


Wyniki

Półfinał singla

Pablo Carreno-Busta (Hiszpania, 8) – Diego Schwartzman (Argentyna, 6) 6:3, 6:4
Carlos Alcaraz (Hiszpania, 5) – Alex De Minaur (Australia, 10) 6:7(4), 7:6(4), 6:4

Finał singla

Carlos Alcaraz (Hiszpania, 5) – Pablo Carreno-Busta (Hiszpania, 8) 6:3, 6:2

Świątek: zaskoczyłam samą siebie

/ Anna Niemiec , źródło: wtatennis.comtennis.com, foto: AFP

Iga Świątek zwyciężyła w Porsche Tenns Grand Prix i przedłużyła serię wygranych meczów do 23. Po finale Polka nie ukrywała dumy z tego, jak dobrze poradziła sobie z przejściem kortów twardych na mączkę.

To kolejny turniej, podczas którego zaskoczyłam samą siebie, że mogę to zrobić – powiedziała na konferencji prasowej 20-latka z Raszyna. – Nie muszę być na 100% przygotowana i czuć się na 100%, żeby rozgrywać dobre, solidne mecze. Przejście z kortów twardych na mączkę było w tym roku bardzo szybkie i miałam sporo wątpliwości. Nie chciałam jednak o tym myśleć. Wolałam skoncentrować się na rzeczach, na które mam wpływ. To kolejny turniej, który pokazał mi, że mogę dać sobie radę bez względu na wszystko.

W niedzielę podopieczna Tomasza Wiktorowskiego wygrała dwudziesty trzeci mecz z rzędu. Polka dołączyła do grona tenisistek, które po 2000 roku mogą pochwalić się najdłuższą serią zwycięstw. Więcej meczów z rzędu od pierwszej rakiety Polski wygrały tylko Venus i Serena Williams, Justine Henin, Wiktoria Azarenka oraz Naomi Osaka.  – Kilka lat temu nie uwierzyłabym, że znajdę się w takiej grupie. Na pewno będę musiała pracować jeszcze ciężej, żeby przedłużyć tę serię. Będę robiła to mecz po meczu. Jestem z siebie bardzo dumna i usatysfakcjonowana. Te zawodniczki były dla mnie przykładem, gdy byłam młodsza – zakończyła Świątek.

Stambuł. Sensacyjne zwycięstwo Potapowej

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

W turnieju w Stambule w finale zmierzyły się ze sobą dwie występujące neutralnie Rosjanki. Naprzeciwko rozstawionej z „3” Weroniki Kudiermietowej stanęła kwalifikantka Anastazja Potapowa. Sensacyjnie wygrała ta druga.

Anastazja Potapowa wraca do solidnej formy? Choć ma dopiero 21 lat, to za nią już kilka wahań w tej krótkiej karierze. Przebiła się do cyklu WTA jako nastolatka i w 2019 roku wspięła na 64. miejsce w rankingu singlistek. Rok wcześniej grała już w dwóch finałach – w Moskwie i Taszkiencie. Przegrywała w nich jednak z Serbką Olgą Danilović i swoją rodaczką Margaritą Gasparjan. Jej rozwój mocno zatrzymała poniesiona w 2020 roku kontuzja kostki, przez którą musiała poddać się operacji. Ostatnie kilkanaście miesięcy było w jej wykonaniu nierówne. Do tego stopnia, że na pewien czas wypadła z czołowej setki rankingu. Do turnieju w Stambule przystępowała jako 93. rakieta świata i musiała przejść przez kwalifikacje.

W największym mieście Turcji spisywała się jednak znakomicie i awansowała do finału, w którym stanęła naprzeciwko swojej rodaczki Weroniki Kudiermietowej, która była jedną z faworytek w tym turnieju. Z początku w niedzielnym starciu nic nie zapowiadało niespodzianki. Wyżej notowana zawodniczka prowadziła już 3:1 w pierwszym secie i w początkowych gemach prezentowała się wyraźnie lepiej od swojej rywalki. W tym momencie nastąpił jednak obrót spraw. Do końca partii gemy wygrywała już tylko Potapowa. Łącznie wygrała aż osiem gemów z rzędu i w drugim secie prowadziła już 3:0. Kudiermietowa próbowała wrócić do gry, przełamała swoją rywalkę w czwartym gemie, ale to wszystko, na co było ją stać. Po 83 minutach gry to 21-latka cieszyła się ze swojego pierwszego trofeum w głównym cyklu. Dla jej przeciwniczki to już trzeci przegrany finał w tym sezonie.


Wyniki

Finał

Anastazja Potapowa (Q) – Weronika Kudiermietowa (3) 6:3, 6:1

Stuttgart. Kolejne trofeum Igi Świątek!

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Iga Świątek nie przestaje nas rozpieszczać! Wygrywając swoje 23. spotkanie z rzędu wygrała czwarty turniej w tym sezonie i siódmy w karierze. W finale w Stuttgarcie nie dała większych szans Arynie Sabałence z Białorusi.

Po ciężkim starciu z Liudmiłą Samsonową w poprzedniej rundzie w polskich kibicach zapewne było nieco więcej nerwowości niż zwykle w ostatnich tygodniach przed niedzielnym finałem. Aryna Sabałenka ma za sobą znakomity turniej, a Idze Świątek często sprawiała sporo problemów.

Tym razem tak nie było. Najtrudniejszy dla naszej reprezentantki był prawdopodobnie pierwszy gem spotkania, w którym broniła break-pointa. Natomiast po wybronieniu się złapała dobry rytm i już w kolejnym gemie Białorusinka nie wygrała nawet punktu przy własnym podaniu. Sabałenka walczyła o odrobienie straty, ale najważniejsze piłki wygrywała Polka. Liderka rankingu ostatecznie wygrała tę partię 6:2, choć nie była ona aż tak łatwa jak sugerowałby wynik.

Nieco podobnie było w drugim secie. Do jego połowy Białorusinka występująca jako neutralna zawodniczka nie dawała Świątek uciec, ale w końcu w szóstym gemie naszej reprezentantce udało się przełamać. Był to przełomowy moment. Podopieczna Tomasza Wiktorowskiego zdobyła breaka po bardzo długim gemie, w którym przewagę wcześniej za każdym razem miała Sabałenka. Taki obrót spraw podciął rywalce naszej tenisistki skrzydła i kolejne dwa gemy były już formalnością. Po 83 minutach gry Iga Świątek mogła się cieszyć z kolejnego trofeum. Warto zwrócić uwagę na statystyki serwisowe z tego spotkania. Obydwie tenisistki zagrywały dość bezpiecznie. Miały ponad 90% celności pierwszego podania, ale żadnego asa, co jest szokujące szczególnie w przypadku Białorusinki. W całym meczu łącznie siedem razy zawodniczki musiały sięgać po drugi serwis i… tylko jeden z nich (Igi Świątek) był celny.


Wyniki

Finał

Iga Świątek (Polska, 1) – Aryna Sabałenka (3) 6:2, 6:2

Mistrz olimpijski zakończył karierę

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Podczas turnieju w Barcelonie karierę zakończył Marc Lopez. Hiszpan, będący od niedawna w sztabie Rafaela Nadala, w 2016 roku sięgnął u boku 21-krotnego mistrza wielkoszlemowego po złoty medal olimpijski. W swoim dorobku ma też tytuł wielkoszlemowy.

Kończący niebawem 40 lat tenisista z Barcelony od lipca ubiegłego roku nie zagrał w żadnym turnieju. Wówczas, w parze ze swoim rodakiem Jaume Munarem, przegrał w pierwszej rundzie turnieju w Kitzbuhel. Od początku sezonu Marc Lopez jest w sztabie szkoleniowym Rafy Nadala, co zdecydowanie zasugerowało, że niebawem ogłosi zakończenie profesjonalnej sportowej kariery. Nastąpiło to w tym tygodniu w jego rodzinnej Barcelonie.

Wystąpił w turnieju debla u boku innego hiszpańskiego weterana – Feliciano Lopeza. Sensacyjnie pokonali w pierwszej rundzie rozstawionych z „1” Amerykanina Rajeeva Rama i Brytyjczyka Joe Salisbury’ego, bo niezwykle wyrównanym meczu. W drugiej fazie turnieju nie wyszli jednak na kort, oddając walkowerem mecz z Holendrem Wesley’em Koolhofem i Brytyjczykiem Nealem Skupskim.

W trakcie swojej kariery Marc Lopez rywalizował głównie w deblu, a największe sukcesy odnosił w 2016 roku. Wówczas to z Feliciano Lopezem wygrali Roland Garros, a z Rafaelem Nadalem złoto igrzysk w Rio de Janeiro. Poza tym kończący karierę zawodnik jeszcze trzykrotnie grał w finałach wielkoszlemowych. W 2014 roku, u boku Marcela Granollersa, przegrywał w Paryżu i w Nowym Jorku. W 2017 roku z Feliciano Lopezem ponownie nie powiodło mu się w meczu o puchar w US Open. Już w 2013 roku wspiął się za to na trzecie miejsce w deblowym rankingu ATP. Sezon wcześniej jemu i Granollersowi udało się wygrać zawody ATP Finals.