Mistrzyni wielkoszlemowa w deblu kończy karierę

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: Punto de Break, własne, foto: AFP

Jedna z weteranek światowych kortów mówi „dość”. Kveta Peschke postanowiła przejść na emeryturę. Kończąca w lipcu 47 lat tenisistka przez lata była jedną z czołowych deblistek i w trakcie swojej kariery sięgnęła po wielkoszlemowy tytuł. Jeden z największych sukcesów odniosła u boku Marcina Matkowskiego.

To była bogata i niezwykle długa kariera. Kveta Peschke, wówczas jeszcze pod panieńskim nazwiskiem Hrdliczkova, pierwsze kroki w profesjonalnym tenisie stawiała w 1993 roku. Zatem niemal przez 30 lat Czeszka rywalizowała wśród seniorów.

Jej singlowa kariera była średnio udana i regularne występy w grze pojedynczej zakończyła już w 2007 roku. W rankingu WTA singlistek wspięła się najwyżej na 26. miejsce w 2005 roku. Wcześniej w tym samym sezonie grała w czwartej rundzie Wimbledonu. Wygrała jeden turniej cyklu WTA. W 1998 roku była najlepsza w chorwackiej Makarasce. W jedynej edycji turnieju na dalmatyńskim wybrzeżu przeszła przez kwalifikacje i wszystkie rundy turnieju głównego, by w finale z łatwością pokonać Chinkę Li Fang.

Dużo lepiej wiodło jej się w deblu. W grze podwójnej wygrała w 2011 roku Wimbledon w parze ze Słowenką Katariną Srebotnik. Po tym sukcesie została też liderką rankingu deblistek. W wielkoszlemowych finałach grała poza tym jeszcze dwukrotnie. Już wcześniej, w 2010 roku, również u boku Srebotnik, była w finale Roland Garros. W 2018 roku znów grała o tytuł w Londynie, jednak razem z Amerykanką Nicole Melichar musiały uznać wyższość innych Czeszek – Barbory Krejczikovej i Katerziny Siniakovej.

Niedosyt może odczuwać w przypadku miksta. Trzykrotnie docierała do finału US Open, ale nigdy nie zdołała sięgnąć po główne trofeum. W 2006 roku razem ze swoim rodakiem Martinem Dammem przegrali z reprezentującymi USA Martiną Navratilovą i Bobem Bryanem. Cztery lata później o tytuł grała razem z Pakistańczykiem Aisamem-ul-Haqiem Qureshim, ale znów górą byli Amerykanie – Bob Bryan i Liezel Huber. Wreszcie, w 2012 roku, nie udało się wygrać w parze z Marcinem Matkowskim. Tym razem było najbliżej. Mecz rozstrzygnął się bowiem wynikiem 12:10 w super tiebreaku. Jednakże na korzyść Rosjanki Jekateriny Makarowej i Brazylijczyka Bruno Soaresa.

W tym tygodniu Peschke rywalizowała u boku Słowaczki Terezy Mihalikovej w Charleston. Już w pierwszej rundzie uległy one jednak Kazaszce Annie Danilinie i grającej neutralnie Białorusince Aliaksandrze Sasnowicz. Okazało się, że był to ostatni występ legendarnej Czeszki.

Monte Carlo. Hurkacz-Monfils hitem pierwszej rundy

/ Lena Hodorowicz , źródło: własne/www.twitter.com, foto: AFP

Hubert Hurkacz zmierzy się z Gaelem Monfilsem w pierwszej rundzie Rolex Monte-Carlo Masters. Najwyżej rozstawiony w turnieju będzie Novak Dżoković. Kamil Majchrzak zagra w kwalifikacjach.

Pierwszy duży turniej na kortach ziemnych rusza już za kilka dni. W piątek zawodnicy poznali nazwiska pierwszych rywali. Rozstawiony z numerem „11” Hubert Hurkacz rozpocznie od meczu z Gaelem Monfilsem. Spotkanie Polaka z Francuzem zapowiada się jako jedno z najciekawszych wśród wszystkich meczów pierwszej rundy w Monako. Będzie to ich trzeci pojedynek – dwa poprzednie odbyły się w 2019 roku. W Montrealu bez większych problemów wygrał Francuz, a w Szanghaju zwyciężył nasz tenisista. W tej samej ćwiartce co Hubert Hurkacz znaleźli się także między innymi Cameron Norrie i Casper Ruud.

Z „jedynką” w imprezie występuje Novak Dżoković. Serb ma w pierwszej rundzie wolny los. Jego rywala w drugiej rundzie wyłoni starcie Alejandro Davidovicha Fokiny z Marcosem Gironem. Pierwszym rozstawionym zawodnikiem, z którym potencjalnie może zmierzyć się Serb, jest Roberto Bautista Agut. W ćwierćfinale imprezy może natomiast dojść do spotkania Novaka Dżokovicia z Carlosem Alcarazem. 18-latek także ma na początek wolny los, a w drugiej rundzie zmierzy się z Sebastianem Kordą lub Boticem Van de Zandschulpem. W pierwszej ćwiartce drabinki znalazł się też Jo-Wilfried Tsonga, który ogłosił, że tegoroczny Roland Garros będzie jego ostatnim turniejem w karierze. W Monte-Carlo Francuz wystąpi z dziką kartą, a jego pierwszym przeciwnikiem będzie Marin Czilić.

Dolną połówkę drabinki otwiera Felix Auger-Aliassime. W pobliżu Kanadyjczyka znajdują się Lorenzo Musetti, Benoit Paire, Marton Fucsovics, Lloyd Harris, Karen Chaczanow i Diego Schwartzman. Obrońca tytułu, Stefanos Tsitsipas, spotka się w drugiej rundzie albo z Fabio Fogninim (triumfator turnieju z 2019 roku), albo z Arthurem Rinderknechem.

W Monte-Carlo wystąpi dwóch tenisistów, którzy przez wiele miesięcy zmagali się z kontuzjami i dopiero niedawno wznowili starty. Borna Czorić, który wrócił do rozgrywek w marcu, rozpocznie od meczu z Jannikiem Sinnerem. Obdarzony dziką kartą Stan Wawrinka zmierzy się natomiast z Alexandrem Bublikiem.

WTA. Pliszkowej walka ze sobą – ciąg dalszy.

/ Jakub Ślotała , źródło: własne/www.wtatennis.com, foto: AFP

Tenis to sport sprzyjający wielu kontuzjom. Obciążenia stawów, dynamiczne zwroty i nagłe zrywy nie są dobre dla zdrowia w dłuższej perspektywie. Historia zna wiele przypadków, kiedy talent i potencjał były brutalnie hamowane przez urazy. Na rozstaju dróg zdaje się być Karolina Pliszkowa, która nie może się odnaleźć w swoim powrocie na kort.

Czeszka ma za sobą niezły sezon. Utrzymała swój status zawodniczki z TOP 10, w którym pozostaje od 2015 roku. Pomimo braku końcowych triumfów, dotarła do finału w Rzymie, Montrealu i przede wszystkim na kortach Wimbledonu. Rywalizację kończyła w listopadzie jako czwarta rakieta świata i nic nie zwiastowało trudności, jakie przyniósł jej rok 2022. Wszystko dlatego, że w trakcie okresu przygotowawczego uległa kontuzji nadgarstka podczas pracy na siłowni.

– Niektóre dni są gorsze, niż inne. Niestety nie będzie mnie przez jakiś czas i nie będę mogła rywalizować w moich ulubionych turniejach Australii. Ale czas i wiara mogą uleczyć wszystko – pisała na swoim Twitterze w połowie grudnia.

Rzeczywistość pokazuje, że leczenie to jedno, a powrót do optymalnej dyspozycji to zupełnie inna bajka. Karolina wróciła do gry na na początku Marca w Indian Wells. To niemal dokładnie cztery miesiące od jej poprzedniego spotkania na zawodowych kortach. Od tego czasu rozegrała cztery mecze. Trzy z nich to przegrane z zawodniczkami z czołowej setki rankingu. Jedyna wygrana, po ciężkim, niemal 3-godzinnym meczu, została zdobyta w starciu z Ukrainką Katariną Zawacką, klasyfikowaną na pozycji 215.

Wspomniane zawodniczki z czołowej setki to odpowiednio Kovinić (65.), Kalinska (76.) oraz w bieżącym tygodniu Aleksandrowa (54.). W rezultacie, z tenisistki, która kilka miesięcy temu wygrywała mecze w turnieju mistrzyń, mamy zawodniczkę, dla której każde spotkanie z dużo niżej sklasyfikowanymi rywalkami jest dużym wyzwaniem. Nie ona pierwsza przekonała się, jak ciężko wrócić do oczekiwanej formy. Niemniej, życzymy byłej liderce rankingu szybkiego powrotu do rywalizacji na wysokim poziomie.

 

Mouratoglou trenerem Halep!

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: Twitter, WTA, foto: AFP

Simona Halep znalazła nowego trenera. Rumunka nawiązała współpracę Patrickiem Mouratoglou. Właściciel słynnej szkółki poinformował o tym, że zasiądzie w boksie byłej liderki rankingu na Twitterze. Halep minionej jesieni zakończyła współpracę ze swoim wieloletnim szkoleniowcem Darrenem Cahillem.

We wrześniu, po sześciu latach pracy (z przerwą na większość sezonu 2019), Simona Halep pożegnała się z Darrenem Cahillem. Australijczyk doprowadził Rumunkę do jej największych sukcesów. Wśród nich był tytuł wielkoszlemowy w Roland Garros 2018, a także wiele tygodni spędzonych na czele rankingu WTA. Tenisistka z Konstancy postanowiła jednak parę miesięcy temu, że czas na zmiany. Od tamtego czasu opiekowali się nią Adrian Marcu, który prowadził ją w 2013 roku oraz Daniel Dobre, który zastępował Cahilla w 2019 roku. Pod okiem tego drugiego Halep wygrała wówczas Wimbledon.

Okazało się, że było to tymczasowe rozwiązanie. W czwartek Patrick Mouratoglou poinformował, że on został nowym trenerem Rumunki. Francuski szkoleniowiec sławę zyskał przede wszystkim będąc przez ostatnie 10 lat coachem Sereny Williams. Amerykanka od dłuższego czasu nie pojawiła się jednak w żadnych zawodach, a Mouratoglou przyznał, że przez ostatnie osiem miesięcy brakowało mu trenowania jednej z czołowych tenisistek.

Halep odwiedziła szkółkę Francuza przed Indian Wells i po tygodniu treningów tam, zapytała o to, czy mógłby zostać jej trenerem. Wówczas odmówił, ale teraz, po rozmowie z Williams, znalazł czas dla dochodzącej do siebie po kontuzji tenisistki „przynajmniej krótkookresowo”.

W ostatnich latach, poza trenowaniem Williams, doradzał innej amerykance – Coco Gauff – oraz Stefanosowi Tsitsipasowi, z którym sympatyzuje ze względu na swoje greckie pochodzenie.

Debel Ukraiński, czyli legendarna impreza

/ Jakub Karbownik , źródło: własne, foto: własne

W pierwszą sobotę kwietnia na kortach Klubu Tenisowego Break Warszawa odbył się turniej, jakiego dawno nie widziano w środowisku tenisowym. Ponad 100 osób wzięło udział w wydarzeniu, z którego przychód został przeznaczony na pomoc ogarniętej wojskową agresją rosyjską Ukrainie.

Środowisko tenisowe to jedna wielka rodzina, która nie raz już udowodniła, że w sytuacji kryzysowej potrafi się „skrzyknąć” i działać w słusznej wierze. Nie inaczej było w obliczu agresji rosyjskiej na Ukrainie. A jak tenisiści potrafią działać szybko i skutecznie, o tym świadczy turniej „Ukraiński debel”.

Mało czasu, więc trzeba działać

– Można powiedzieć, że był to sprint. Dokładnie 10 dni zajęło nam zaplanowanie, wdrożenie i realizacja projektu. Nie było łatwo, ale gdy ma się taką motywację i wspaniały cel, wszystko jest możliwe i nic nie może stanąć na przeszkodzie. Nawet pogodowy armagedon! – opowiedział o narodzinach inicjatywy Michał Caruk, prezes Klubu Tenisowego Break.

W trakcie imprezy zaplanowano rywalizację deblową drużyn trzyosobowych, a także licytację przeróżnych gadżetów przekazanych przez duże grono wspierających. W tym miejscu warto wymienić Polski Związek Tenisowy dzięki któremu można było stać się posiadaczem biletu VIP na mecz Polska-Rumunia w ramach rozgrywek Billie Jean King Cup, który zostanie rozegrany w dniach 15-16 kwietnia w Radomiu, stroje podpisane przez Łukasza Kubota (dzięki upjrzemości Akademia Tenisowa Tenis Kozerki) , Agnieszkę Radwańską (dzięki uprzejmości WKT Mera Warszawa), Marcina Matkowskiego (dzięki uprzejmności Bolesława Szmyda) czy Huberta Hurkacza (dzięki uprzejmności Klubowy Tenisowemu Tenes) czy zabytkowe rakiety tenisowe od doktora Jerzego Zielińskiego.

– licytacja stanowić miała, pierwotnie krótki epizod, podobnie jak losowanie nagród, które pozyskiwaliśmy od naszych Patronów, Klubów współorganizujących oraz od sponsorów wydarzenia. Jednak podobnie jak cała impreza, temat ewoluował i ostatecznie zrobiło się z tego niesamowite szoł i trudno tutaj wymieniać kolejno wszystkie gadżety, dość powiedzieć, że łączna pula nagród uzbierała się w wysokości ponad 20 tys zł a zebranych środków naliczyliśmy już przeszło 30 tys zł. Z czego prawie 10 tys uzbieraliśmy podczas licytacji a kolejne 10 tys przekazało jako darowiznę na zakup darów PZT – opowiedział o licytacji Michał Caruk.

W turnieju wzięło udział łącznie osiemnaście drużyn trzyosobowych, które rywalizowały w meczach deblowych rozgrywanych na tradycyjnych zasadach. Z tą różnicą, że gra toczyła się nie do wygrania seta czy dwóch, a każdy mecz trwał 30 minut. Ostatecznie w finale spotkały się drużyny w składzie – Nadia Rendecka, Maks Górski, Wojciech Stuchlik z jednej strony siatki i Kasia Kowalczyk, Janek Caruk, Maciek Wysocki z drugiej strony. Po stojącym na wysokim poziomie spotkaniu górą była ekipa Nadii, Maksa i Wojtka, która wygrała 7:4.

Kończymy turniej, zaczynamy działania

Jednak koniec imprezy to nie koniec pomocy potrzebującym. Teraz dary, które udało się pozyskać, zostaną przekazane potrzebującym. Tak samo z pozyskanych środków zostaną zakupione potrzebne rzeczy.

– Z racji na nieoczekiwaną i dość zaskakującą w swojej skali pomoc od Burmistrza Miasta Sierpc Pana Jarosława Perzyńskiego oraz Eamon Sullivan The Pallet Network i Irlandii, którzy przekazali dosłownie pół TIRa darów. Zatem można powiedzieć, że mamy pewnego rodzaju komfort i teraz prowadzimy rozmowy z dwoma odbiorcami i bezpośrednimi dysponentami darów, tj Max Pautov wolontariusz ze Lwowa oraz Vasyl Stodolny żołnierz oddziału medycznego z Kijowa. Dary trafią do nich i będą dystrybuowane dla najpotrzebniejszych instytucji i osób w tych dwóch miastach, tj szpitale, żołnierze walczący na froncie w Kijowie, Sierocińce, punkty recepcyjne, szkoły i przedszkola, ale także schroniska dla zwierząt, które mają tam teraz także straszny czas.. Mamy pewność, że wszystko trafi do miejsc najbardziej potrzebujących tej pomocy i to było podstawą do rozpoczęcia naszych działań humanitarnych.

Impreza zorganizowana przez KT Break to nie pierwsza pomoc jaką klub zorganizował dla potrzebujących na Ukrainie.

– Tak to prawda, właściwie od początku napaści na Ukrainę staramy się pomagać i robić co możemy. Zrobiliśmy już w Klubie łącznie 3 zbiórki darów z czego pierwsza, głównie w postaci pakietów żywnościowych trafiła do głodnych i wyziębionych uchodźców, stojących na granicy w gigantycznych kolejkach, kolejne dwie z przejechały już granice i dotarły do konkretnych odbiorców we Lwowie. Przewozimy jednocześnie uchodźców z Ukrainy oraz z granicy w głąb Polski, działając wraz z Grupą Transgraniczną i jeżdżąc w zorganizowanych konwojach humanitarnych, pod banderami czerwonego krzyża. Zaprosiliśmy także nieodpłatnie kilkoro młodych tenisistów uciekających przed wojną, oferując treningu, sparingi. Wiele także rodzin, nie mających dachu nad głową udało się ulokować u naszych przyjaciół Klubowych. Ponadto dwa tygodnie przed imprezą, która odbyła się na naszych kortach, byliśmy także współorganizatorem turnieju Charytatywnego, który odbył się na kortach „Perun” Wesoła. Tam udało się zebrać ponad 8 tys zł, które to zostały przekazane na PAH. Pomagamy jak tylko potrafimy i możemy i będziemy to robić tak długo jak tylko będzie to potrzebne.

Już następnego dnia po zakończeniu imprezy rozpoczęło się segregowanie darów, a część żywności już pojechała do Lwowa. Kolejny etapem jest stworzenie „Tenisowego konwoju humanitarnego”, który pojedzie do stolicy Ukrainy.

Organizator bardzo podkreśla wkład tak wielu wspaniały osób w ten i poprzednie przedsięwzięcia, bez których wsparcia, dobrych słów, fluidów i konkretnych działań, nic można by było wiele zdziałać i daleko zajechać. Impreza mogła się odbyć dzięki pomocy i wsparciu ze strony Polskiego Związku Tenisowego, Warszawsko-Mazowieckiego Związku Tenisowego, Burmistrza Miasta Sierpc Jarosława Perzyńskiego oraz grona klubów tenisowych: KT Break, FRT Orlica, Mera Warszawa, Tiebreak, Sporteam, Perun wesoła, ATZ Tenispoint, TSL, Fitness Break, Denzee, Tenisówka, Mind sport, Spojnia Górna, Spojnia Dolna, Orzeł, FRT, Korty Praga, Radość 90, WSG, Marciszewski, Miedzeszyn, Hutnik Warszawa, Akademia Tenisowa Tenis Kozerki, Klub Tenisow Tenes, Eskadra Rembertów oraz SamFan. Turniej można było rozegrać dzięki piłkom przekazanym przez Magdalenę Rejniak – Romer, a patronat medialny nad wydarzeniem objął Magazyn Tenisklub.

Świątek: ostatnie tygodnie były szalone, interesujące, trochę hardkorowe

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: AFP

Iga Świątek w poście na Instagramie podsumowała ostatni, jakże bogaty w osiągnięcia, okres w swojej karierze. – Jednego dnia jestem w 100% skupiona na swojej grze podczas meczu, a w kolejnym dociera do mnie, że jestem numerem 1 na świecie – napisała nasza reprezentantka. 

W ostatnich tygodniach Iga Świątek wyrosła na największą gwiazdę kobiecego tenisa. Polka wygrała trzy duże turnieje z rzędu, w pokonanym polu zostawiając m.in. Naomi Osakę, Petrę Kvitovą i dwukrotnie Marię Sakkari. Co więcej, doskonała forma nałożyła się w czasie z decyzją Ashleigh Barty o zakończeniu kariery. Na szczycie rankingu WTA doszło więc do zmiany i od poniedziałku to Świątek zasiada w fotelu liderki.

Dla Świątek to na pewno niesamowite chwile, choć w jednym z wcześniejszych postów zaznaczyła, że ,,raczej nie skupia się na liczbach i miejscu w rankingu”. Objęcie prowadzenia w rankingu WTA to jednak absolutnie wyjątkowe osiągnięcie, o którym marzy każda tenisistka.

– Co za czas… Jednego dnia jestem w 100% skupiona na swojej grze podczas meczu, a w kolejnym dociera do mnie, że jestem numerem 1 na świecie – napisała Polka w poście na Instagramie. Przypomnijmy, że zwycięstwo pieczętujące awans na pierwsze miejsce w rankingu WTA miało miejsce w 2. rundzie turnieju w Miami. Później Świątek wygrała jeszcze pięć spotkań, a zarazem cały turniej.

– To sporo do przepracowania i oswajam się z tym każdego dnia w swoim własnym tempie. Pewnie zajmie mi to trochę czasu, ale co też ważne – jestem tym bardzo podekscytowana – dodała Polka, która niebawem wystąpi w meczu przeciwko Rumunii. Do spotkania rozgrywanego w ramach Pucharu Billie Jean King dojdzie w Radomiu w dniach 15-16 kwietnia.

– Ostatnie tygodnie były interesujące, szalone, trochę też hardkorowe, ale cieszę się, że mimo wszystko udało mi się trochę odpocząć po finale w Miami. Każda minuta poza kortem to cenny i bardzo mi potrzebny odpoczynek. A tymczasem… wracam do pracy – napisała Świątek.

W ramach wspomnianego odpoczynku Polka wybrała się m.in. na mecz NBA drużyny Miami Heat. Została obdarowana koszulką klubową ze swoim nazwiskiem. Oczywiście z numerem 1.

Charleston. Dwa zwycięstwa jednego dnia. Wspaniała postawa Magdy Linette

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: AFP

Za Magdą Linette niezwykle pracowity dzień. Polka spędziła na korcie ponad cztery i pół godziny, a olbrzymi wysiłek zaowocował awansem do ćwierćfinału turnieju WTA 500 w Charleston. Teraz na jej drodze stanie Jekaterina Aleksandrowa. 

Pogoda w Charleston nie rozpieszcza i w czwartek nie pozostawiła organizatorom wyboru. Jeśli zgodnie z planem chcieli wyłonić tego dnia wyłonić ćwierćfinalistki, część zawodniczek musiała rozegrać po dwa spotkania. W tym gronie znalazła się Magda Linette. Poznanianka najpierw sprawiła dużą niespodziankę, pokonując Leylah Fernandez, o czym szerzej pisaliśmy TUTAJ, a później wygrała jeszcze z Kaią Kanepi.

Skuteczna gra Linette bardzo cieszy, bowiem ostatnie miesiące nie należały do najlepszych w jej karierze. Poprzednim turniejem, w którym wygrała dwa mecze w turnieju głównym, był niewielki, rozgrywany w Cleveland Tennis in the Land. Polka dotarła w nim do półfinału, po drodze pokonując najwyżej rozstawioną Darię Kasatkinę. Od tamtego sukcesu minęło jednak już ponad siedem miesięcy.

W Charleston Linette wiedzie się jednak świetnie i do dwóch zwycięstw w turnieju głównym wystarczyło raptem kilka godzin. Poznanianka zostawiła mnóstwo sił na korcie, ale może być z siebie niezwykle zadowolona.

Zwycięstwo nad Kanepi umożliwiła bardzo dobra gra na returnie. Polka wykorzystała ponad połowę break-pointów i w sumie aż pięciokrotnie przełamała przeciwniczkę. Przy podaniu Kanepi mogła też zakończyć cały pojedynek, lecz akurat wtedy Estonka się wybrobiła. Po zmianie stron wątpliwości zostały rozwiane. Linette postawiła kropkę nad ,,i”, pieczętując zwycięstwo 6:3, 4:6, 6:2.

Kolejną rywalką Polki będzie Jekaterina Aleksandrowa. Lepsza z tej pary awansuje do półfinału. To jednak nie wszystko, co czeka Linette w piątek. Do rozegrania pozostał jej bowiem jeszcze zaległy mecz gry podwójnej, w którym jedną z rywalek będzie Alicja Rosolska.


Wyniki

Mecz 1/8 finału:

Magda Linette (Polska) – Kaia Kanepi (Estonia) 6:3, 4:6, 6:2

Chwalińska musiała oddać mecz walkowerem

/ Bartosz Bieńkowski , źródło: własne, foto: LOTOS PZT Polish Tour

Maja Chwalińska brała udział w turnieju TUKS International w Pretorii o puli nagród 25 tysięcy dolarów. Polka musiała jednak wycofać się z imprezy, przez co oddała walkowerem mecz pierwszej rundy.

Chwalińska już przed tygodniem rywalizowała w Republice Południowej Afryce. W innym turnieju rozgrywanym w Pretorii – o większej puli nagród – odpadła w drugiej rundzie. Tym razem polska tenisistka nie rozegrała żadnego meczu.

Przyczyną takiego stanu rzeczy była kontuzja. Nie wiadomo jednak, jak jest poważna i czy wykluczy 20-latkę z występów w Radomiu. To właśnie w tym mieście Polska zmierzy się z reprezentacją Rumunii już w dniach 15-16 kwietnia.

Charleston. Linette przerywa złą passę po niesamowitym meczu!

/ Jakub Ślotała , źródło: własne, foto: AFP

Jedna od lat żmudnie buduje swoją pozycję w czołowej setce, druga, w nastoletnim wieku, szturmem wdarła się na tenisowe salony. Po niesamowitym dreszczowcu, Magda Linette wygrała z Laylah Fernandez w drugiej rundzie turnieju WTA 500 w Charleston.

Przed pojedynkiem w Charleston, zawodniczki miały okazję zmierzyć się ze sobą tylko raz. W 2020 roku 17-letnia wówczas Kanadyjka pokonała Polkę w 3-setowym pojedynku pierwszej rundy French Open. Przed czwartkowym spotkaniem, perspektywa każdej z zawodniczek znacząco się różniły. Fernandez na początku marca wróciła po kontuzji i od tego czasu wygrała turniej w Monterrey oraz dotarła do 1/8 w Indian Wells. Polka z kolei od sierpnia 2021 (Cleveland) nie mogła wygrać dwóch spotkań z rzędu w głównej drabince turniejowej cyklu WTA.

Mecz rozpoczął się w towarzystwie niespokojnej pogody. Wietrzne warunki gorzej zniosła Magda, która w swoim drugim gemie serwisowym popełniła dwa podwójne błędy. Kanadyjka dorzuciła od siebie jednego winnera i miała trzy szanse na przełamanie. Druga z nich została wykorzystana i to wystarczyło do wygrania pierwszej partii 6:3. Ze względu na ulewny deszcz, gra została przerwana przed ostatnim gemem serwisowym Fernandez, która wróciła po dwugodzinnej przerwie dopełnić formalności.

Drugi set rozpoczął się od stabilizacji pogody, a zarazem gry zawodniczek. Przez pierwsze siedem gemów obserwowaliśmy solidną postawę serwujących, które nie dały rywalce żadnych szans na przełamanie. Przełom nastąpił w ósmym gemie. Nieoczekiwanie, poziom gry Fernandez uległ pogorszeniu. Pojawił się podwójny błąd serwisowy, niewymuszone błędy, a bardzo solidna w tym secie Polka tylko na to czekała. Wykorzystała szansę na przełamanie i nie oddała prowadzenia w secie, koniec końców wygrywając 6:3.

Trzecia partia to kompletne szaleństwo i kwintesencja sportowej rywalizacji. Pierwsze dwa gemy zdominowane zostały przez Linette, a rywalka odpowiedziała tym samym w kolejnych dwóch. Następne rozdania to rollercoaster imponujących akcji przeplatanych błędami. W rezultacie zawodniczki konsekwentnie przegrywały swój serwis, aż do stanu 5:4 dla Linette. Dziesiąty i ostatni gem to idealne podsumowanie całego meczu. Siedem piłek meczowych, cztery na przełamanie, sprawdzanie śladów, niesamowity ładunek energii na korcie… Najważniejsze jednak, że wszystko zakończyło się po myśli Polki.

W trakcie spotkania dało się wyczuć, że sufit umiejętności finalistki US Open jest wyżej. Tym razem, na szczęście dla polskich kibiców, to solidność i regularność miały większy wpływ na końcowy rezultat. Wygrana ma dla Linette dodatkowy wymiar, ponieważ po raz pierwszy od sierpnia minionego roku przeszła poza drugą rundę turnieju rangi WTA.

Kolejną przeciwniczką poznanianki będzie Kaia Kanepi, która w w tych zawodach wyeliminowała już Magdalenę Fręch. Wyzwanie będzie dodatkowo utrudnione, ponieważ po wyczerpujących 2 godzinach i 40 minutach gry z Fernandez, Linette będzie mieć tylko kilka godzin na odpoczynek.


Wyniki

Druga runda singla

Magda Linette (Polska) – Leylah Annie Fernandez (Kanada, 7) 3:6, 6:3, 6:4