Korespondencja z Cancun, Adam Romer
Dziwne rzeczy działy się we wtorkowy wieczór podczas kolejnych meczów WTA Finals w Cancun. Najpierw Jessica Pegula wyraźnie ograła Arynę Sabalenkę, a potem heroiczny bój stoczyły Maria Sakkari z Jeleną Rybakiną. A do wszystkiego swoje trzy grosze dorzuciła pogoda
Po niedzielnych meczach można było przypuszczać, że pojedynek Sabalenki z Pegulą będzie starciem o zwycięstwo w grupie Bacalar. I być może tak było, choć z nieco zaskakującym zakończeniem.
– Od pierwszej piłki Aryna zdawała się jakaś niezadowolona ze swojej gry. Robiła miny, grymasy i co gorsza grała słabiej – mówił po meczu Żelisław Żyżyński, komentator Canal+, który już prawie od tygodnia jest w Cancun i z bliska obserwuje najpierw przygotowania, a od niedzieli mecze WTA Finals.
Rzeczywiście wydawało się jakby Białorusinka czuła się nieswojo na korcie. Mimo początkowego prowadzenia, dość wyraźnie przegrała pierwszy set.
W drugim również szybko dała się przełamać i oddała inicjatywę Peguli.
Choć akurat mówienie o oddaniu inicjatywy nie jest dobrym określeniem, bo Amerykanka grała solidnie do bólu dając kolejne szanse na psucie piłek rywalce. A Sabalenka z tych „szans” korzystała, szczodrze rozdając punkty.
Gdy już wydawało się, że jest po meczu – Pegula prowadziła 5:2, serwowała i miała 40:15 zdarzyło się coś zadziwiającego. Amerykanka popełniła dwa podwójne błędy serwisowe. Po chwili przegrała swój serwis. W kolejnym gemie nastąpił ciąg dalszy dziwnych rzeczy. Sabalenka szybko wystrzeliła trzy piłki w aut, ale przy 0:40 (kolejne trzy meczbole) zagrała wyjątkowo skutecznie. Miała potem nawet szanse na wygranie swojego podania, ale nie skorzystała i po najdłuższym chyba gemie meczu zakończyła spotkanie kolejnym niewymuszonym błędem.
Po meczu usłyszeliśmy kolejną, choć nieco zawoalowaną krytykę tego co dzieje się w Cancun.
– Na tym korcie nigdy do końca nie wiesz co się stanie. Raz piłka odbije się tak, że ci pomoże, a innym razem przeszkodzi. Do tego mam wrażenie, że ten kort jest tak wolny, że był wręcz idealny dla mojej rywalki – mówiła Sabalenka.
Po chwil jednak jakby się zmitygowała i dodała: – Ale ja ciągle mam szansę na awans i koncentruję się na sobie.
Szczególnie, że kolejny mecz wreszcie przyniósł widzom trzysetowe spotkanie, pierwsze w tegorocznym turnieju singlowym WTA Finals.
Po 20 minutach nic jednak na to nie wskazywało, bo Maria Sakkari w fatalnym stylu przegrała pierwszą partię 0:6. Gdy większość kibiców tenisa postawiła już na niej krzyżyk i poszło spać (w Europie było już grubo po pierwszej w nocy) Greczynka zaczęła grać o dwie klasy lepiej. Doprowadziła do tiebreaka i go wygrała!
Decydująca partia była niezwykle wyrównana. Obie tenisistki wygrywały swoje serwisy i o wszystkim zdecydowała końcówka seta, gdzie wszystko, jak często w takich sytuacjach rozstrzygnęło się w kolejnym tiebreaku.
W nim lepsza okazała się już Kazaszka czym mocno uprościła sytuację w grupie. W czwartek zagra z Sabalenką o awans, a całą grupę już wygrała Pegula.
Na koniec wydarzeń wtorkowych warto zauważyć, że oba mecze miały jeszcze jednego bohatera: wiatr, który wiał, kręcił, wirował i zdecydowanie wszystkim zawodniczkom uprzykrzał życie.
– Dziś i tak wiało mniej niż przed trzema dniami, także nie ma się czym przejmować – tonował nastoje Żyżyński, który przecież już od tygodnia śledzi pogodę w Cancun, więc doskonale wie, co mówi.
W środowych pojedynkach grupy Chetumal nie przed godziną 17.00 (23.00 czasyu polskiego zmierzą się Iga Świątek z Coco Gauff, a potem Ons Jabeur z Marketą Vondousovą.
Partnerem relacji medialnych z WTA Finals w Cancun są:
#HEADTennis

oraz @eFortuna
Wyniki
Wyniki wtorkowych meczów w grupie Bacalar:
Jessica Pegula (USA, 5) – Aryna Sabalenka (1) 6:4, 6:3;
Jelena Rybakina (Kazachstan, 4) – Maria Sakkari (Grecja, 8) 6:0, (4)6:7, 7:6(2)