Badosa wraca do gry. Wystąpi w finałach Billie Jean King Cup

/ Piotr Rutkowski , źródło: tennisworldusa.org, oprac. własne, foto: AFP

Paula Badosa (66. WTA) wraca do gry po dłuższej przerwie spowodowanej kontuzją kręgosłupa. W tym tygodniu Hiszpanka będzie reprezentować swój kraj na finałach Billie Jean King Cup. – Uwielbiam grać dla Hiszpanii, więc dla mnie jest to coś wyjątkowego – oznajmiła była wiceliderka rankingu WTA.

Od maja tego roku Badosa wystąpiła tylko w jednym turnieju – Wimbledonie. Wszystko przez złamanie kręgosłupa. Gdy wydawało się, że w tym sezonie już nie zagra ogłosiła niespodziewany powrót na finały Billie Jean King Cup, które nomen omen odbędą się w Sewilli.

To był dla mnie bardzo trudny rok. W końcu wracam, żeby grać przed własną publicznością, jako zespół. Uwielbiam grać dla Hiszpanii, więc dla mnie jest to coś wyjątkowego – oznajmiła była wiceliderka rankingu WTA.

Codziennie pracowałam z fizjoterapeutą. Chcieliśmy zrobić wszystko bym wróciła wcześniej, ale moje plecy nie reagowały dobrze, więc musiałam uzbroić się w cierpliwość. W końcu, pewnego dnia, nie czułam już bólu. Wtedy znów zaczęłam grać w tenisa – stwierdziła 25-latka dla oficjalnej strony Billie Jean King Cup.

W kontekście finałów Hiszpanka nie zapomniała o swoich wielkich rodaczkach – Arantxy Sanchez-Vicario i Conchicie Martinez. Poprowadziły one Hiszpanię do pięciu tytułów w latach dziewięćdziesiątych.

Arantxa i Conchita zawsze były dla mnie przykładem. Kiedy byłam małą dziewczynką, zawsze chciałam być taka jak one, jedną z najlepszych na świecie. Podobnie jak one, oczywiście bardzo chciałabym pewnego dnia wygrać Puchar Billie Jean King. Myślę, że mamy dobry zespół, czyli Sarę, Rebekę, Marinę i Cristinę, więc bardzo ciężko na to pracujemy. Zobaczymy, czy pewnego dnia uda nam się to osiągnąć – zakończyła była mistrzyni juniorskiego Rolanda Garrosa.

W grupie C finałów Billie Jean King Cup Hiszpania zmierzy się z Polską i Kanadą. Pierwszy mecz już 8 listopada. Iberyjki zmierzą się z tenisistkami z kraju klonowego liścia. Do dalszej fazy (półfinału – przyp. red.) awansuje tylko zwycięzca grupy.

Szczęśliwa Iga Świątek komentuje sukces w Cancun

/ Łukasz Duraj , źródło: https://www.wtatennis.com/, oprac. własne, foto: AFP

Iga Świątek pewnie wygrała mecz o trofeum w WTA Finals. Po ostatniej piłce Polka wygłosiła tradycyjną mowę oraz wzięła udział w konferencji prasowej.

Stawką spotkania Igi z Jessicą Pegulą było nie tylko zwycięstwo w turnieju w Cancun, ale także powrót na pierwsze miejsce światowego rankingu. Nasza reprezentantka osiągnęła oba te sukcesy, a po odebraniu pucharu stwierdziła:

Dziękuje fanom za dopingowanie nas. Ten tydzień nie był łatwy, ale sprawiliście, że stał się wyjątkowy. Zaczęłam trochę od końca, ale teraz chcę pogratulować Jessice udanego sezonu i utrzymywania dobrego poziomu w ostatnich latach. Nigdy nie gra się z tobą łatwo. Mam nadzieję, że wciąż będziemy robić postępy i spotkamy się w kolejnych finałach.

Jestem wdzięczna także sponsorom i całej obsłudze turnieju. Wam też nie było lekko. Dzięki wam atmosfera była wyjątkowa. Odczuwałyśmy waszą sympatię w wielu momentach.

– Nie zapominam rzecz jasna o mojej rodzinie i teamie. Dziękuje tacie oraz tym, którzy oglądali mnie w telewizji. Mieliśmy w tym sezonie lepsze i gorsze momenty, ale ten z pewnością jest z tych pierwszych. Jeśli będziemy nadal tak dobrze pracować, z pewnością osiągniemy jeszcze więcej – podsumowała mistrzyni.

Kolejne przemyślania Igi dziennikarze i kibice mogli usłyszeć na późniejszej konferencji prasowej. Pojawił się na niej wątek powrotu na fotel liderki rankingu. Świątek skomentowała to osiągnięcie, mówiąc:

Powrót na pierwsze miejsce to spełnienie marzeń. Nie sądziłam, że wydarzy się to jeszcze w tym sezonie. Miałam nadzieję, że kolejny rok może należeć do mnie i przynieść tę zmianę, ale okazuje się, że ciężka praca i skupienie się na właściwych rzeczach zadziałały już teraz. Jestem bardzo szczęśliwa.

Wciąż czuję wysoki poziom adrenaliny. Jestem z siebie niezwykle zadowolona i dumna. Ten tydzień był trudny, ale jednocześnie można nazwać go odbiciem całego sezonu. Udało mi się poradzić sobie ze wszystkimi przeszkodami, a wieloletnie doświadczenie sprawiło, że mogłam się tu dobrze zaprezentować.

– To, że Agnieszka Radwańska wygrała ten turniej, było ważne, bo pokazało nam Polakom, że można tego dokonać. Cieszę się, że mogę iść w jej ślady i dołożyć coś do tego dziedzictwa – podkreśliła raszynianka.

Kilka słów o finale powiedziała również pokonana Jessica Pegula. Amerykanka chwaliła swoją przeciwniczkę i dostrzegła błędy we własnej grze:

Iga była dziś bardzo solidna. Czułam, że wywiera na mnie sporo presji. Mam wrażenie, że w mojej grze wiele razy było wszystkiego za dużo, chciałam osiągnąć zbyt wiele jednym zagraniem. Nie wiem, dlaczego tak się stało. To był po prostu jeden z tych złych dni – opisywała 29-latka.

Po spotkaniu w Cancun bilans pojedynków Igi Świątek i Jessiki Peguli stał się jeszcze korzystniejszy dla Polki. Obecnie wynosi on 6-3.

Ranking WTA. Powrót królowej

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.wtatour.com, foto: AFP

Iga Świątek pokonała Jessicę Pegulę w finale turnieju WTA Finals 2023. Tym samym Polka sięgnęła po jeden najważniejszych swoich tytułów. Jednak również zapewniła sobie pierwsze miejsce na czele rankingu WTA na koniec 2023 roku.

Stawką poniedziałkowego finału turnieju w Cancun był nie tylko turniejowy triumf, ale również pozycja najlepszej tenisistki świata. By Iga Świątek ponownie mogła znaleźć się na szczycie, musiała w meczu o tytuł uporać sie z Jessicą Pegulą. Sytuacja była o tyle trudna, że Amerykanka tak jak Polka w Cancun nie tylko nie przegrała jeszcze meczu, ale również nie przegrała nawet seta. Jednak po niespełna godzinie gry stało się jasne kto jest najlepszą singlistką 51. edycji WTA Finals.

Wygrana nad tenisistką Buffalo oznaczała dla raszynianki również „zastrzyk” punktowy w rankingu WTA. Za wygraną w Meksyku Polce zostanie dopisane 1500 „oczek”. To sprawi, że od 13 listopada czterokrotna mistrzyni wielkoszlemowa ponownie będzie liderką światowego rankingu. Jej przewaga nad Aryną Sabalenką wynosić będzie 245 punktów.

To nie koniec dobrych wiadomości po meksykańskim turnieju. Jest szansa, że nasza najlepsza tenisistka może dłużej „posiedzieć” na fotelu liderki rankingu. Wszystko za sprawą ilości punktów jakie przyjdzie bronić Polce i Białorusince w styczniu. Konto Igi Świątek po styczniowych turniejach może zostać uszczuplone jedynie o 365 „oczek” (za występy w Australian Open oraz United Cup). Z kolei mistrzyni pierwszej w sezonie lewy Wielkiego Szlema może być uboższa o 2470 punktów. Stanie się tak w przypadku niepowodzenia na kortach w Adelajdzie oraz Melbourne Park.

Przed naszą najlepszą tenisistką teraz zasłużone wakacje. A do rywalizacji najprawdopodobniej wróci na kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia podczas zaplanowanego na 21-24 grudnia World Tennis League.

WTA Finals. Taki finał nie zdarza się co dzień

/ Jakub Karbownik , źródło: własne/www.wtatour.com, foto: AFP

Iga Świątek pokonała Jessicę Pegulę w finale turnieju WTA Finals w Cancun. W drugiej odsłonie spotkania Polka nie oddała rywalce nawet gema, wygrywając tym samym 23. seta w sezonie do zera. Ostatni pojedynek w Meksyku był jednym z najbardziej jednostronnych spotkań w historii kończącej sezon imprezy.

W 51-letniej historii turnieju dla ośmiu najlepszych singlistek danego sezonu mecze finałowy miały różny przebieg. Gdy w latach 1984-1998 panie rywalizowały zgodnie z formułą „best of five”, czyli do trzech wygranych setów, trzykrotnie do wyłonienia mistrzyni potrzebna była rywalizacje na pełnym, pięciosetowym dystansie. Jednak poza tym 15-letnim okresem, gdy mecze toczono do dwóch wygranych setów, nie brakowało też krótkich spotkań.

Trzykrotnie jedna z zawodniczek wygrywając spotkanie w dwóch odsłonach, jedną z nich wygrywała bez straty gema. Pierwszy raz ta sztuka udała się ośmiokrotnej triumfatorce imprezy – Martinie Navratilovej. Amerykanka w 1983 roku wygrała mecz przeciwko Christ Evert, pierwszej zwyciężczyni turnieju WTA Finals w historii, wynikiem 6:2, 6:0. Wynik znakomitej tenisistki powtórzyła dokładnie dwie dekady później Kim Clijsters. Belgijka również tylko dwa gemy oddała w meczu finałowym przeciwko Amelie Mauresmo. Trzeci przypadek, gdy triumfatorka kończyła finał z jednym „bajglem” na koncie miał miejsce w 2014 roku. To wówczas swój ostatni triumf w turnieju kończącym sezon zanotowała Serena Williams, a wygraną „okrasiła” wynikiem 6:3, 6:0, a po drugie stronie była Simona Halep.

Dziewięć lat od tamtego pojedynku w meczu finałowym mieliśmy kolejnego „bajgla”. Tym razem autorstwa Igi Świątek, która w meczu finałowym oddała Jessice Pegule jedynie gema co jest największą dominacją w historii spotkań finałowych WTA Finals.