Korespondencja z Cancun, Adam Romer
Prawie dobę dłużej niż zaplanowano musieliśmy czekać, by wyłonić finałową rywalkę Jessiki Peguli w WTA Finals. Ale było warto. Wreszcie zobaczyliśmy rewelacyjny mecz i co najważniejsze zwycięski dla Igi Świątek. Polka w poniedziałkowe, meksykańskie popołudnie, zagra o tytuł z Amerykanką
Po pogodowych perturbacjach ostatnich dni: mżawkach i ulewach pojawiających się nad Cancun, wiejącym wietrze, chwilami z prędkością 30 węzłów, w niedzielę wreszcie na korcie „Campo Paradisus” zapanowały niemal sterylne warunki.
Nic nie stanęło na przeszkodzie, by dokończyć półfinałowy mecz Igi Świątek z Aryną Sabalenką. Mecz, którego stawką był nie tylko awans do finału WTA Finals, ale także szansa na odzyskanie przez Polkę fotela liderki rankingu na koniec roku.
Mecz przerwano w sobotni wieczór przy stanie 2:1 30-30 dla Świątek, przy serwisie Białorusinki. Od pierwszej piłki obie tenisistki zagrały tenis, którego przez ostatnie kilka dni próżno było szukać na meksykańskim wybrzeżu. Z jednej strony pozwoliły na, wreszcie normalne, warunki pogodowe, ale z drugiej stawka meczu zmobilizowała obie do maksymalnej koncentracji od pierwszej piłki po wznowieniu.
Mecz ułożył się wręcz idealnie po myśli Polki. Dwie pierwsze piłki, które wygrała przyniosły jej przełamanie na 3:1 i pozwoliły nabrać wiatru w żagle (na szczęście tylko w tym przenośnym sensie). czŚwiątek bezbłędnie realizowała taktykę, w której zmuszała rywalkę do ciągłego biegania. Miała odpowiedź niemal na każde zagranie Sabalenki, która w miarę upływu kolejnych minut sięgała po coraz bardziej ryzykowne zagrania.
Iga rewelacyjnie serwowała, w pewnym momencie meczu miała wręcz nieprawdopodobną statystykę 100% wygranych piłek po drugim serwisie.
– Cóż mogę powiedzieć. Iga zagrała dziś rewelacyjnie. Była ode mnie zdecydowanie lepsza – powiedziała Sabalenka na samym wstępie swojej pomeczowej konferencji prasowej. Podobnie jak w rozmowie z dziennikarzami, także wcześniej na korcie Białorusinka wyraźnie podchodziła do Igi z dużym respektem. Z respektem za poziom gdy, co nie znaczy, że nie próbowała odwrócić losów meczu.
Gdy pierwszy set zakończył się wygraną Polki, po jednym, wspomnianym przełamaniu, Sabalenka nie zrezygnowała i walczyła dalej.
Początek drugiego seta był prawdziwą wymianą ciosów. Piłka fruwała z zawrotną prędkością z jednego na drugi koniec kortu. Mimo, że tenisistki nie wstrzymywały ręki, to wymiany trwały zaskakująco długo, a prędkości generowane przy poszczególnych zagraniach były imponujące.
– Iga wywierała na mnie wyjątkową presję swoimi zagraniami. Starałam się odpowiadać, ale niestety, dziś nie dawałam rady, by dotrzymać jej kroku – opowiadała Sabalenka.
W efekcie przyszły długie i zacięte gemy serwisowe Białorusinki, z który aż dwa zakończyły się przełamaniami. Tak rozpędzona Iga była praktycznie nie do zatrzymania i po meczu trwającym dokładnie 100 minut wygrała pierwszą pikę meczową.
– Można powiedzieć, że zrealizowałam dziś niemal wszystko co chciałam zrobić. Jaką ocenę bym sobie za ten mecz wystawiła? Piątkę… może z plusem – żartowała zwyciężczyni na pomeczowej konferencji.
Dała się jednak zaskoczyć redaktorowi Żelisławowi Żyżyńskiemu z Canal Plus, który zapytał czy wie co zrobiła dziś po raz pierwszy.
– Nie wiem… – odpowiedziała z bezradnym uśmiechem. – Pokonałaś pierwszy raz w karierze nr 1 światowego rankingu – odpowiedział za Polkę Żyżyński, czym wywołał dodatkowy uśmiech na twarzy Igi.
Polka odniosła się również do czekającej ją w poniedziałkowe popołudnie konfrontacji o tytuł.
– Jessica prezentuje się tutaj bardzo dobrze. To nie będzie łatwy mecz, ale dzisiejsza wygrana daje mi sporo pewności siebie, która pozwoli mi grać najlepiej jak potrafię – wyjaśniała.
Na pytanie co mogłaby do swojego tenisa „pożyczyć” z repertuaru zagrań Amerykanki odpowiedziała: – Mamy właściwie zupełnie inne style gry, więc trudno byłoby coś przenieść jeden do jednego, ale gdybym miała coś wybrać, to chyba jej umiejętność gdy przy siatce. Tak, chyba wybrałabym jej wolej – mówiła po chwili zastanowienia.
Polka szybko zniknęła po pomeczowych obowiązkach, wsiadając do samochodu z ojcem i Darią Abramowicz. Choć to niedziela, to dla niej turniej jeszcze się nie skończył i za niespełna kilkanaście godzin czeka ją kolejne trudne zadanie.
Mecz z Pegulą, obok samego tytułu mistrzyni, ma jeszcze dodatkową stawkę. Jeśli Polka, to rzutem na taśmę, swoim ostatnim meczem w sezonie, odzyska fotel liderki rankingu WTA, który straciła po tegorocznym US Open na rzecz Sabalenki.
– Jestem jakoś wyjątkowo spokojna, Iga zagrała dziś najlepszy mecz w sezonie. Jak w poniedziałek też się tak rozpędzi, to Jessika nie będzie miała szansy jej zatrzymać – powiedziała w gronie polskich dziennikarzy, na koniec konferencji Joanna Sakowicz-Kostecka. A w końcu wie co mówi, bo sama grała z sukcesami w tenisa, a dziś tenis komentuje dla stacji Canal Plus.
Finał singla odbędzie się w poniedziałek o godzinie 16.30 (22.30 czasu polskiego).
Przed nim o 13.30 rozegrany zostanie final gry podwójnej, w którym, niespodziewanie zmierzą się dwie pary, które z grup awansowały z drugich miejsc: Laura Siegemund z Wierą Zwonariową oraz Nicole Melichar-Martinez z Elen Perez. Obie pary swoje półfinały wygrały dopiero po supertiebreakach.
Partnerem relacji medialnych z WTA Finals w Cancun są:
#HEADTennis
@eFortuna
Wyniki
Wynik meczów półfinałowych WTA Finals:
Mecz Iga Świątek (Polska, 2) – Aryna Sabalenka (1) 6:3, 6:2;
Jessica Pegula (USA, 5) – Coco Gauff (USA, 3) 6:2, 6:1.