Rzym. Fognini lepszy w starciu weteranów, Dżoković poznał pierwszego rywala

/ Artur Kobryn , źródło: własne, atptour.com, foto: AFP

W środę w stolicy Włoch rozpoczął się ostatni tegoroczny turniej Masters 1000 na nawierzchni ziemnych. Z punktu widzenia lokalnych kibiców wydarzeniem dnia było zwycięstwo Fabio Fogniniego nad Andy Murrayem.

Podobnie jak to miało miejsce w Madrycie, także i zmagania w Rzymie zostały wydłużone do 12 dni. W dniu otwierającym rywalizację na pierwszy plan wysuwało się spotkanie Andy’ego Murraya z Fabio Fogninim. Potyczka ta zapowiadała się ciekawie nie tylko ze względu na ich sportowy dorobek i umiejętności, ale także momentami burzliwą historię poprzednich starć. W dużo lepszym nastawieniu do tego pojedynku mógł podchodzić Szkot. Przed kilkoma dniami wygrał on bowiem challengera w Aix-en-Provence. Włoch z kolei borykał się ostatnio z urazem stopy, a w całym sezonie zanotował jedynie dwa zwycięstwa w dziesięciu meczach.

Znany z nieprzewidywalności Fognini pokazał się jednak z bardzo dobrej strony, a panowie stoczyli zacięty, blisko trzygodzinny pojedynek. Włoch był w nim znacznie częściej aktywniejszą stroną i rozgrywane wymiany toczyły się głównie na jego warunkach. W premierowej odsłonie przełamał Murraya w trzecim gemie i to wystarczyło mu do zapisania jej na swoim koncie. Druga partia była z kolei jedną wielką huśtawka nastrojów i wahań formy obu graczy. Triumfator tych zawodów sprzed siedmiu lat prowadził w niej już 5:1, ale Fognini zdołał odrobić stratę dwóch przełamań. Gdy jednak miał szansę na doprowadzenie do remisu to ponownie stracił serwis i seta wygrał Szkot.

Decydująca rozgrywka była już znacznie mniej chaotyczna. Fognini wykorzystał break-pointa już na jej samym początku i zdobył zaliczkę, której nie oddał już do końca meczu. Zadecydowała o tym przede wszystkim wyśmienita dyspozycja 35-latka z San Remo przy własnym podaniu. We wszystkich gemach serwisowych w tej części gry przegrał zaledwie trzy punkty. Tym samym Szkot, po raz pierwszy w karierze, zaliczył piątą porażkę z rzędu w turniejach rangi Masters 1000. Triumfujący Włoch w kolejnym spotkaniu zmierzy się z kolei z Serbem, Miomirem Kecmanovicem.

W środę pierwsze zwycięstwo w imprezie zanotował też jej finalista sprzed 15 lat, Stan Wawrinka. Będący najstarszym zawodnikiem turnieju Szwajcar poradził sobie z Ilją Iwaszką, pokonując go bez straty seta. O trzecią rundę 38-latek z Lozanny będzie rywalizował z Grigorem Dimitrowem. Swój mecz wygrał także najmłodszy w całej drabince Arthur Fils. 18-latek po trzysetowej walce poradził sobie z argentyńskim kwalifikantem, Juanem Manuelem Cerundolo. Dla Francuza było to debiutanckie zwycięstwo w imprezie tej rangi. Jego następnym oponentem będzie rozstawiony z numerem siódmym, Holger Rune.

Przełomową dla siebie wygraną tego dnia zanotował też Yibing Wu. Sensacyjny triumfator turnieju w Dallas pokonał w trzech setach doświadczonego Richarda Gasqueta i po raz pierwszy mógł celebrować zwycięstwo na nawierzchni ziemnej na najwyższym szczeblu rozgrywek. Ponadto, swojego pierwszego rywala w imprezie poznał Novak Dżoković. Serb walkę o obronę zdobytego przed rokiem tytułu rozpocznie od starcia z Tomasem Martinem Etcheverrym. Debiutującemu w Rzymie Argentyńczykowi nie sprostał jedyny nastolatek w czołowej „setce” rankingu ATP, Luca Van Assche.


Wyniki

Pierwsza runda gry pojedynczej:

Tomas Martin Etcheverry (Argentyna) – Luca van Assche (Francja) 7:6(7), 6:3

Stan Wawrinka (Szwajcaria) – Ilja Iwaszka 6:2, 6:4

Marton Fucsovics (Węgry) – Filip Krajinović (Serbia) 6:4, 6:2

Alexandre Muller (Francja, Q) – Kyle Edmund (Wielka Brytania) 6:1, 6:3

Alexei Popyrin (Australia, Q) – Christopher O’Connell (Australia) 6:2, 7:6(5)

Roman Safiullin (Q) – Marcos Giron (USA) 6:4, 6:3

Fabio Fognini (Włochy, WC) – Andy Murray (Wielka Brytania) 6:4, 4:6, 6:4

Arthur Fils (Francja, Q) – Juan Manuel Cerundolo (Argentyna, Q) 6:1, 1:6, 6:4

Arthur Rinderknech (Francja) – Flavio Cobolli (Włochy, Q) 6:4, 6:3

Aleksander Bublik (Kazachstan) – Pedro Martinez (Hiszpania, Q) 6:3, 7:6(4)

Laslo Dżjere (Serbia) – Constant Lestienne (Francja) 6:1 i krecz

Cristian Garin (Chile) – Pedro Cachin (Argentyna) 6:4, 3:6, 7:6(5)

Gregoire Barrere (Francja) – Brandon Nakashima (USA) 6:3, 6:3

Yibing Wu (Chiny) – Richard Gasquet (Francja) 3:6, 6:3, 6:3

Sebastian Baez (Argentyna) – Juan Pablo Varillas (Peru) 7:5, 6:3

Thanasi Kokkinakis (Australia, Q) – Jaume Munar (Hiszpania) 4:2 i krecz

BJKC. Polska z „dziką kartą” do turnieju finałowego

/ Anna Niemiec , źródło: materiały PZT/własne, foto: AFP

Reprezentacja Biało-Czerwonych wystąpi w turnieju finałowym Billie Jean King Cup, który odbędzie się w dniach 5-12 listopada w Sewilli. Polska drużyna otrzymała „dziką kartę” od Międzynarodowej Federacji Tenisa.

W połowie kwietnia podopieczne Dawida Celta przegrały na wyjeździe z Kazachstanem 1:3. Gospodynie mogły liczyć na pomoc siódmej rakiety świata, Jeleny Rybakina, a nasza drużyna wystąpiła osłabiona brakiem Igi Świątek i Magdy Linette. Po przegranej z Kazachstanem Polski Związek Tenisowy od razu wystąpił do ITF o przyznanie polskiej drużynie „dzikiej karty”. – Konieczne było szybkie podjęcie odpowiednich kroków. Zanim wysłaliśmy list w tej sprawie do Prezydenta Międzynarodowej Federacji Tenisowej Davida Haggerty’ego, konsultowaliśmy część jego treści z teamem Igi Świątek – wyjaśnił prezes PZT Dariusz Łukaszewski. – Dlatego wierzymy, że w Sewilli wystąpimy w najmocniejszym składzie: z Igą, Magdą Linette, Magdaleną Fręch i Alicją Rosolską. Liczymy też, że nasza drużyna powalczy o trofeum. Bardzo się cieszymy z tego wyróżnienia dla naszej drużyny, bo to dowód uznania dla rosnącej siły kobiecego tenisa w Polsce.

Pewne gry BJKC Finals 2023 były broniące trofeum Szwajcarki oraz ich finałowe Australijki. Dziewięć kolejnych ekip wyłoniły kwietniowe mecze kwalifikacyjne, w których zwycięstwa odniosły: Czechy, USA, Francja, Włochy, Kanada, Niemcy, Słowenia, Kazachstan i Hiszpania, której ITF powierzył organizację turnieju. W tej sytuacji ostatnie wolne miejsce w imprezie obsadzone zostało na podstawie „dzikiej karcie”. W pierwszej fazie finałowego turnieju drużyny będą rywalizować podzielone na cztery grupy, po trzy zespoły, więc każdy rozegra dwa mecze. Zwyciężczynie grup awansują do półfinałów. Losowanie odbędzie się w środę 24 maja w Londynie.

Rzym. Fręch wyszarpała zwycięstwo

/ Anna Niemiec , źródło: własne, foto: AFP

Magdalena Fręch po przejściu kwalifikacji poszła za ciosem i awansowała do drugiej rundy turnieju głównego Internazionali BNL d’Italia. Po meczu pełnym wzlotów i upadków Polka pokonała Matilde Paoletti.

Spotkanie lepiej rozpoczęła łodzianka, która odebrała podanie rywalce już w drugim gemie. W kolejnych minutach kontrolę nad przebiegiem gry przejęła jednak faworytka gospodarzy. Podopieczna Andrzeja Kobierskiego trochę za bardzo się wycofała i oddała inicjatywę rywalce. Włoszka wykorzystywała krótsze piłki zagrywane przez trzecią rakietę Polski i dyktowała warunki na korcie forhandem, dzięki czemu wygrał trzy gemy z rzędu i miała trzy okazje na 4:2, ale żadnej z nich nie wykorzystała i na tablicy pokazał się wynik 3:3. Paoletti przez cały czas była jednak bardziej aktywną stroną na korcie. Taka postawa przyniosła efekt w postaci „breaka”w dziewiątym gemie, dzięki czemu chwilę później niżej sklasyfikowana z tenisistek zapisała pierwszego seta na swoim koncie.

Drugą odsłonę spotkanie tenisistki rozpoczęły od wzajemnych przełamań. Przy wyniku 2:1 dla łodzianki tenisistki musiały przerwać grę na kilka minut z powodu opadów deszczu. Po powrocie na kort Polka wciąż była daleka od swojej najlepszej dyspozycji, ale widać było, że próbuje zmusić się do trochę bardziej dynamicznej i aktywnej gry. Podopieczna Andrzeja Kobierskiego stopniowo zaczęła zdobywać coraz większą przewagę na korcie i dzięki przełamaniu w szóstym gemie odskoczyła na 5:2. Emocjonujący przebieg miał w ósmym gemie, w którym 25-latka z Łodzi od stanu 0:40 przy serwisie rywalki wygrała pięć kolejnych punktów i wypracowała sobie pierwszą piłkę setową. Paoletti zniwelowała ją jednak, tak jak dwie kolejne i miała szansę, żeby utrzymać podanie. Nie wykorzystała jej jednak, a chwilę później Fręch drive-volleyem z backhandu po linii wywalczyła czwartą piłkę setowej, przy której rywalka popełniła już podwójny błąd serwisowy.

Na początku decydujące partii reprezentantka Biało-Czerwonych ponownie trochę zgasła. Włoszka zdobyła przełamanie w trzecim gemie, a przy wyniku 3:1 miała dwie okazje, żeby wyjść na prowadzenie z podwójnym „breakiem”. Polka w porę opanowała jednak sytuację. Utrzymała podanie, a w kolejnych dwóch gemach nie straciła ani jednego punktu i wyszła na prowadzenie 4:3. Później gra toczyła się zgodnie z regułą własnego serwisu aż do wyniku 6:5 dla Fręch. Dwunasty gem miał emocjonujący przebieg. Zawodniczka z Półwyspy Apenińskiego miała dwie okazje, żeby doprowadzić do tie-breaka, ale żadnej z nich nie wykorzystała. Po chwili błąd z forhandu Paoletti dał pierwszą piłkę meczową mistrzyni Polski, przy której to właśnie ona lepiej wytrzymała długą wymianę i po ponad dwóch i półgodzinie gry mogła cieszyć się ze zwycięstwa.

Magdalena Fręch w drugiej rundzie Internazionali BNL d’Italia zmierzy się z Madison Keys.


Wyniki

Pierwsza runda singla

Magdalena Fręch (Polska, Q) – Matilde Paoletti (Włochy, WC) 4:6 6:2 7:5

Sara Errani: Chcę dać sobie kilka nowych wspomnień

/ Łukasz Duraj , źródło: https://www.wtatennis.com/, oprac. własne, foto: AFP

Najlepsze tenisistki świata rozpoczęły już zmagania w ramach turnieju WTA 1000 w Rzymie. W zawodach na Foro Italico weźmie udział kilka reprezentantek gospodarzy, a wśród nich jest także Sara Errani. Z tej okazji doświadczona zawodniczka udzieliła wywiadu oficjalnym mediom WTA.

36-letnia Sara Errani należy do najbardziej utytułowanych tenisistek z Półwyspu Apenińskiego. W przeszłości odnosiła sukcesy zarówno w grze pojedynczej, jak i podwójnej, w których łącznie wygrała 36 trofeów. W ostatnich latach weteranka prezentowała się nieco słabiej i spadła na 78 miejsce w rankingu singlistek, ale w tym tygodniu spróbuje swoich sił na kortach we włoskiej stolicy. Rozmowę z dziennikarzem Sara rozpoczęła od wspomnienia sezonu 2012, kiedy to grała w finale Rolanda Garrosa oraz odniesienia się do swojej sytuacji w rankingu:

Dwa dni temu zapytałam trenera, czy dziś byłabym w stanie pokonać samą siebie sprzed dziesięciu lat. Śmialiśmy się, a on powiedział, że łatwo przegrałabym takie starcie. Przez ostatnie trzy lub cztery lata kręciłam się w pobliżu pierwszej setki, ale zawsze czegoś brakowało, by tam wrócić. Teraz w końcu tego dokonałam. Zrobiłam to dla siebie, to był mój osobisty cel. Po jego zrealizowaniu mogę się bardziej zrelaksować i cieszyć się tenisem.

Kolejnym wątkiem był trudny okres w karierze Włoszki. W 2017 roku tenisistka została czasowo zdyskwalifikowana za doping (utrzymywała, że jest niewinna), a w kolejnych miesiącach miała kłopot z poprawnym serwowaniem. Zawodniczka skomentowała ten czas następująco:

Było mi ciężko, zwłaszcza od strony mentalnej. Pracowałam z psychologiem, bo na korcie towarzyszył mi strach. Bałam się podawać i wiedziałam, że wielu graczy miało podobny problem. Mówię tu na przykład o Jelenie Dementiewej i Guillermo Corii, który z tego powodu zakończył karierę. Ja chciałam jednak nadal bawić się tenisem i zdawałam sobie sprawę, że muszę sobie z tym poradzić, nawet jeśli będzie to kosztowało wiele bólu. Gdy jestem pod presją, te trudne wspomnienia nadal do mnie wracają, ale staram się stawić temu czoło. Jeśli chcesz czerpać z czegoś radość, czasem musisz najpierw pokonać przeszkody.

Jednym z pamiętnych meczów Errani był finał turnieju w Dubaju z 2013 roku, który Sara przegrała z Petrą Kvitową. Mimo tego, że nie zdobyła trofeum udało jej się wygrać drugiego seta i zaskoczyć Czeszkę zmianą stylu gry na serwis-wolej:

Kort był tam bardzo szybki i nie mogłam wygrać zbyt wielu punktów, uderzając zza linii końcowej. Chciałam po prostu wprowadzić coś nowego, a potem okazało się, że dało mi to seta. Nie wystarczyło, by zwyciężyć, ale byłam zadowolona, że znalazłam wyjście z sytuacji. To właśnie lubię w tenisie. Podoba mi się myślenie na korcie, zastanawianie się nad tym, co należy zrobić. Taktyka jest dla mnie ważna. Zwykle, na dzień przed meczem, oglądam rywalkę i omawiam z trenerem strategię. To część mojej rutyny, lubię czuć, że jestem przygotowana do spotkania także od tej strony.

Na koniec rozmowy pojawił się motyw zakończenia przez Errani jej bogatej kariery. Zawodniczka jest ostatnią aktywną ze „złotej, włoskiej czwórki” (poza nią tworzyły ją Roberta Vinci, Flavia Pennetta i Francesca Schiavone), ale obecnie nie myśli o emeryturze:

Wiem, że pewnie mam przed sobą rok lub dwa lata gry i nie stawiam sobie konkretnych wymagań. Chcę tylko się cieszyć, że tu jestem i dać sobie kilka nowych wspomnień. Gram, bo kocham ten sport i bycie na korcie. Będę to robić, dopóki będę mogła – podsumowała.

W pierwszej rundzie turnieju w Rzymie Sara Errani zmierzy się z Anastazją Pawluczenkową.

Zacięty wyścig o fotel lidera

/ Izabela Modrzewska , źródło: https://www.wtatennis.com/, własne, foto: AFP

Iga Świątek stoi na czele rankingu WTA już 58. tydzień. Tym samym stała się trzecią tenisistką w historii z największą liczbą tygodni jako numer jeden za pierwszym podejściem. Przed nią na liście są tylko Martina Hingis i Steffi Graf. Jak długo utrzyma swoją pozycję? Scenariuszy jest kilka.

W poprzednim sezonie polska tenisistka całkowicie zdominowała kobiecy tour. Rok zakończyła z przewagą ponad 6000 punktów nad ówczesną wiceliderką, Ons Jabeur. Przez ostatnie pare miesięcy sytuacja ulagła zmianie. Świątek weszła w nowy sezon z poczuciem ogromnej presji, o której mówiła po odpadnięciu w czwarte rundzie Australian Open. Po wygranym turnieju w Dosze i finale w Dubaju, nie udało jej się obronić tytułu w turnieju w Indian Wells, a z Miami była zmuszona wycofać się przez kontuzję. To oznaczało utratę 200o punktów. Dzięki zwycięstwie w Stuttgarcie i osiągnięciu finału w Madrycie, częściowo odrobiła tę stratę.

W najbliższych tygodniach czeka ją trudne wyzwanie, a mianowicie obrona tytułów w Rzymie i French Open. Te turnieje mogą być kluczowe w utrzymaniu się na pozycji liderki bo już w tym momenie czuje na plecach oddech innej tenisistki, Aryny Sabalenki. Białorusinka pewnie weszła w nowy sezon zdobywając tytuły w Adelajdzie, Australian Open, a ostatnio też w Madrycie. Jak sama mówi, jej marzeniem jest zostanie numerem jeden w rankingu. To marzenie niedługo może stać się rzeczywistością, gdyż różnica punktowa wynosi obecnie tylko ponad 1700 oczek.

Według matematycznych obliczeń, Polka mogłaby stracić pozycję lidera w przeciągu najbliższych tygodni. W Rzymie i Paryżu może stracić 2900 punktów, a Sabalenka tylko 480. Biorąc pod uwagę obecną formę białoruskiej tenisistki, potencjalnie może tylko zyskać. Świątek natomiast potrzebuje prawie 700 punktów więcej niż jej rywalka by utrzymać się na prowadzeniu. Wygranie obu turniejów, zakładając, że wiceliderka rankingu nie odpadnie w pierwszych rundach, jest kluczowe.

Innym scenariuszem jest utrata pierwsze miejsca tuż po Wimbledonie. Sabalenka jest faworytką do zwycięstwa w tym turnieju. Dwa lata temu doszła tam do półfinału. W rankingu WTA Race, gdzie punkty liczone są od początku nowego sezonu ma przewagę prawie 2000 punktów nad Polką. Iga znajduje się na trzecim miejscu, zaraz za Eleną Rybakiną. Według przewidywań statystyków, jeśli każda z zawodniczek wygra turniej wielkoszlemowy, to prawdopodobnie Białorusinka przejmie fotel lidera.

Przed Wimbledonem jest jeszcze kilka mniejszych turniejów na kortach trawiastych. Polska tenisistka ma w planach wystąpić w Bad Homburgu, natomiast jej rywalka ma do obrony punkty z finału w S-Hertogenbosch. Nawet jeśli Świątek spadnie na drugą pozycję, potencjalnie będzie miała okazję ponownie być na szczycie po zwycięstwie w lipcowym turnieju w Warszawie. Wszystkie te założenia są czysto hipotetyczne, jednak bez wątpienia rywalizacja będzie w najbliższym czasie bardzo wyrównana.

Do tej pory ten sezon znacząco różni się od poprzedniego. Dominacja na tourze rozkłada się na kilka zawodniczek. Media wykreowały już damską „Wielką Trójkę” czyli Świątek, Sabalenkę i Rybakinę, które do tej pory mają najwięcej sukcesów. Jessica Pegula powiedziała w wywiadzie dla Punto de Break, Polka motywuje konkurencję do bycia lepszym i mierzenia wyżej. Liderka rankingu jest pewnego rodzaju „standardem”, do którego dążą inne tenisistki. Jak długo utrzyma się na pozycji lidera? Tego nie wiemy. Pewnym jest, że walka o numer jeden rankingu będzie zacięta, co może przynieść korzyści nie tylko dla fanów tenisa, ale również dla samego sportu. Jak wielokrotnie podkreślała Iga Świątek, w końcu nadszedł czas stabilności i równości w kobiecej rywalizacji. Nie mam wątpliwości, że czeka nas  ekscytujący sezon pełen zwrotów akcji.