Roland Garros. Rewelacyjna Bułgarka z ,,dziką kartą” do turnieju głównego

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: AFP

Organizatorzy Rolanda Garrosa ogłosili, którzy zawodnicy otrzymają ,,dzikie karty” do turnieju głównego i eliminacji. Wśród wyróżnionych dominują reprezentanci Francji, ale są też tenisiści z zagranicy: Bułgarka Cwetana Pironkowa, Kanadyjka Eugenie Bouchard i Szkot Andy Murray. 

Eliminacje do paryskiej lewy Wielkiego Szlema ruszą już w przyszły poniedziałek. Pierwsze mecze turnieju głównego odbędą się natomiast w niedzielę 27 września. W tym roku wyjątkowo Roland Garros będzie trzecim turniejem wielkoszlemowym, po Australian Open i US Open. W obecnym sezonie nie zostanie natomiast rozegrany Wimbledon – to pierwsza taka sytuacja od 85 lat. Wszystkiemu winna jest pandemia koronawirusa.

Do Paryża przyjadą niemal wszyscy najlepsi tenisiści. Wyjątki stanową na razie Roger Federer i Ashleigh Barty. Lista nieobecnych niemal na pewno będzie znacznie krótsza niż w zakończonym w niedzielę US Open.

Organizatorzy paryskiego szlema poinformowali, którzy tenisiści otrzymają od nich ,,dzikie karty”. Specjalne przepustki otrzymało ośmiu mężczyzn i osiem kobiet do turnieju głównego oraz dziewięciu mężczyzn i osiem kobiet do eliminacji.

Wśród wyróżnionych znalazła się Cwetana Pironkowa. Bułgarka wróciła ostatnio do rywalizacji po urodzeniu dziecka i trzech latach nieobecności w zawodowych rozgrywkach. Jej występ w US Open był jedną z największych pozytywnych niespodzianek. Pironkowa pokonała m.in. Garbine Muguruze oraz Alize Cornet i dotarła do ćwierćfinału. W nim urwała seta samej Serenie Williams.

Zawodnicy z dzikimi kartami do Rolanda Garrosa 2020:

Turniej główny mężczyzn: Elliot Benchetrit, Hugo Gaston, Quentin Halys, Antoine Hoang, Maxime Janvier, Harold Mayot, Arthur Rinderknech (wszyscy Francja), Andy Murray (Wielka Brytania)

Turniej główny kobiet: Clara Burel, Elsa Jacquemot, Chloe Paquet, Pauline Parmentier, Diane Perry, Harmony Tan (wszystkie Francja), Eugenie Bouchard (Kanada), Cwetana Pironkowa (Bułgaria)

 

Rzym. Udanie otwarcie Hurkacza

/ Jakub Karbownik , źródło: Własne/atptour.com, foto: AFP

Hubert Hurkacz pokonała Daniela Evansa 6:3, 3:6, 7:5 w meczu pierwszej rundy Internazionali BNL d’Italia. Tym samym Polak odniósł pierwsze zwycięstwo na kortach w stolicy Włoch.

Przed rokiem tenisista z Wrocławia po raz pierwszy pojawił się na kortach Foro Italico. Jednak występ zakończył po pierwszym meczu kwalifikacji, w którym uległ Miomirowi Kecmanoviciovi. W tym roku Hurkacz, który jest 31. tenisistą świata, miał pewne miejsce w drabince turnieju głównego, a w poniedziałek odniósł pierwsze zwycięstwo w turnieju.

W partii otwarcia nasz tenisista szybko przełamał sklasyfikowanego dwie pozycje niżej w rankingu ATP Daniela Evansa. Co prawda w kolejnym gemie ją stracił, ale przy stanie 3:2 ponownie odebrał serwis rywalowi. Wywalczoną po raz drugi zaliczkę zachował do końca partii.

Taki obrót spraw nie podłamał Evansa, który w drugim secie był bardziej aktywny od naszego tenisisty. Co prawda to Polak pierwszy przełamał serwis rywala, ale potem Brytyjczyk wygrał sześć z ośmiu rozegranych gemów i doprowadził do wyrównania w spotkaniu.

Początek decydującej partii to kolejne przełamania serwisu z obu stron. Po przerwie medycznej tenisista z Wrocławia po raz kolejny stracił serwis. Przeciwnik jednaj tego nie wykorzystał i nie utrzymał podania. Kluczowy dla losów meczu okazał się dwunasty gem, w którym Hurkacz wykorzystał pierwszą piłkę meczową przy serwisie rywala.

Kolejnego rywala nasz tenisista pozna we wtorek. Wyłoni go pojedynek między turniejową „dziewiątką”, Andriejem Rublowem a Facundo Bagnisem, który do turnieju głównego dostał się z eliminacji.


Wyniki

Pierwsza runda singla:

Hubert Hurkacz (Polska) – Daniel Evans (Wielka Brytania) 6:3, 3:6, 7:5

Iasi. Żuk przebrnął przez eliminacje, turniej główny też zaczął od zwycięstwa

/ Maciej Pietrasik , źródło: własne, foto: Materiały prasowe LOTOS PZT Polish Tour

Kacper Żuk dostał się do eliminacji turnieju ATP Challenger Tour w Iasi i w Rumunii radzi sobie na razie znakomicie. Wygrał już trzy mecze, dzięki czemu awansował do drugiej rundy w głównej drabince.

Początkowo Kacper Żuk planował wystąpić w turnieju ITF w Pradze (pula nagród 25.000$), ale gdy okazało się, że jego ranking pozwala na udział w eliminacjach do zawodów ATP Challenger Tour w Iasi, postanowił spróbować tam swoich sił.

To była dobra decyzja. Najpierw Polak dostał się do głównej drabinki po wygraniu dwóch spotkań eliminacyjnych. W pierwszym pojedynku okazał się lepszy od Rafaela Matosa, wygrywając 6:3, 6:3. Później trudne warunki postawił mu Francuz Maxime Hamou. Ostatecznie Żuk zwyciężył jednak 7:6(0), 4:6, 7:6(0) i awansował do turnieju głównego.

Tam uśmiechnął się do niego los, bo trafił na jednego z nielicznych niżej notowanych tenisistów – Nicholasa Davida Ionela, który dostał „dziką kartę” od organizatorów. Nasz tenisista był zdecydowanym faworytem i z tej roli wywiązał się śpiewająco.

Początek był jeszcze stosunkowo wyrównany, ale od stanu 1:2 w pierwszym secie dominacja Żuka nie podlegała wątpliwości. Polak zapisał na konto aż jedenaście kolejnych gemów. W efekcie wygrał cały pojedynek 6:2, 6:0 i po nieco ponad godzinie mógł świętować awans do drugiej rundy.

W niej przeciwnikiem Żuka będzie któryś z Hiszpanów – rozstawiony z numerem pięć Carlos Taberner lub Nicola Kuhn. Spotkanie między nimi odbędzie się dopiero we wtorek, więc nasz tenisista ma co najmniej jeden dzień przerwy.


Wyniki

Pierwsza runda singla:
Kacper Żuk (Polska, Q) – Nicholas David Ionel (Rumunia, WC) 6:2, 6:0

Rzym. Linette pokonała mistrzynię Rolanda Garrosa sprzed trzech lat!

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: AFP

Magda Linette z bardzo dobrej strony pokazała się w meczu pierwszej rundy turnieju WTA Premier 5 w Rzymie. Nasza reprezentantka pokonała 6:4, 6:3 Łotyszkę Jelenę Ostapenko, sensacyjną mistrzynię Rolanda Garrosa z 2017 roku.

Dla Ostapenko był to pierwszy występ w zawodowym turnieju, odkąd rozgrywki zostały wznowione po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa. Łotyszka, w przeciwieństwie do większości tenisistek z czołowej setki, w tym również Linette, zrezygnowała z podróży do Nowego Jorku i gry w US Open. Brakowało jej więc ogrania w meczach o stawkę i wynikającej ze zwycięstw pewności siebie.

Najważniejsze jednak, co działo się w trakcie meczu, a nie przed nim. Pojedynek lepiej rozpoczęła Łotyszka, która po czterech rozegranych gemach prowadziła 3:1. Utrzymanie przewagi utrudniały jej jednak podwójne błędy serwisowe. W pierwszym secie popełniła ich siedem, a w całym meczu piętnaście. Problemy miała też z pierwszym podaniem – przede wszystkim rzadko nim trafiała.

Linette odrobiła straty, wygrywając cztery gemy z rzędu od stanu 1:3. Później miała piłkę setową przy 5:3 i serwisie rywalki, ale ostatecznie przypieczętowała sukces w pierwszym secie we własnym gemie serwisowym.

Polka poszła za ciosem i wygrała dwa pierwsze gemy w kolejnej odsłonie rywalizacji. Ostapenko wciąż popełniała dużo niewymuszonych błędów. Na dłuższą metę nie potrafiła nawiązać wyrównanej walki z poznanianką.

Po godzinie i 30 minutach rywalizacji Linette wykorzystała pierwszą piłkę meczową. Tym razem nie miała problemów z postawieniem kropki nad ,,i”, jak miało to miejsce w Nowym Jorku podczas Western&Southern Open oraz US Open.

Linette zrewanżowała się tym samym Ostapenko za porażką sprzed dwóch i pół roku w Pucharze Federacji. Wówczas Łotyszka wygrała 6:3, 6:3.

Kolejną rywalką Polki w Rzymie będzie rozstawiona z numerem 11 Belgijka Elise Mertens lub reprezentantka Tajwanu Su-Wei Hsieh. W turnieju występuje też Iga Świątek, która mecz pierwszej rundy rozegra we wtorek. Z kolei Katarzyna Kawa przegrała w eliminacjach.


Wyniki

Pierwsza runda:

Magda Linette (Polska) – Jelena Ostapenko (Łotwa) 6:4, 6:3

Christian Garin zainwestował w chilijską drużynę e-sportową

/ Natalia Kupsik , źródło: własne/www.tennisworldusa.org, foto: AFP

Utalentowany chilijski tenisista Christian Garin jest prywatnie wielkim fanem gier wideo. Niedawno postanowił  zainwestować w ojczystą drużynę e-sportową.

Zawodnik, który jako szósty w historii swojego kraju zasilił czołową dwudziestkę rankingu ATP, w wolnym czasie chętnie oddaje się toczonym przez graczy League of Legends zmaganiom. Jak się okazuje, jakiś czas temu zapragnął również dołożyć cegiełkę do przyszłych sukcesów jednego z rywalizujących w tych międzynarodowych rozgrywkach zespołów. W tym celu zainwestował w chilijską drużynę All Knights, która ma, jak twierdzi naprawdę duży potencjał. O powodach swojej decyzji tenisista opowiedział dziennikarzom Tuttosport.

– Gry video zawsze towarzyszą mi podczas przerw między meczami oraz w trakcie podróży. Teraz moim celem jest przyczynienie się do tego, by All Knights rosło w siłę i rozwijało się – wyjaśniał – To świetny zespół i oczekuje się do niego zwycięstw, ale wszyscy wiemy, że one nie przychodzą ot tak. Triumfy wymagają wiele pracy, poświęcenia i zaangażowania ze strony ludzi, którzy chcą, by przedsięwzięcie się rozwinęło.

Udziałowcem All Knights Garin został podczas pandemicznej przerwy w tenisowych rozgrywkach. Prezes zespołu Felipe Rossi jest przekonany, że krok ten będzie miał duże znaczenie dla przyszłego wizerunku drużyny.

– To, że Christian został wspólnikiem All Knights  jest moim zdaniem przejawem tego, że nie można już dłużej mówić, że to tylko granie w gry komputerowe. To potwierdzenie tego, jak bardzo wzrósł poziom naszej rywalizacji o mistrzostwo – podkreślał.

Ranking ATP. Majchrzak ponownie w top 100, awansował także Hurkacz

/ Jakub Karbownik , źródło: Własne/atptour.com, foto: AFP

Kamil Majchrzak powrócił do top 100 rankingu ATP. Coraz bliżej ponownej obecności w czołowej trzydziestce zestawienia najlepszych tenisistów świata jest z kolei Hubert Hurkacz. Na trzecim miejscu w rankingu umocnił się Dominic Thiem – nowy mistrz US Open. 

Za nami drugi tegoroczny turniej Wielkiego Szlema – US Open. Najlepsi polscy tenisiści dość szybko pożegnali się w tym roku z kortami Flushing Meadows. Kamil Majchrzak przegrał już w pierwszej rundzie. Z kolei Hubert Hurkacz pożegnał się z imprezą po spotkaniu z drugim rywalem. Obaj panowie szybko przenieśli się na kolejne turnieje – do Kitzbuehel (Hurkacz) i Prostejova (Majchrzak).

Tenisista z Wrocławia ponownie przegrał w drugiej rundzie, a uzyskane punkty dały mu awans z 33. na 31. miejsce w rankingu ATP. Z kolei zawodnik z Piotrkowa Trybunalskiego nie miał sobie równych za naszą południową granicą. To sprawiło, że w najnowszym notowaniu przesunął się ze 107. miejsca na 98. Teraz nasz najlepszy tenisista rywalizuje o punkty w Rzymie. Z kolei drugi z Polaków czeka na wieści z Paryża, czy podczas Roland Garros wystąpi w drabince turnieju głównego. Na razie jest drugim oczekującym.

Na trzecim miejscu w rankingu najlepszych tenisistów świata umocnił się Dominic Thiem. Austriak w czwartym wielkoszlemowym finale sięgnął po pierwszy tytuł mistrzowski. Nie zmieniła się też pozycja Alexandra Zvereva. Finalista US Open wciąż zajmuje siódme miejsce.W czołowej dziesiątce doszło do jednej zmiany. Na 10. miejsce awansował Roberto Bautista Agut, natomiast z elitarnego grona wypadł David Goffin. Liderem pozostał Novak Dżoković.

Największy awans spośród zawodników pierwszej setki zanotował Alejandro Davidovich Fokina. Pogromca Huberta Hurkacza z Nowego Jorku wyprzedził aż 29 przeciwników. Od teraz jest 70. rakietą świata.

W rankingu deblowym siódme miejsce zajmują ex aequo Łukasz Kubot i Marcelo Melo. Na czele niezmiennie znajdują się Kolumbijczycy: pierwszy jest Robert Farah, a drugi Juan Sebastian Cabal. Mate Pavić i Bruno Soares, którzy sięgnęli po tytuł w US Open, awansowali o kilka pozycji odpowiednio na 10. i 17. lokatą.

 

Ranking WTA. Osaka znowu w czołowej trójce, Linette i Światek nieznacznie do góry

/ Jakub Karbownik , źródło: Własne/www.wtatennis.com, foto: AFP

Naomi Osaka i Wiktoria Azarenka walczyły o tytuł w sobotnim finale US Open. Uzyskane za występ w nowojorskim szlemie punkty pozwoliły im na awans w rankingu WTA. Duże „skoki” zaliczyły również Jennifer Brady i Shelby Rogers. Minimalne awanse stały się z kolei udziałem Polek. 

Najlepszy dotychczasowy wynik Rogers w turnieju Wielkiego Szlema to ćwiercfinał podczas Roland Garros 2016. Teraz niespełna 28-letnia tenisistka powtórzyła rezultat na kortach w Nowym Jorku. To sprawiło, że w świeżo opubikowanym rankingu WTA awansowała na z 93. na 55. pozycję – żadna inna tenisistka z czołowej setki nie wyprzedziła tak wielu rywalek w tym tygodniu. Rogers znajduje się obecnie siedem miejsc niżej od swojego najlepszego miejsca w karierze. Zajmowała je w lutym 2017. Później zanotowała jednak duży spadek, co miało ścisły związek z kontuzją kolana.

Najlepszy wielkoszlemowy występ ma za sobą również Jennifer Brady. 25-letnia Amerykanka doszła do półfinału,  tym samym znacznie poprawiając swój poprzedni rekord w imprezie Wielkiego Szlema – czwartą runda Australian Open przed czterema laty. Występ w Nowym Jorku pozwolił Amerykance, by awansować na 25. miejsce (awans o 16 pozycji) w rankingu WTA, a tym samym zadebiutować w top 30 zestawienia.

Powrót do czołowej dwudziestki ma za sobą z kolei Wiktoria Azarenka. Białorusinka co prawda nie sięgnęła po trzeci wielkoszlemowy tytuł, ale wygrana w Western&Southern Open oraz finał US Open sprawiły, że może być zadowolona z tegorocznej gry na kortach Flushing Meadows, a także z miejsca, jakie zajmuje po turniejach w Nowym Jorku. Dwukrotna mistrzyni Wielkiego Szlema zajmuje 14. miejsce. Jeszcze trzy tygodnie temu była 59.

W top 3 pojawiła się z kolei ponownie Naomi Osaka, która po raz trzeci została mistrzynią wielkoszlemową. Japonka wyprzedziła aż sześć przeciwniczek, głównie te, które do Nowego Jorku nie przyleciały, ale też Serenę Williams i Karoliną Pliszkovą. Gdyby nie duży awans Osaki, w czołowej dziesiątce nie doszłoby do żadnej zmiany. Liderką pozostała Ashleigh Barty, a drugie miejsce wciąż zajmuje Simona Halep.

Minimalnie w górę przesunęły się dwie najlepsze polskie tenisistki. Trzydziestą piątą rakietą świata – awans o dwie pozycje – jest od poniedziałku Magda Linette. Z kolei o jedno „oczko” do góry, na 52. pozycję, przesunęła się Iga Świątek. Katarzyna Kawa, która podczas US Open zadebiutowała w imprezie wielkoszlemowej, spadła ze 125. na 131. lokatę.

Thiem: Osiągnąłem życiowy cel

/ Dominika Opala , źródło: www.usopen.org /własne, foto: AFP

Dominic Thiem po zaciętej walce pokonał Alexandra Zvereva w pięciu setach i mógł cieszyć się z premierowego tytułu wielkoszlemowego. Na konferencji prasowej Austriak przyznał, że poczuł ogromną ulgę, gdy zdobył ostatni punkt. 

Dla Dominica Thiema czwarty finał w Wielkim Szlemie okazał się szczęśliwy. Austriak grał wcześniej w trzech finałach wielkoszlemowych. Dwa razy przegrał z Rafaelem Nadalem (Roland Garros 2018, 2019) i raz z Novakiem Dżokoviciem (Australian Open 2020). Tym razem też niewiele brakowało, żeby schodził z kortu pokonany, gdyż przegrywał już 0:2 w setach, a w decydującej partii Alexander Zverev miał breaka.

Było trudno pozostać w meczu i nadal wierzyć. Ale to finał szlema, spodziewałem się, że w pewnym momencie się uwolnię. Nadzieja była cały czas – przyznał Thiem. – To była wielka ulga. Była ogromna presja w meczu, wielkie emocje, fizycznie także było trudno. Ogólnie to nie były łatwe cztery tygodnie. Ale kiedy zdobyłem ostatni punkt, poczułem ogromną ulgę. Wygranie szlema to największa rzecz, jaką można osiągnąć w tenisie – opisywał Austriak.

Tenisista z Wiener Neustadt grał w czwartym finale Wielkiego Szlema, natomiast Zverev po raz pierwszy. Jednak Thiem nie uważa, ze to doświadczenie akurat wczoraj mu pomogło – To w ogóle nie było pomocne. Byłem bardzo spięty na początku meczu. Tak bardzo chciałem tego tytułu, a z tyłu głowy cały czas miałem, że jak przegram, to to już będzie czwarty raz. Czy będę miał jeszcze kiedykolwiek szansę, żeby zdobyć takie trofeum? Te wszystkie myśli krążyły i mi nie pomagały grać najlepszego tenisa, czuć się wolnym – stwierdził podopieczny Nicolasa Massu.

To właśnie dzięki chilijskiemu trenerowi, Thiem poprawił grę na kortach twardych i zaczął odnosić na nich więcej sukcesów – Kiedy pierwszy raz dotarłem do półfinału Roland Garros, zdałem sobie sprawę, że mogę kiedyś wygrać szlema. Od tego momentu zacząłem o tym marzyć i myślałem, że największe szanse będę miał na mączce. Nico poprawił moją grę na hardzie w dużym stopniu. Mój najlepszy szlem poza US Open, to Australian Open w tym roku, i to nie jest dla mnie niespodzianka już więcej, że to nie jest Roland Garros – kontynuował.

Austriak został poproszony także, aby w jednym zdaniu opisać, co dla niego znaczy ten sukces – Zdecydowanie osiągnąłem życiowy cel, spełniłem swoje marzenie – odpowiedział. – Całe życie podporządkowałem temu, żeby wygrać któryś z największych turniejów. Włożyłem w to wiele pracy, a teraz to osiągnąłem.

Ten mecz był dla Thiema wyjątkowy także ze względu na to, że po drugiej stronie siatki był jego dobry przyjaciel. Po batalii Zverev przeszedł na stronę Austriaka i zawodnicy przytulili się – Bardzo długo się przyjaźnimy, rywalizujemy. Otrzymaliśmy negatywne testy jakieś 14 razy, więc chcieliśmy dzielić ze sobą ten moment. Myślę, że nikogo nie naraziliśmy tym na niebezpieczeństwo – ocenił mistrz US Open 2020.

US Open. Thiem nowym mistrzem! Finał będzie się wspominać latami

/ Szymon Adamski , źródło: własne, foto: AFP

4 godziny i 2 minuty – tyle zajęło Dominikowi Thiemowi pokonanie ostatniego odcinka drogi prowadzącej do pierwszego w karierze zwycięstwa w turnieju wielkoszlemowym. Jakże wyboistej i trudnej, na dodatek zablokowanej w ostatnich latach przez Wielką Trójkę. A kiedy Dżoković został zdyskwalifikowany, Nadal i Federer zrezygnowali z występu, Austriak omal nie przegrał sam ze sobą. Podźwignął się jednak po dwóch bardzo słabych setach i pokonał własne słabości oraz Alexnadra Zvereva 2:6, 4:6, 6:4, 6:3, 7:6(6).

W ten sposób Thiem został pierwszym zawodnikiem w Erze Open, który w finale nowojorskiego szlema odrobił stratę dwóch setów. Zamknięcie tego tematu w jednym zdaniu byłoby jednak olbrzymim niedopowiedzeniem. Strata dwóch setów to był dopiero początek. W trzeciej partii Austriak również przegrywał ze stratą przełamania. Później odrobił straty, ale przy stanie 4:4, 30-30 wyrzucił piłkę na aut. Wydawało się, że zaraz będzie bronił się przed utratą podania. Najpierw wolał się jednak upewnić, czy piłka po jego zagraniu rzeczywiście wyleciała na aut. Nic z tych rzeczy, zahaczyła o linię. Powtórkę punktu Austriak wygrał, tak samo jak sześć z ośmiu kolejnych piłek. W ten sposób rozpoczął się jeden z najbardziej spektakularnych comebacków ostatnich lat.

Czwarta odsłona rywalizacji była jedyną, o której można powiedzieć, że Thiem był w niej zdecydowanie lepszy. Podopieczny Nicolasa Massu bardzo pewnie wygrywał własne gemy serwisowe, tracąc co najwyżej jeden punkt. Skuteczności pozazdrościć mógł mu Zverev. Niemiec przy stanie 2:3 zdołał jeszcze wybronić dwa break-pointy, ale po zmianie stron dał się przełamać. Trzy minuty później było już po secie. Na tablicy wyników remis. Tak samo jak w zeszłym roku, zwycięzcę wyłoniła piąta partia.

To właśnie ona zapadnie najgłębiej w pamięci wszystkim tym, którzy oglądali spotkanie. Emocje sięgnęły zenitu. Gdyby na trybunach kortu Arthura Ashe’a mogli zasiąść kibice, stadion uniósłby się w powietrze. Thiem i Zverev stworzyli widowisko, które ze względu na poziom dramaturgii będzie wspominane latami.

Już w pierwszym gemie przełamał będący na fali Austriak. Jakże duże było jednak zdziwienie, gdy po trzech minutach z przewagi nic nie pozostało. Zverev, który od ponad godziny nie wypracował sobie ani jednego break-pointa, odrobił straty najszybciej, jak się dało. Co więcej, z biegiem czasu zaczęła się uwidaczniać jego przewaga na polu przygotowania fizycznego. Thiem był wyraźnie zmęczony, a w końcówce nawet utykał. Podczas jednej z przerw fizjoterapeuta rozmasowywał mu prawe udo. Zverev również musiał być zmęczony, jednak na tle Austriaka wyglądał dość rześko.

Przy prowadzeniu Zvereva 4:3 doszło do kolejnego przełamania. Thiem popełnił kilka niewymuszonych błędów i znów znalazł się pod ścianą. Odrobił stratę dwóch setów, w piątym prowadził z przewagą przełamania, ale co z tego, skoro teraz przegrywał 3:5? Wydawało się, że mozolna praca na nic się zda i nowym mistrzem zostanie Zverev. Niemca przerosło jednak zadanie przypieczętowania sukcesu. Zjadły go nerwy. Jeszcze przy serwisie Thiema był dwa punkty od zwycięstwa, ale wtedy Austriak posłał dwa rewelacyjne forendy, dzięki czemu doprowadził do remisu 5:5.

Później Niemiec z Austriakiem przełamali się jeszcze po razie, aż w końcu doszło do tie-breaku. Jeszcze żaden męski finał US Open nie skończył się w ten sposób, ale tegoroczny pod wieloma względami był inny niż wszystkie. Zakończenie również musiało być więc wyjątkowe. Dwa podwójne błędy Zvereva sprawiły, że to Thiem jako pierwszy zdobył szósty punkt i wypracował sobie dwie piłki meczowe. Obydwu jednak nie wykorzystał, popełniając błędy z forhendu. Po zmianie stron Zverev nie czekał jednak na kolejne pudło rywala, tylko ruszył do siatki. To nie była dobra decyzja. Thiem dostał jeszcze jedną okazję do zakończenia spotkania i tym razem ją wykorzystał.

Tym samym został 150. mistrzem wielkoszlemowym w historii, a pierwszym urodzonym w latach 90-tych XX wieku. Mur stworzony przez Dżokovicia, Nadala i Federera został skruszony.

 


Wyniki

Finał:

Dominic Thiem (Austria, 2) – Alexander Zverev (Niemcy, 5) 2:6, 4:6, 6:4, 6:3, 7:6(6)