Federer wróci na Wimbledon w nowej roli?

/ Artur Kobryn , źródło: tennis365.com, foto: AFR

Roger Federer od kilku miesięcy prowadzi życie tenisowego emeryta. W tym czasie Szwajcar nie pojawił się na żadnym z turniejów, ale niebawem może się to zmienić. Bardzo możliwy jest jego powrót na korty Wimbledonu w zupełnie nowej roli.

Zakończenie kariery przez Rogera Federera było jednym z największych tenisowych wydarzeń ubiegłego roku. Emocjonalne pożegnanie Szwajcara podczas rozgrywek o Puchar Lavera zapisało się w pamięci wielu kibiców. Od tego momentu poświęca swoją uwagę przede wszystkim życiu rodzinnemu. Od czasu do czasu pojawia się także na imprezach swoich sponsorów, czy wybranych wydarzeniach kulturalnych.

Federer nie określił, czym konkretnie chciałby się zajmować na tenisowej emeryturze. Zaznaczał jednak, że chciałby być dalej związany z ukochaną dyscypliną. – Nie mogę doczekać się tego, co przyniesie przyszłość. Chciałbym przekonać się w jaki sposób mogę być dalej związany z tenisem. Chcę zobaczyć jak to się wszystko potoczy. Wydaje mi się, że w tenisie nie ma tak wielu zajęć po zakończeniu kariery jak w piłce nożnej czy golfie. Można zostać trenerem lub komentatorem – mówił Szwajcar.

Aktualnie wydaje się, że 41-latek z Bazylei jest bliski spróbowania swoich sił jako komentator i analityk. Z doniesień medialnych wynika, że otrzymał propozycję pracy w tej roli podczas tegorocznego Wimbledonu i prowadzi zaawansowane rozmowy w tej sprawie. Federer miałby relacjonować najważniejsze wydarzenia tej imprezy dla brytyjskiej stacji BBC. Możliwy jest również scenariusz, że wzorem Johna McEnroe będzie współpracował też zamiennie z amerykańskim ESPN.

Federer jest rekordzistą pod względem wygranych singlowych turniejów na kortach Wimbledonu. W swoim dorobku ma osiem triumfów. Ostatni mecz na londyńskich trawnikach rozegrał w lipcu 2021 roku. Jego pogromcą w fazie ćwierćfinałowej został Hubert Hurkacz.

Tennis Europe Winter Cup. Zwycięstwa naszych reprezentacji!

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: Tennis Europe, foto:

Polskie reprezentacje wygrały turnieje Tennis Europe Winter Cup do lat 14! W Pszczynie laury święciły dziewczęta, a w Poznaniu chłopcy. Po emocjonujących rywalizacjach pokonali w finale odpowiednio Węgierki i Francuzów.

W Pszczynie rywalizacja Polek z Węgierkami zaczęła się udanie dla naszych reprezentantek. Oliwia Sybicka pewnie poradziła sobie z Lucą Kalman, wygrywając 6:4, 6:2. Niestety bardzo wyrównany mecz z Gretą Nemcsek przegrała Barbara Kostecka. Węgierka triumfowała wynikiem 6:3, 6:7(5), 6:1. Kostecka i Sybicka znakomicie spisały się jednak w deblu przeciwko Kalman i Annie Mihalce, triumfując 6:2, 6:3.

Faworytami rywalizacji z Francją w Poznaniu nie byli chłopcy. Mimo tego – rozpoczęli znakomicie. Konkretnie uczynił to Maksymilian Kwiatkowski, który 6:4, 6:3 wygrał z Arthurem Lengletem. Podobnie jak u dziewcząt, tak i tu decydować musiał debel. Jan Urbański przegrał bowiem 6:7(2), 2:6 z Danielem Jadem. W decydującym deblu Urbański i Jan Skrzyński nie mieli problemów z Jadem i Lengletem. Wygrali 6:2, 6:2.

Abu Dhabi. Fręch z szansą na drabinkę główną

/ Szymon Frąckiewicz , źródło: własne, foto: AFP

Magdalena Fręch przeszła pierwszą rundę kwalifikacji to turnieju w Abu Dhabi. Pokonała Koreankę Su-jeong Jang, choć nie bez trudu. Nasza reprezentantka potrzebowała trzech setów, by tego dokonać.

Mecz w Zjednoczonych Emiratach Arabskich był pierwszym starciem Magdaleny Fręch z niespełna 28-letnią Su-jeong Jang. Polka była faworytką i zaczęła mecz udanie. W czwartym gemie zdobyła przewagę przełamania. Wcale nie szło jednak łatwo. Kolejne cztery gemy wygrała Koreanka. Jang miała dwie piłki setowe na 6:3, ale ostatecznie zakończyła partię przy swoim serwisie w kolejnym gemie.

Podobny scenariusz mógł mieć miejsce w drugiej części spotkania. Tym razem Polka przełamała na 4:2, ale już po chwili tę przewagę straciła. Na szczęście tym razem nie pozwoliła odskoczyć rywalce. Polka miała trzy piłki setowe na 6:4 przy podaniu rywalki, ale nie zdołała ich wykorzystać. Do wyrównania udało jej się jednak doprowadzić dwa gemy później.

Ambicja Polki popłaciła. W decydującym secie rywalka nie stawiała już większego oporu. Wygrała tylko dwa gemy, dzięki czemu Fręch zachowuje szanse na awans do drabinki głównej. O tenże awans będzie jednak trudno. Kolejną rywalką naszej reprezentantki będzie Amerykanka Shelby Rogers.


Wyniki

Magdalena Fręch (Polska, 9) – Su-jeong Jang (Korea Południowa) 4:6, 7:5, 6:2

Lyon. Sensacyjna Parks pokonała Garcię!

/ Jakub Ślotała , źródło: własne/wtatennis.com, foto: AFP

W drugiej rundzie popisała się hot-dogiem, którego nie powstydziłby się sam Federer. Parę dni później wygrała cały turniej. Alycia Parks sprawiła ogromną sensację i przebojem wdarła się na tenisowe salony. Amerykanka pokonała w finale faworytkę gospodarzy, Caroline Garcię 7:6(7), 7:5.

Ostatnie miesiące są naprawdę imponujące w wykonaniu 22-letniej Parks. W październiku minionego roku odprawiła Marię Sakkari i Karolinę Pliszkową w Ostrawie. Od końca listopada przegrała zaledwie dwa spotkania. W międzyczasie wygrała Challengery w Andorze i Angers. Teraz dorzuciła pierwszy tytuł WTA w Lyonie. Pierwsza wygrana z zawodniczką top 5 rankingu wydaje się być już małym bonusem.

Kluczem do sukcesu Parks ponownie okazał się imponujący serwis. W całym spotkaniu nie straciła ani jednego gema serwisowego, a przy okazji zaserwowała 15 asów. W pierwszym secie Garcia nie miała nawet szansy na przełamanie rywalki. Francuzka równie skutecznie korzystała z atutu własnego serwisu i pierwszego seta rozstrzygał zacięty tie-break na korzyść Amerykanki.

Wszystko zapowiadało, że drugi set będzie miał identyczny przebieg, ponieważ po dziesięciu gemach mieliśmy remis bez jakichkolwiek przełamań po drodze. Zmiana nastąpiła w 11 gemie, kiedy Parks broniła czterech break-pointów, a lokalni kibice liczyli już na trzeciego seta. Amerykanka obroniła podanie, a w kolejnym gemie sama miała szansę na zakończenie meczu przy serwisie Francuski. Jak się okazało, nie musiała robić niczego więcej, ponieważ Garcia popełniła podwójny błąd serwisowy, co oznaczało zakończenie spotkania.


Wyniki

Finał gry pojedynczej kobiet:
Alycia Parks (USA) – Caroline Garcia (Francja, 1) 7:6(7), 7:5

Puchar Davisa. Gospodarze bezlitośni dla Biało-Czerwonych

/ Anna Niemiec , źródło: własne, foto: AFP

Reprezentacja Polski nie wystąpi w przyszłym roku w Grupie Światowej I Pucharu Davisa. W meczu przeciwko Japonii Polakom nie udało się zdobyć ani jednego punktu i ponownie będą musieli rywalizować na trzecim szczeblu rozgrywek.

Biało-Czerwoni polecieli do Kraju Kwitnącej Wiśni osłabieni brakiem Huberta Hurkacza i Kamila Majchrzaka, więc nie byli faworytami tego spotkania. W sobotę singlowe pojedynki przegrali Daniel Michalski i Kacper Żuk. Z pewnością nasza drużyna pokładała duże nadzieje na zdobycie pierwszego punktu w deblistach. Jan Zieliński przyjechała do Japonii świeżo po występie w finale Australian Open, a Łukasz Kubot to jeden z najbardziej doświadczonych zawodników na świecie.

Polacy dobrze rozpoczęli spotkanie przeciwko Benowi McLachlanowi i Yosuce Watanukiemu. W pierwszej partii odebrali podanie temu drugiemu przy wyniku 2:2, co wystarczyło do zapisania jej na swoim koncie.

W drugim secie gra toczyła się zgodnie z regułą własnego podania do wyniku 4:4. W dziewiątym gemie McLachlan popełnił trzy podwójne błędy serwisowe z rzędu i wydawało się, że Polacy mają zwycięstwo już na wyciągnięcie ręki. Podopieczni Mariusza Fyrstenberga nie zamienili jednak na przełamanie ani jednego z trzech „breakpointów”. Niewykorzystane okazje zemściły się na nich w dwunastym gemie, w którym to Kubot nie utrzymał podania i rywale wyrównali stan meczu.

Polacy dobrze rozpoczęli również decydującą odsłonę spotkania. Prowadzili już 4:2, a później mieli jeszcze piłkę na 5:3. Niestety i tym razem nie byli w stanie utrzymać wypracowanej przewagi do końca. Gospodarze odrobili stratę „breaka” i do rozstrzygnięcia konieczny okazał się tie-break. W tej dodatkowej rozgrywce japoński duet był zdecydowanie lepszy i stracił tylko dwa punkty.

Przegrana Łukasza Kubota i Jana Zielińskiego sprawiła, że losy meczu zostały rozstrzygnięte już po trzech spotkaniach. Wynik spotkania ustalił Kaichi Uchida, który w ostatnim pojedynku pokonała Maksa Kaśnikowskiego 6:2 7:5.

Reprezentacja Polski we wrześniu ponownie będzie walczyć Grupie Światowej II. Rywala poznamy po zakończeniu weekendu.


Wyniki

Japonia – Polska 4:0

Yoshito Nishioka – Daniel Michalski 6:3 6:2

Taro Daniel – Kacper Żuk 6:3 6:4

B. McLachlan, Y. Watanuki – Ł. Kubot, J. Zieliński 4:6 7:5 7:6(2)

Kaichi Uchida – Maks Kaśnikowki 6:2 7:5

Hua Hin. Lin Zhu z pierwszym tytułem w karierze

/ Łukasz Duraj , źródło: www.wtatennis.com/własne, foto: AFP

W niedzielne popołudnie zakończył się turniej rangi WTA 250 w Hua Hin. O tytuł w tej imprezie zmierzyły się Ukrainka Łesia Curenko i Chinka Lin Zhu. Ostatecznie lepsza okazała się Azjatka, która zwyciężyła w dwóch setach.

Turniej w popularnym tajlandzkim kurorcie nie był najmocniej obsadzony. Zabrakło w nim zawodniczek z pierwszej trzydziestki rankingu, a w finale widzowie mogli zobaczyć dwie nierozstawione tenisistki.

Choć jedyne wcześniejsze starcie obu pań wygrała Curenko, trudno było uznać ją za wyraźną faworytkę. Po stronie Ukrainki z pewnością stało doświadczenie – ma ona na koncie cztery tytuły rangi International, a w drodze do ostatniego meczu w Tajlandii wyeliminowała między innymi Niemkę Tatjanę Marię i Kanadyjkę Biankę Andreescu.

Na korzyść Chinki mogły za to przemawiać jej najnowsze rezultaty. 29-latka stosunkowo niedawno przebiła się do szerokiej czołówki kobiecych rozgrywek, ale jej występ w Australian Open 2023 pozostawił bardzo dobre wrażenie. Na kortach w Melbourne tenisistka z Wuxi pokonała Greczynkę Marię Sakkari, a w czwartej rundzie stoczyła wyrównany bój z późniejszą półfinalistką Wiktorią Azarenką.

Spotkanie na korcie centralnym rozpoczęło się od przełamania, a przewagę wywalczyła sobie Curenko. Chwilę później Ukrainka potwierdziła swoją tymczasową dominację wygranym podaniem, korzystając z solidnego backhandu i dużej liczby niewymuszonych błędów rywalki. W pierwszej fazie seta reprezentantka Państwa Środka musiała ciężko pracować, by zdobywać punkty, ale stopniowo poprawiała celność uderzeń i zdołała szybko odrobić straty, wyrównując wynik na 2:2.

Kolejne dwa gemy zakończyły się przełamaniami. Mimo remisu na tablicy lepsze wrażenie zaczęła sprawiać Chinka. W jej grze pojawiły się próby przejęcia inicjatywy i kończenia wymian „winnerami”, posyłanymi tak z backhandu, jak i z forhandu. Tendencje te znalazły potwierdzenie także w rezultacie. Przy stanie 4:3 Zhu zapisała na swoim koncie kolejnego „breaka” i serwowała, by zamknąć pierwszą partię.

Sztuka ta nie udała się z powodu agresywnej gry Curenko, która postawiła wszystko na jedną kartę i odebrała podanie rywalki do zera. Wysiłek Ukrainki okazał się jednak daremny. Przeciwniczka łatwo przełamała ją już w następnym gemie i – dzięki efektownym uderzeniom kończącym – wygrała seta 6:4.

Drugą partię ponownie rozpoczynała Zhu. Tym razem Azjatka utrzymała serwis i prowadziła 1:0. Pierwsze przełamanie w secie także należało do niej i miało miejsce w czwartym gemie. Chinka grała ostro i głęboko, ale przytrafiało jej się także sporo niewymuszonych błędów. Fakt ten wykorzystała 33-letnia Ukrainka, która dość łatwo odrobiła „breaka” i zmniejszyła straty do stanu 2:3.

Kolejne dwa gemy to wymiana przełamań, która sprawiła, że starsza z tenisistek utrzymała się w grze. By wyrównać potrzebowała ona jednak wygranej przy własnym podaniu, czego nie udało się osiągnąć. Przy stanie 5:3 Zhu serwowała zatem, by wygrać cały mecz. Gem był zacięty i była w nim piłka meczowa, ale ostatecznie zdobyła go Curenko. Szczególnie kosztowny mógł okazać się błąd, jaki Zhu popełniła przy smeczu, ale finalnie nie miał on znaczenia. Chinka zdołała bowiem jeszcze raz odebrać serwis rywalce i wygrać partię wynikiem 6:4.

Triumf w Hua Hin jest pierwszym w karierze Zhu i oznacza, że awansuje ona do pierwszej pięćdziesiątki rankingu WTA.


Wyniki

Finał singla 

Lin Zhu (Chiny) – Łesia Curenko (Ukraina) 6:4 6:4

IO Paryż 2024. Bortniczuk nie godzi się na udział Rosji i Białorusi

/ Jakub Ślotała , źródło: własne/TVP/RMF, foto: AFP

Międzynarodowy Komitet Olimpijski rozważa dopuszczenie rosyjskich oraz białoruskich zawodników na zasadach neutralności do przyszłorocznych igrzysk w Paryżu. Niezależnie od ewentualnej formy końcowej, sama koncepcja spotyka się z ogromną falą krytyki. Głos zabrał również polski Minister Sportu, Kamil Bortniczuk.

Kolejnym punktem zapalnym wielomiesięcznych dyskusji była propozycja Olimpijskiej Rady Azji skierowana do zawodników z Rosji i Białorusi. Sportowcy mieli dostać możliwość rywalizacji w zawodach oraz kwalifikacjach olimpijskich rozgrywanych na kontynencie. Takiego scenariusza nie akceptuje Bortniczuk i wierzy, że nie jest w swoim stanowisku odosobniony.

– W przyszłym tygodniu wstępnie umówiliśmy się na wideokonferencję 10 lutego. Światło dzienne ujrzy bardzo mocne stanowisko przedstawicieli tych 40 krajów, które w sposób wyraźny sprzeciwią się udziałowi Rosjan i Białorusinów w igrzyskach olimpijskich – mówił Minister Sportu dla TVP.

Co jeśli samo stanowisko nie wystarczy, żeby wpłynąć na decyzje MKOI?

– Moje osobiste zdanie jest takie, że jeżeli sportowcy z Białorusi i z Rosji zostaliby dopuszczeni do igrzysk w 2024 roku, to powinniśmy po prostu igrzyska zbojkotować, nie powinno być udziału w takich igrzyskach – kontynuował w jednym z porannych programów RMF FM. – Z pewnością będę namawiał wszystkich, żeby taką decyzję podjąć – dodał.

Jednoznaczne stanowisko zajmuje również strona ukraińska. Prezydent Zełenski w jednym z wpisów na MS nazywa ewentualne dopuszczenie zawodników wspomnianych krajów do rywalizacji, legitymizacją agresji poprzez sport.

Minister Spraw Zagranicznych Ukrainy wskazuje również inne argumenty:

– Rosja zdobyła 71 medali na igrzyskach olimpijskich w Tokio. 45 z nich zdobyli sportowcy, którzy byli jednocześnie członkami Centralnego Klubu Sportowego Armii Rosyjskiej – zaważył za pośrednictwem Twittera.

Igrzyska w Paryżu rozpoczną się 26 lipca i potrwają do 11 sierpnia 2024.