Roland Garros. Ach gdyby to był ćwierćfinał Wimbledonu…
Korespondencja z Paryża, Adam Romer
Po niemal siedmiu i pół godzinie oczekiwania Iga Świątek wyszła na kort Suzanne Lenglen, zagrała sześć gemów i po 31 minutach jej rywalka skreczowała. Polka w środę zagra w ćwierćfinale z Coco Gauff
Cierpliwość polskich kibiców została w poniedziałek wystawiona na wyjątkową próbę. Najpierw Beatriz Haddad-Maia grała prawie cztery godziny z Hiszpanką Sarą Sorribes Tormo, a potem kolejne pięć setów dorzucili Holger Rune z Francisco Cerundolo. W czasie, gdy na korcie Suzanne Lenglen zagrano te dwa mecze na korcie centralnym udało się rozegrać cały plan dzienny.
Ostatecznie około 19.45 Iga Świątek i Lesia Curenko wyszły na kort.
O samym meczu trudno powiedzieć coś znaczącego, bo toczył się tak, tak wszyscy się tego spodziewali. Kolejne gemy wpadały na konto Polki, a Ukrainka, po kolejnych sprintach, coraz bardziej wyglądała na skołowaną.
Po jednej z dłuższych wymian widać było wyraźnie jak z trudem łapie powietrze. Paradoksalnie, gdy wreszcie udało jej się wygrać gema i to przy serwisie Świątek, usiadła na ławeczce i poprosiła o pomoc lekarską.
To co wiadomo, to że nie chodziło o kontuzję mięśniową, a jedynie mierzono jej ciśnienie. Ukrainka wyszła na kort, rozegrała jeszcze jeden gem, zresztą przegrany, i poddała mecz. Schodząc z kortu Curenko dostała spore brawa.
– Prawdopodobnie mam to samo co Rybakina. Nie byłam w stanie wczoraj trenować, a na korcie spędziłam zaledwie 10 minut. Jesteśmy tylko ludźmi i czasami chorujemy – wyjaśniała Ukrainka na pomeczowej konferencji prasowej.
– Zagranie meczu z Igą było dla mnie priorytetem, ale w takim stanie nie było to możliwe. Cenię Igę za to jaką jest tenisistką, ale też jaką jest osobą – dodała Curenko i na pytanie czy Polka może obronić tytuł odpowiedziała: „Tak, oczywiście.”
Ostatnie 15 minut to był już show Igi Świątek, a właściwie polskich kibiców, którzy oblegli kort ze wszystkich stron i domagali się autografów i zdjęć ze swoją mistrzynią. Iga grzecznie zrobiła rundkę, podpisywała flagi, piłki i inne gadżety oraz cykała fotki.
– Miałam takie wrażenie, że polscy kibice mogą mieć niedosyt, że to był taki szybki mecz, a że czułam się dobrze, to ten czas mogłam poświęcić im – wyjaśniała sama tenisistka.
– Dziś czułam się wyjątkowo dobrze. Długie czekanie zupełnie mi nie przeszkodziło. Nawet trochę się zdrzemnęłam przed meczem – opowiadała Polka na pomeczowej konferencji. Pozwoliła sobie nawet na kilka żartów. Na pytanie o to, co czuje będąc w ćwierćfinale odpowiedziała: „Gdyby to był ćwierćfinał na Wimbledonie, to byłabym zachwycona…”
Kolejny występ Polki już w środę. W ćwierćfinale zagra z Coco Gauff, z którą mierzyła się tu w ubiegłorocznym finale. Bilans spotkań Igi z Coco to 6-0 dla Polki, w setach 12-0.