Iga Świątek pokonała 6:2, 7:6(7) w półfinale Rolanda Garrosa Beatriz Haddad Maię i po raz trzeci w karierze zameldowała się w Paryżu w finale. W sobotę o 15.00 zagra z Karoliną Muchovą.
Brazylijka bardzo dobrze rozpoczęła spotkanie i dzięki agresywnym returnom już w pierwszym gemie odebrała podanie rywalce. Liderka światowego rankingu błyskawicznie odrobiła jednak stratę. Wyrównana walka w tej części meczu toczyła się tylko do wyniku 2:2. Od tego momentu kontrolę nad przebiegiem gry przejęła obrończyni, która wygrała cztery gemy z rzędu i objęła prowadzenie w meczu.
Haddad Maia nie zamierzała się jednak poddawać, która już w pierwszym gemie wypracowała sobie „breakpointa”, ale nie zdołała go wykorzystać. Tenisistka z Ameryki Południowej dopięła jednak swego w trzecim gemie. Podopieczna Tomasza Wiktorowskiego odrobiła stratę na 3:3, ale widać było, że w tym fragmencie gry obniżyła trochę poziom swojej gry. Świątek popełniała więcej błędów, trochę za bardzo się spieszyła i atakowała z nie do końca przygotowanych pozycji. Od tego momentu gra toczyła się już zgodnie z regułą własnego podania i do rozstrzygnięcia konieczny okazał się tie-break, choć Polka w dziewiątym gemie musiała bronić kolejnych trzech „breakpointów”. W tej dodatkowej rozgrywce niżej sklasyfikowana z tenisistek prowadziła już 5:3 i mogła jeszcze podwyższyć prowadzenie, ale popsuła łatwego woleja. Reprezentantka Brazylii wypracowała sobie piłkę setową, ale popełniła przy niej błąd z forhandu. Chwilę później to Świątek wywalczyła sobie okazje na zakończenie spotkania, ale rywalka obroniła się świetną forhandową kontrą. Przy drugiej musiała już jednak skapitulować i po 2 godzinach i 9 minutach to reprezentantka Biało-Czerwonych mogła cieszyć się z wygranej.
W finale Iga Świątek zmierzy się z Karoliną Muchovą, która pokonała Arynę Sabalenkę. Więcej TUTAJ.
Karolina Muchova została pierwszą finalistką tegorocznej edycji paryskiej imprezy. Czeszka po ponad trzech godzinach niesamowitej walki wyrzuciła z turnieju Arynę Sabalenkę.
Na początku spotkania obie tenisistki pilnowały własnych serwisów. Obie grały bardzo odważny, otwarty tenis i starały się zdobywać punkty na własnych warunkach. Wiceliderka światowego rankingu miała dwa „breakpointy” w czwartym gemie, ale żadnego nie wykorzystała. Czeszka cały czas bardzo dobrze serwowała i starała się wywierać presję na podaniu rywalki. Gdy miała okazję zmieniała rytm slajsem, nie bała się podchodzić do siatki czy zaskakiwać delikatnymi skrótami. Taka gra przyniosła efekt w postaci przełamanie na 5:4. Po zmianie stron Muchova wypracowała sobie piłkę setową we własnym gemie serwisowym, ale mistrzyni Australian Open wybroniła się agresywną akcją z głębi kortu i odrobiła stratę. Do rozstrzygnięcia konieczny okazał się tie-break. Tę dodatkową rozgrywkę lepiej rozpoczęła niżej sklasyfikowana z tenisistek, która odskoczyła na 3:0 i 4:2. Białorusinka zdołała jeszcze wyjść na 5:4, ale trzy kolejne punkty padły łupem Muchovej, która zakończyła seta niesamowitą kontrą backhandową po linii.
Reprezentantka naszych południowych sąsiadów bardzo dobrze rozpoczęła również drugą odsłonę spotkania i odskoczyła na 2:0. Sabalenka szybko przystąpiła jednak do kontrataku i od razu odrobiła stratę „breaka”. W tej części meczu to 25-latka urodzona w Mińsku była dominującą stroną i siódmym gemie po raz drugi odebrała podanie rywalce. W tym momencie w grze turniejowej „dwójki” coś się zacięło. Zaczęła popełniać zdecydowanie zbyt dużo niewymuszonych błędów. Muchova błyskawicznie to wykorzystała i odrobiła stratę. Później gra toczyła się już zgodnie z regułą własnego serwisu i do rozegrania ponownie konieczny okazała się „trzynasty gem”. Czeszka jako pierwsza zdobyła „mini-breaka” na 2:1, ale trzy kolejne punkty padły łupem faworytki, która już końca nie oddała prowadzenia. Przy pierwszej piłce setowej Sabalenka popełniła podwójny błąd serwisowy, ale przy drugiej wykończyła agresywną akcję smeczem po koźle i wyrównała stan rywalizacji.
W drugim gemie decydującej partii czeska tenisistka wyszła z nie lada tarapatów i utrzymała podanie, broniąc łącznie czterech „breakpointów”, z czego trzech z rzędu. Z każdym kolejnym gemem optyczną przewagę na korcie zyskiwała wiceliderka rankingu. Potwierdziła to w szóstym gemie, w którym jako pierwsza zdobyła przełamanie, dzięki czemu chwilę później prowadziła już 5:2. W ósmym gemie Sabalenka wypracowała sobie pierwszą piłkę meczową, ale Muchova obroniła się świetnym forhandem i utrzymała podanie. Od tego momentu Białorusinkę zupełnie się posypała. Zaczęła popełniać coraz więcej błędów. Przy wyniku 5:5 reprezentantka naszych wschodnich sąsiadów miała dwie piłki, żeby wyjść na prowadzenie, ale popełniła dwa podwójne błędy serwisowe i straciła podanie. Po zmianie stron Czeszka zachowała zimną krew. Utrzymała serwis bez straty punktu i po 3 godzinach i 13 minutach walki mogła cieszyć się z największego sukcesu w karierze.
Karolina Muchova w finale zmierzy się albo z Igą Świątek albo z Beatriz Haddad Maią.
W czwartek poznaliśmy pierwszych mistrzów tegorocznego Roland Garros. W finale gry mieszanej Miyu Kato i Tim Puetz pokonali Michaela Venusa i Biancę Andreescu.
Wśród walczących o tytuł w mikście znalazły się same ciekawe nazwiska, a szczególną uwagę kibiców przyciągały tenisistki. Bardziej znana Bianca Andreescu ma na koncie trofeum za zwycięstwo w US Open w 2019 roku i sięgnęła czwartej lokaty w singlowym rankingu, zaś Miyu Kato była niedawno bohaterką kontrowersyjnej sytuacji, po której została wykluczona z kobiecego turnieju debla. Start w grze mieszanej był zatem dla niej okazją do powetowania sobie tamtej dyskwalifikacji.
Jeśli chodzi o Puetza i Venusa, to obaj są czołowymi deblistami, a do tego doskonale się znają. W 2021 i 2022 roku tworzyli bowiem duet i osiągnęli razem siedem finałów turniejów ATP, zdobywając trzy tytuły.
Ponadto Michael może pochwalić się – wywalczonym wspólnie z Marcusem Daniellem – brązowym medalem Igrzysk Olimpijskich w Tokio oraz mistrzostwem wielkoszlemowym. W 2017 roku wygrał French Open w parze z Ryanem Harrisonem. Nowozelandczykowi nie jest obca także gra mieszana – w US Open dwukrotnie docierał do finału tej konkurencji, ale wciąż nie udało mu się zwyciężyć.
Mecz rozpoczął się od przełamania podania Venusa do 15. Zdobytą przewagę wygranym serwisem potwierdził Puetz, a to oznaczało, że Niemiec i Japonka objęli prowadzenie 2:0. Dystans między parami utrzymał się także po gemach serwisowych pań, a wielkie zasługi w tej kwestii miał Puetz. Aktywność 35-latka pozwoliła jemu i Kato wyjść ze stanu 0:40 i obronić podanie Japonki.
W kolejnym gemie Venus i Andreescu ponownie mieli kłopoty, ale tym razem ocalił ich – grany przy decydującym punkcie – doskonały wolej Bianki. Jednocześnie – po drugiej stronie siatki – nadal znakomicie prezentował się Puetz. Tenisista z Frankfurtu nad Menem był pewny przy swoim podaniu i nie dawał rywalom szans na odrobienie strat.
Te ponownie pojawiły się przy podaniu Japonki i tym razem zostały wykorzystane. W sukcesie pierwszoplanową rolę odgrywał Venus, który dominował w grze z głębi kortu. Fakt, że potem 35-latek wygrał podanie, oznaczał, iż – wraz z Andreescu – pierwszy raz objęli prowadzenie w secie.
Wynik ten sprawiał również, że w kolejnym gemie pod presją znaleźli się Kato i Puetz. Niemiec i Japonka zostali ostatecznie przełamani i przegrali pierwszą partię wynikiem 4:6.
Sześć początkowych gemów drugiego seta powędrowało na konto serwujących. Swoje podanie pierwszy raz utrzymała Kato, która w tej fazie partii podniosła poziom gry i pewnie prezentowała się przy siatce.
Równowaga między duetami utrzymała się do dziewiątego gema, w którym podanie stracił Venus. Ozdobą tego momentu spotkania był decydujący punkt, w którym Kato i Puetz wygrali trudną wymianę w strefie siatki.
Sukces ten oznaczał, że Niemiec dostanie okazję na zamknięcie seta swoim serwisem. Doświadczony tenisista popełnił dwa podwójne błędy, ale świetne woleje Kato pozwoliły azjatycko-europejskiej parze wygrać wyrównanego gema i doprowadzić mecz do super tie-breaka.
W dodatkowym gemie rozgrywanym do dziesięciu wygranych punktów triumfowali Niemiec i Japonka, którzy dzięki temu zdobyli pierwszy wspólny tytuł wielkoszlemowy.
Wyniki
Roland Garros (finał gry mieszanej):
M. Kato (Japonia) / T. Puetz (Niemcy) – B. Andreescu (Kanada) / M. Venus (Nowa Zelandia) 4:6 6:4 10-6
/
Adam Romer
, źródło: Korespondencja z Paryża, foto: AFP
Korespondencja z Paryża, Adam Romer
Powoli nową, świecką tradycją zdaje się być w Paryżu pojedynek Caspera Ruuda z Holgerem Rune. Obaj Skandynawowie grali przed rokiem i grali w tym. Tak właśnie może wyglądać przyszłość męskiego tenisa na Roland Garros.
Nie przypadkiem zarówno przed rokiem, jak i teraz pojedynek Ruuda z Rune organizatorzy ustawili jako sesję wieczorną. Zresztą ostatnią, bo od czwartku nie gra się już na Roland Garros wieczorami. Po prostu za mało meczów i nie da się podzielić kibiców i niejako przymusić ich do kupowania dwóch biletów.
Sesja wieczorna – kopalnia pieniędzy
– Mamy bilety na sesję wieczorną, ale koniecznie chcemy zobaczyć Igę. Co zrobić? – ile jak takich pytań dostałem od bliższych lub dalszych znajomych w poniedziałek i wtorek, w drugim tygodniu turnieju. Szefostwo Francuskiej Federacji Tenisowej (FFT) wpadło przed rokiem na genialny pomysł jak maksymalizować i tak już niemałe zyski (sięgają dziś z jednego turnieju gdzieś okolic pół miliarda euro). Przy kolejnych przebudowach i renowacjach obiektu zamontowano na wszystkich kortach sztuczne światła i zdecydowano o graniu po zmierzchu. Na korcie centralnym im. Philippa Chatrier, wzorem Melbourne i Nowego Jorku, oddzielono wieczorny mecz i kazano kibicom kupować na niego dodatkowe bilety.
Tylko w wtorek i środę był to dodatkowy wydatek rzędu 105 lub 130 euro (są dwie kategorie biletów). Tylko za jeden mecz i wejście na obiekt dopiero od godziny 18.00. Dla porównania sesja dzienna obejmująca trzy mecze kosztowała w tych dniach odpowiednio 115 lub 145 euro.
Nic dziwnego, że dyrektorka turnieju Amelie Mauresmo ma od roku ból głowy z wyznaczeniem kolejnych pojedynków sesji wieczornej, by za takie pieniądze nie były one zbyt krótkie i niesatysfakcjonujące dla kibiców.
Raz Stefanos, raz Holger
– Holger nie za to zapłaciliśmy! – krzyczał jeden z kibiców francuskich po godzinie gry, gdy młodszy ze Skandynawów, Rune przegrywał z kretesem 1:6, 2:6 w środowy wieczór.
Rzeczywiście w pewnym momencie Duńczyk wziął się do roboty. Wyglądał jak ktoś, kto potrzebował długiej rozbiegówki, by rozgrzać się i ruszyć na starszego Rune. Zaczął skracać wymiany, więcej ryzykować i zdecydowanie więcej trafiać z forhendu.
Historia niemal identyczna do tej, jaką wieczorni kibice przeżyli we wtorek. Tam również mężczyźni – w tym roku podobnie jak w 2022 kobiety w sesji wieczornej zagrały tylko raz – Stefanos Tsitsipas grał z Carlosem Alcarazem i przez półtorej godziny mecz był wyjątkowo nudny. Grek słaniał się na nogach a atletyczny Hiszpan robił co chciał. Niejeden dziennikarz z machnięciem ręką wyszedł z kortu, gdy lider rankingu przełamał Tsitsipasa w trzeciej partii.
– Już nigdy w życiu nie wezmę melatoniny przez meczem – tłumaczył się Grek mediom po poniedziałkowym meczu. Za swoją ospałość i brak agresji w grze w początkowych fazach obwiniał środek na sen, który zażył dzień wcześniej.
Czy pomoże? Trzeba się będzie przekonać przy kolejnym starciu Hiszpana z Grekiem. To w Paryżu przyniosło zaledwie namiastkę emocji za które prawie 15 tysięcy widzów (był prawie pełny stadion) zapłaciło przypominam po 105 lub 130 euro.
The Coach nie pomógł
Tak patrząc, widzowie ze środowej sesji wieczornej, mogli się poczuć usatysfakcjonowani, bo za te same pieniądze dostali jednego seta więcej.
Rune niesiony dopingiem publiczności (bynajmniej nie dlatego, że są za Duńczykiem, a dlatego, że chcieli dłuższego meczu) wygrał trzecią partię czym przedłużył o dobre 45 minut spektakl na korcie centralnym.
Na więcej stać go już nie było, a meczu nie przedłużyła żadna aktywistka przyklejająca się do słupka podtrzymującego siatkę – tak zdarzyło się przed rokiem, gdy mecz Skandynawów przerwano na ponad pół godziny.
W tych okolicznościach 24-letni Ruud spokojnie i metodycznie kruszył opór młodszego, nieco bardziej szalonego Duńczyka i po raz drugi w historii Roland Garros w wieczornej sesji dwóch tenisistów skandynawskich wykazał swoją wyższość.
Holgerowi Rune nie pomógł nawet Patrick Mouratoglu, który zasiadł w jego boksie, a którego złośliwi (nie tylko w Polsce) wysłali już w trakcie wtorkowych meczów na wakacje. Przegrali bowiem jego najsłynniejsi obecnie podopieczni – Coco Gauff i właśnie Rune, a „the Coach” nie był w stanie im pomóc.
Wszyscy jesteśmy Czechami!
Kolejna sesja wieczorna, zapewne za jeszcze większe pieniądze, już za niecałe 12 miesięcy, a bywalcy Roland Garros mogą się już spokojnie szykować na wielki tenis w promieniach słońca.
W czwartek od 15.00 ruszają półfinały turnieju pań, gdzie najpierw Karolina Muchova będzie próbowała pokonać ryczącą na korcie niczym lew Arynę Sabalenkę, a potem Iga Świątek zmierzy się z Brazylijką Beatriz Haddad Maia.
– Jutro wszyscy będziemy Czechami – zapewnialiśmy kolegów z czeskich mediów wychodząc w środową noc z kompleksu Rolanda Garrosa.